Artykuły

W porę przychodzisz, Jagonie

Praktyka faceta oferującego kod do enigmy o nazwie "zdane egzaminy do szkoły aktorskiej" to niebezpieczny, bo dający młodzieży fałszywą nadzieję i nieprawdziwe umiejętności, blef - pisze Łukasz Witt-Michałowski w Lubelskiej Gazecie Teatralnej Proscenium.

Jako student zwiedziłem połowę szkół teatralnych w naszym kraju. Od łódzkiej filmówki aż po wrocławską PWST. Na egzaminach wstępnych do tej pierwszej, na trzecim etapie zmagań o indeks studenta wydziału aktorskiego, profesor Jan Machulski zadał mi etiudę pt. "Sam w domu". Podarowano mi na scenie pół godziny (jak na przeciętny czas kandydata to bardzo dużo). Wymyślałem przeróżne aktywności, co jakiś czas słysząc uwagi gremium profesorskiego: "Już się pobawiłeś", "Już nadłubałeś się w nosie", "To już widzieliśmy", doprowadzające moją kulejącą inwencję na skraj rozpaczy. Wreszcie usiadłem z rezygnacją na proscenium, tępo wpatrując się przed siebie - nie czyniąc zupełnie nic. "O to nam chodziło, dziękujemy". I zostałem, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, przyjęty.

Pokazano mi wczoraj ogłoszenie "Aktora, reżysera i pedagoga" reklamującego się jako spec od przygotowania kandydatów do szkół aktorskich. Człowiek ów, choć sam nigdy do żadnej nie uczęszczał, jak na pedagoga przystało oferuje pomocną dłoń oraz profesjonalne, głębokie spojrzenie wraz z budującym słowem: "Wierzę w ciebie".

Prócz wiary serwuje wiedzę o tym, "jak zbudować odpowiedni stan emocjonalny i utrzymać go na przestrzeni etiudy", dzięki której "kosmiczne zadania na egzaminie wydadzą się mniej karkołomne". Obiecuje rozgryzanie tak dziwnych zadań jak "proszę zagrać igłę w stogu siana". Ci, którzy dadzą się nabrać i zdecydują się na kurs za jedyne pięć złotych za godzinę, otrzymają na koniec "zaświadczenie o przebytym szkoleniu".

Już jako student obejrzałem dziesiątki egzaminów wstępnych do szkół teatralnych. Nigdy i nigdzie żaden z profesorów nie wymagał od zdającego "utrzymania stanu emocjonalnego na przestrzeni całej etiudy", ponieważ nikt się nie spodziewa, że narybek będzie potrafił to uczynić. Szuka się wiarygodności poszczególnych "stanów", cokolwiek to słowo może oznaczać. Nikt nie wymaga od kandydata, aby umiejętnie wcielił się w "igłę w stogu siana", ponieważ to nic nie znaczy. Wprawdzie funkcjonują anegdoty na temat młodziana, który, poproszony o rozśmieszenie pana Kobuszewskiego, zapytał: "A który to z panów?", jednakże takie zabiegi służą komisji zazwyczaj do "uwalenia" kandydata i żadne patenty, poza spontanicznością i naturalnością, niczego tu nie wskórają. "Zaświadczenie o przebytym szkoleniu" to strzał w kolano z racji tego, że grono pedagogiczne poszukuje osób świeżych i niedoświadczonych, a nie zmanierowanych i ukształtowanych.

Praktyka faceta oferującego kod do enigmy o nazwie "zdane egzaminy do szkoły aktorskiej" to niebezpieczny, bo dający młodzieży fałszywą nadzieję i nieprawdziwe umiejętności, blef. To, czego oczekuje się od kandydata, to autentyczność, a nie kit o nauce latania dla orłów.

--

Na zdjęciu: Łukasz Witt-Michałowski, reżyser, założyciel i dyrektor lubelskiej Sceny Prapremier InVitro

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji