Artykuły

Zawsze z pozytywnym rysem

- Jako dziecko mieszkałam w Pile, gdzie teatru nie było. A w latach 80. teatr dla dzieci był faktycznie teatrem tylko dla dzieci i dorośli mogli się w nim nudzić. W nich w dalszym ciągu tkwi to przekonanie, że teatr dla dzieci to męczarnia, a dziś przecież pisze się i wystawia zupełnie inaczej - mówi dramatopisarka Malina Prześluga przed premierą swojej sztuki "A morze nie" w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu.

Malina Prześluga na kilka dni przed premierą w Baju Pomorskim opowiedziała "Nowościom" o swojej najnowszej sztuce

Czy w niedzielę w sztuce "A morze nie" po raz kolejny poruszy Pani na deskach Baja Pomorskiego trudny temat?

- Rzeczywiście sztukę "A morze nie" możemy zakwalifikować do kategorii tak zwanych trudniejszych tematów, chociaż mających całkiem zabawny entourage. To historia o przemijaniu i odchodzeniu, ale w pozytywnym znaczeniu, ponieważ chodzi tu przede wszystkim o to, by cieszyć się dniem i żyć chwilą. Od dłuższego czasu przyglądam się życiu, jego urokom i temu, by doceniać, że jeszcze przez chwilę tu jesteśmy. Nie jest to jednak tekst o tym, że wszyscy umrzemy. Raczej o tym, że mamy to szczęście, że żyjemy. A także o przyjaźni ponad podziałami.

Marchewka i Bałwanek, bohaterowie Pani sztuki, reprezentują dwie różne postawy życiowe...

Tak. Ten Marchewka jest przedstawiony w takim męsko-kowbojskim wydaniu. Mocno zgorzkniały, zmęczony życiem, ale jest i druga postać - Bałwanek, który powstał chwilę temu i nic nie wie o świecie.

Ten zgorzkniały Marchewka to...

- Krzysztof Parda!

To jest ciekawe, bo to przecież młody i entuzjastyczny aktor, ale w teatrze przecież wszystko jest możliwe. Marchewka jest dorosłym, a Bałwanek dzieckiem?

- Otóż to. Tę różnicę pomiędzy bohaterami widać doskonale. Dzieci potrafią patrzeć na świat z tym zachwytem. Jest taka scena w sztuce, w której bohaterowie idą nocą ulicą i Bałwan zachwyca się wszystkim. O studzience kanalizacyjnej mówi, że jest cudowna, o starej gazecie, że jest wspaniała, podziwia fantastyczną latarnię, którą mijają. To zachwyt dziecięcy i radość odkrywania, które lubię w sobie pielęgnować i myślę, że wszystkim dorosłym przyda się takie spojrzenie. To jest tekst, który zachęca nas, by podtrzymać w sobie tę dziecięcą radość, ten entuzjazm, który z wiekiem zostaje przyćmiony przez wszelkie życiowe problemy, obowiązki. Dziecko potrafi żyć poza tym. Ono żyje naprawdę.

Sztuka "A morze nie" to kolejna Pani współpraca z dyrektorem i reżyserem spektaklu Zbigniewem Lisowskim, który mówi że Pani wprowadza powiew świeżości do teatru, a przede wszystkim zachęca młodego widza i jego rodzica do poznaniu teatru problemowego. To już nie są bajki, które dobrze znamy, choć klasyki na deskach Baja Pomorskiego też nie brakuje.

- Dotykam spraw trudnych i często smutnych, ale wszystkie moje teksty mają pozytywny rys. Nie chcę sprzedawać dzieciom smutnych zakończeń, bo na to jeszcze będą miały cały życie.

Ma Pani poczucie, że wychowuje przyszłego, wyrobionego odbiorcę teatru?

- Nie myślę tymi kategoriami. Gdybym pisząc, zastanawiała się nad tym, to mogłabym się zablokować. Wychowanie do teatru to szerszy proces niż moje pisanie. Oczywiście staram się opowiadać o świecie tak, by dzieci uwrażliwiać, by to miało przełożenie na ich życie. "Dziób w dziób" był taką sztuką, kiedy miałam poczucie, że muszę rozprawić się z problemem nietolerancji. W końcu nie bez powodu mówi się: Czym skorupka za młodu nasiąknie...

Całkiem niedawno widziałam w teatrze mamę z dzieckiem, która siedziała z tabletem i tylko czekała, kiedy będzie mogła go włączyć...

- Są takie sytuacje, kiedy rodzic zostawia dziecko w teatrze, a sam siedzi w kawiarni i przegląda Facebooka. To jest bolesne, ale może ci dorośli to widzowie, którzy we własnym dzieciństwie nie mieli możliwości kontaktu z teatrem? To jest pokolenie, do którego ja też należę. Jako dziecko mieszkałam w Pile, gdzie teatru nie było. A w latach 80. teatr dla dzieci był faktycznie teatrem tylko dla dzieci i dorośli mogli się w nim nudzić. W nich w dalszym ciągu tkwi to przekonanie, że teatr dla dzieci to męczarnia dla dorosłych, a dziś przecież pisze się i wystawia zupełnie inaczej, bierze pod uwagę również dorosłe spojrzenie, by ten rodzic też coś z tego miał. To istotne. Dorosły musi po prostu przejść się do teatru kilka razy i odkryć, że to może być ciekawe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji