Niech sczezną artyści?
Z mojego skromnego i trochę niewygodnego miejsca w warszawskiej "Stodole" mogłem jednak zobaczyć to, co ważne w nowym programie Tadeusza Kantora, pokazanym w stolicy. Przede wszystkim - szereg pięknych, niezwykłych, olśniewających obrazów. Las drewnianych krzyży na wiejskim cmentarzu. Drzwi, przez które wejdą na scenę wszystkie postacie w określonym porządku. Ogromnego konia - ze szkieletem ma wierzchu, jako symbol śmierci, a jednak i fascynacji. Grupę generałów w rogatywkach, w mundurach srebrzystych. Szubiendcę raz po raz zapadająca nad skazańcem. Dziewczynę z czarną flagą śmierci, znakiem o wielorakim sensie. Końcową defiladę, zarazem żałobną i witalną...
Muzyka, raz po raz rozbrzmiewająca, organizuje te obrazy, dodaje im znaczenia. Oto melodie patriotyczne, legionów, żarliwe i gniewne: ..Pierwsza brygada". Oto pieśni religijne: "Święty Boże, Święty Mocny" z decydującą inwokacją: "Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie". W okresie 64 lat, w których rozgrywa się ów spektakl przeżyliśmy ciąg wojen, których wyobraźnia zbiorowa lękała się jak pożarów czy morowego powietrza. Ale i melodie tanga słyszymy ze sceny. I piosenki najświeższej daty. Obrazy tego spektaklu unoszone są nie tylko ruchem scenicznym, ale i dźwiękiem, porządkującym wyobrażenie czasu.
Bo właśnie czas (jednostkowy i zbiorowy) staje się coraz wyraźniej bohaterem widowisk Kantora. Czas napływający pod działaniem pamięci, wzruszeń i wspomnień. Jak w nowoczesnej powieści, jak w poezji. Czas najmocniej reaguje na sprawy odległego dzieciństwa, już świadomego w pamięci 6-letniego chłopca. Ale i człowieka wzburzonego widowiskami cyrkowymi, widzianymi w młodości. Czy refleksami okupacji 1939-1945, gdy przyszły twórca "Wielopola", "Umarłej klasy" i najnowszego spektaklu definiował się po raz pierwszy jako artysta. Wiemy, z pięknego dzieła ogłoszonego w 1984 przez Wyd. Literackie, jakie znaczenie miały dla Kantora owe konspiracyjne spektakle "Balladyny" i "Powrotu Odysa". Do nich nawiązywał artysta w pierwszej swej scenografii powojennej, do "Dwóch teatrów" u Adwentowicza. I w "Balladynie", inscenizowanej dużo później wraz z Mieczysławem Górkiewiczem.
Rozumiemy więc tytuł najnowszego spektaklu "Niech sczezną artyści". Sczezną? To nie jest identyczne z pojęciem: "Niech zginą". Szczezną, czyli znikną w zapomnieniu, niezrozumieniu, niesławie, niełasce. Ale to nie znaczy by razem ze swymi przedstawicielami miała zniknąć sztuka. Będzie się nieustannie odradzać. I identyfikować z samą istotą społecznego życia. Dlaczego autor i reżyser spektaklu Tadeusz Kantor, jest bez przerwy obecny na scenie? Dlaczego daje jakieś ekstatyczne znaki? Myślę, że są one przeznaczone - przede wszystkim dla widzów. Komentują rozwój scenicznych wydarzeń, ich melodię. Wciągają do współudziału całą publiczność, zespalając ją z autorami widowiska.
Spektakl Kantora obiegł triumfalnie wiele krajów. Był to hołd podwójny: dla sztuki, jako współorganizatorki nowoczesnego życia. I dla Polski, która sztuce współzawdzięcza swe trwanie, z niej czerpiąc niemało swej siły.