Artykuły

Wszystko jest z wody

"Diccillu" w choreogr. Lindy Magnifico grupy Cie. Dysoundbo i "Room 40" w choreogr. Macieja Kuźmińskiego na VIII Gdańskim Festiwalu Tańca. Pisze Mirosław Baran.

Nie można sobie wyobrazić dwóch innych przedstawień, które byłyby tak różne- tak odmiennie traktowały ruch oraz samą funcję teatru - jak "Diccillu" formacji Cie. Dysoundbo oraz "Room 40" w choreografii Macieja Kuźmińskiego, pokazane czwartego dnia Gdańskiego Festiwalu Tańca.

Pochodząca z Sycylii choreografka Linda Magnifico w przedstawieniu "Diccillu" [na zdjęciu] powraca w swoje rodzinne strony. Spektakl jest opowieścią o sycylijskich kobietach, z ich przywarami, troskami, nieśpiesznym rytmem dnia, utraconą miłością. To świat bez mężczyzn, którego reguły ustalają same kobiety i same pilnują ich przestrzegania.

Przedstawienie rozpoczyna zdecydowanie zbyt długa scena rozwieszania prania, w trakcie której kobiety plotkują, spierają się. Właśnie takie interakcje stanowią oś całego spektaklu.

"Diccillu" jest w pewnym sensie przedstawieniem inicjacyjnym: główna bohaterka, najmłodsza z czterech tancerek, dopiero wchodzi w świat sycylijskich kobiet. Poznaje jego reguły, jest strojona przez towarzyszki, besztana i instruowana.

Zdecydowanie słabą stroną przedstawienia - w końcu tanecznego - jest choreografia. Pojawia się pomiędzy udramatyzowanymi scenkami zdecydowanie zbyt rzadko, a gdy już jest obecna, to nie poraża oryginalnością czy precyzyjną kompozycją. Plusem jest z to wykonywana na żywo muzyka (klawisze, gitara i kobiecy wokal), nawiązująca do kultury południa Włoch. Choć nie jest to bliska mi estetyka, przyznać trzeba, że muzyka dynamizuje niezbyt ciekawy dramaturgicznie spektakl.

"Diccillu" kończy radosna scena, w której bohaterki zapominają o obowiązkach i regułach, zacząć się wesoło oblewać i chlapać wodą (moment symbolicznego oczyszczenia?). Jak całe przedstawienie, jest to wyraźnie sentymentalny, może nawet mocno wyidealizowany powrót choreografki do czasu i miejsca swojego dzieciństwa. Jednak końcowy efekt jest zdecydowanie mniej atrakcyjny i ciekawy dla widzów, niż autorki spektaklu.

W "Room 40" choreograf Maciej Kuźmiński przedstawia kompletnie odmienny pomysł na teatr i ruch niż Magnifico. Przedstawienie zaczyna od gry z konwencją i oczekiwaniami widzów. Gdy publiczność wchodzi do sali, pusta scena jest delikatnie oświetlona. Jednak przez długi - niepokojąco, nużąco długi - czas tancerki nie pojawiają się, tylko z oddali dobiega cicha, operowa muzyka (która potem, już w pełnej głośności, stanowić będzie ścieżkę dźwiękową przedstawienia).

W końcu gaśnie światło, po rozjaśnieniu widzimy cztery nieruchome tancerki w gimnastycznej pozycji plank (jakby przygotowane do robienia pompek): z prostym ciałem, dłońmi i palcami stóp na podłodze. I znów minuty mijają a ruch się nie pojawia: jesteśmy za to światkami rosnącego wyczerpania fizycznego tancerek, widzimy ich drgające od rosnącego wysiłku mięśnie, słyszymy przyspieszony oddech. Co ważne, praktycznie ani przez moment nie jesteśmy w stanie wyraźnie zobaczyć ich twarzy. W końcu artystki, bardzo płynnie przechodzą z wyczerpującego bezruchu do ciekawej, skomplikowanej ale subtelnej jednocześnie choreografii, w całości wykonywanej w parterze. Ruch początkowo idealnie synchroniczny, powtarza się, rozbija na choreografie solowe.

Po kolejnym wyciemnieniu na utrzymanej w półmroku scenie widzimy zwisający biały sznur (?), na środku dużą kałużę wody, a w niej kompletnie nagą tancerkę (twarz pozostaje praktycznie niewidoczna). Jej taniec - znów tylko w parterze - przypomina choreografię ze sceny poprzedniej, ale wzbogacony jest o efekty możliwe do osiągnięcia dzięki wodzie: starannie zaplanowane, efektowne poślizgi czy rozbryzgujące się na wszystkie strony krople. W tej szalenie estetycznej choreografii naprzemiennie następują po sobie fazy ruchu i bezruchu, by znów zagrać z oczekiwaniami widzów. W pewnym momencie tancerka zastyga w początkowej pozycji plank; to koniec spektaklu, ale nikt nie wychodzi do braw, a tancerka trwa nieruchomo na scenie.

W "Room 40" Kuźmiński wkracza w rejony filozoficzne czy wręcz metafizyczne. Jednak nie intelektualizuje ich, nie ubiera w słowa swojego przesłania, pozostawia je jedynie na poziomie ulotnego, choć silnego odczucia, wrażenia. Spektakl - to oczywiste - tematyzuje ludzkie ciało; z jednej strony niezwykle kruche, podatne na zmęczenie, przemijające, z drugiej szalenie piękne w ruchu. Jednak to nie wszystko: "Room 40" to opowieść w duchu egzystencjalna, każe nam myśleć o ulotności piękna, ale też nietrwałości naszego życia, o świadomości zamkniętej w ciele na początku młodym i sprawnym, ale i tak nieodwołanie skazanym na śmierć.

"Room 40" to widowisko niezwykłe: przełamujące naszego oczekiwania, nie oferujące łatwego odbioru, jednocześnie wręcz zjawiskowo piękne, zbudowane na subtelnym ruchu, w uniwersalny, w zmetaforyzowany sposób opowiadające o naszym wspólnym doświadczeniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji