Artykuły

Operowo-farsowa mistyfikacja

"Dajcie mi tenora!" Kena Ludwiga w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Capitol w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w portalu Teatr dla Was.

Premiery w Teatrze Capitol wypełniają amfiteatr do ostatniego miejsca. Na galowym pokazie "Dajcie mi tenora!" publiczność nie mniej gęsto okupowała schody. Świadczy to o niczym innym, jak o wciąż niesłabnącym zainteresowaniu warszawskich widzów teatrem przy Placu Bankowym, o którym w środowiskowej opinii mówi się, że jest omijany przez recenzentów szerokim łukiem. Co zresztą nie do końca jest prawdą. Na premierze przedstawienia wyreżyserowanego przez Marcina Sławińskiego znanych i popularnych krytyków było co najmniej kilku. A to, czy zechcą o tym co zobaczyli napisać to już inna sprawa. Zresztą raz na jakiś czas dla higieny ducha naprawdę nie zaszkodzi odwiedzić teatru grającego na co dzień komedie czy farsy. Gatunek repertuarowo lekki, choć wielkiego namysłu nie wymaga, jest niczym innym jak rzeczą do oglądania, która nie aspiruje do stawiania wielkich diagnoz, a dla aktorów bywa najczęściej doskonałym tworzywem dla scenicznych transformacji. Wszystko tutaj zależy od poziomu dowcipu, jaki wypracuje reżyser z zespołem aktorskim.

Tekst Kena Ludwiga, amerykańskiego dramaturga znanego przede wszystkim z broadway'owskiego musicalu "Crazy for you", to sprawnie skrojona farsa, zainspirowana tym, co może w warstwie komicznej przynieść sztuczność konwencji operowej. Co prawda czasy, kiedy nie pierwszej młodości tenor, do tego z nadwagą i w peruce, udawał pełnego temperamentu kochanka, a otyła blondynka z zaginioną metryką starała się być eteryczną amantką, odchodzą pomału w niepamięć, to jednak opera wciąż pozostaje w sztuce jednym z najbardziej nierzeczywistych światów. W "Dajcie mi tenora!" jednym z głównych bohaterów jest młody śpiewak amator, przed którym zupełnie niespodziewanie staje szansa dokonania zastępstwa w "Otellu" Verdiego. Tito Merelli, światowej sławy tenor przybyły specjalnie na ten muzyczny wieczór do Cleveland, z powodu "niedyspozycji" na scenie pojawić się nie może. Poszukujące miłosnych uniesień kobiety, krążące niczym orbity wokół gwiazdora, nieświadome są tej przebieranki, co w konsekwencji doprowadza do lawiny całkiem zabawnych sytuacji z silnym podtekstem erotycznym w tle.

Marcinowi Sławińskiemu udało się skompletować obsadę, w której znalazł się między innymi Marek Kaliszuk. Wykształcony w Studio Baduszkowej w Gdyni aktor, zahartowany w wielu musicalowych bojach, z ogromnym wdziękiem wciela się w postać Maxa, marzącego o wielkiej operowej karierze. Kaliszuk niczego nie musi udawać, bo ze śpiewaniem radzi sobie całkiem przyzwoicie, a to ma niewątpliwy wpływ na zasadność intrygi ogniskującej się wokół tzw. nagłego zastępstwa. W roli Tito paroksyzmy śmiechu wywołuje Grzegorz Halama, dla którego pojawienie się na teatralnej scenie musiało być niemałym wyzwaniem. W postaci dyrektora opery znakomicie odnajduje się Andrzej Blumenfeld, prezentując nienaganny słuch farsowy - każdym gestem, spojrzeniem i słowem potrafi oddać stan desperacji, której efektem jest pomysł na użycie szokującej mistyfikacji - tylko to bowiem pozwoli wyjść z dramatycznej sytuacji i uchronić operę przed towarzyskim skandalem i bankructwem. Rozczulenie może budzić "niewinność" Maggie w roli zagranej przez Martę Wierzbicką. Jest jeszcze Katarzyna Skrzynecka w wysmakowanej erotycznie postaci Diany.

Marcin Sławiński, który bardzo dokładnie słucha tego, co proponuje sam autor, umie sprawić, by publiczność przez ponad dwie godziny wciąż zaskakiwana była kolejnymi zwrotami akcji, umie też dawkować dramatyczne napięcie, które potrafi zastopować bardziej romantycznym wtrętem. Momentami jednak czujemy się jak w rozpędzonym pociągu ze sfiksowanymi podróżnymi w środku. Zwłaszcza wtedy, kiedy drzwi od łazienki, garderoby czy sypialni co i rusz zatrzaskiwane są niemal równocześnie, a niecodzienne skojarzenia podbijają znacząco dynamizm spektaklu. Reżyser nie uprawia jednak własnej radosnej twórczości, nie demoluje tekstu, stara się inwencją swoją i aktorów wypełnić to, co jest wpisane w samą sztukę - komedio-farsę z wyraźnie znaczonym wątkiem lirycznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji