Artykuły

Kuchenne misterium

- Jest taka opinia, że mężczyzna grający kobietę potrafi o wiele lepiej dotrzeć do esencji kobiecości niż ona sama. Nie bardzo rozumiem ten pogląd, ale oglądając wielokrotnie Japończyków grających kobiety, ulegałem ich urokowi - mówi JAN PESZEK przed premierą "Matki" w Teatrze STU w Krakowie.

Humor, groteska i ironia Witkacego są Panu chyba bardzo bliskie?

- To prawda. Teksty Witkacego są mi bliskie przede wszystkim poprzez zawartą w nich ekspresję, poprzez pogranicze tragiczności i groteski. Ten balans szalenie mi odpowiada. Z twórczością Witkacego zetknąłem się jako bardzo młody aktor, grając Diapanazego Nibka w dyplomowym spektaklu "W małym dworku" w reżyserii Bronisława Dąbrowskiego. Wiele lat później sam zrealizowałem z moimi studentami "Wariata i zakonnicę", które to przedstawienie pokazaliśmy także w Japonii.

A propos. Czyżby pomysł obsadzenia Pana w kobiecej roli wziął się z Pańskiej fascynacji aktorami japońskimi grającymi żeńskie postaci?

- Fascynacja nie minęła. Jest nawet taka opinia, że mężczyzna grający kobietę potrafi o wiele lepiej dotrzeć do esencji kobiecości niż ona sama. Nie bardzo rozumiem ten pogląd, ale oglądając wielokrotnie Japończyków grających kobiety, ulegałem ich urokowi. Powstaje w takim zdarzeniu przekroczenie jakiejś dziwnej granicy, choć zaznaczam, zupełnie nie interesują mnie sensacyjne aspekty takiego pomysłu.

A więc pomysł był Pański?

- Nie, reżysera Piotra Chołodzińskiego, który złożył mi tę propozycję wiele lat temu. Dość długo mocowałem się z nią, mimo że przecież wcześniej grywałem już kobiety, transseksualistów, homoseksualistów i inne kontrowersyjne postaci. Na tę rolę zdecydowałem się po długich przemyśleniach i po dogłębnym zapoznaniu się z zamysłem reżysera. Obsada też nie była bez znaczenia. Mojego scenicznego syna, Leona Węgorzewskiego, gra Błażej - mój syn. Ale również proszę nie dopatrywać się w tym żadnej sensacji. W przedstawieniu spotykają się przede wszystkim dwaj aktorzy. A że przy okazji są nimi ojciec i syn, to tym samym wszelkie konteksty pojawiają się w szerszym ujęciu w sposób naturalny.

Czy fakt, że tytułową bohaterkę gra mężczyzna, przewartościowuje w jakimś stopniu dramat Witkacego?

- Mam wrażenie, że dzięki temu utwór uzyskuje wielowymiarowość, gdyż problem okrutnych relacji pomiędzy rodzicem a dzieckiem staje się o wiele głębszy i nie dotyczy jedynie płci. U Witkacego ten związek ojco-matki z synem jest szalenie toksyczny, wyniszczający, jest ciągłą walką o prymat. Obydwoje nie mogą bez siebie żyć, a jednocześnie niszczą się wzajemnie. Bo problem tkwi w tym, że w gruncie rzeczy są życiowymi nieudacznikami. Obojgu w życiu się nie powiodło i próbują winą obarczyć siebie wzajemnie. Syn, będąc nikim, chce zrobić karierę, matka zaś, w ujęciu reżysera, jest niedoszłą śpiewaczką cierpiącą na kompleks zmarnowanej kariery. Ta walka, która toczy się pomiędzy ojco-matką a synem jest niezwykle fascynująca, bo prawdziwa, dotyczy każdego z nas. Bo każdemu człowiekowi coś się w życiu nie udaje. Muszę przyznać, że, choć z synem gramy jedynie powierzone nam role, jednak, zarówno przede mną, jak i przed nim odżywały podczas prób silne emocje, pewne zaszłości i to chyba dodaje specjalnej ekspresji temu zdarzeniu.

Daniel Gerould, wybitny znawca utworów Witkacego, twierdził, że "Matka" jest nieustającą wampiryczną grą bohaterów...

- To bardzo silny motyw. Leon często nazywa ten związek wampirycznym, matka zaś równie często mówi o synu jako o wampirze, który wysysa z niej krew. Wampiryczny element jest tu oczywisty, jak w każdym toksycznym, wyniszczającym się związku. Podstawą konfliktu jest owo nieudane życie. I to jest motyw w człowieku nigdy nieskończony i niezakończony. Dlatego tekst jest tak aktualny i ponadczasowy.

Ponoć ten odwieczny konflikt pokoleń został rozpisany przez reżysera na świat opery i hip-hopu?

- W życiu każdego dziecka nastaje okres buntu wobec rodziców. Żeby znaleźć dla tego problemu konkretny ślad w spektaklu, reżyser zaproponował, by matka reprezentowała wielką tradycję muzyczną rodem z arii Marii Callas, syn zaś, mówiąc najogólniej, był reprezentantem blokersów. I tu dochodzi do zderzenia dwóch światów zupełnie nie do pogodzenia. Dochodzi też do pojedynku między muzyką z "Carmen" a tańcem wykonywanym przez breakdancera do ostrej muzyki hip-hopu.

Jak Pan sądzi, dlaczego Witkacy określił w podtytule "Matkę" jako sztukę "niesmaczną"?

- W tym utworze dochodzi również do konfrontacji natury obyczajowej. Niesmak bierze się z faktu, że jesteśmy oto świadkami kuchennego misterium, podczas którego wiele brudów pierze się publicznie, czemu sprzeciwia się matka. Leon zaś protestuje przeciwko takiej postawie, nazywając ją pruderyjną. To jest nieustanna konfrontacja różnych sposobów postrzegania świata. Ale mam wielką nadzieję, że wbrew podtytułowi nasze przedstawienie będzie smaczne, bo penetrujące głęboko złożoną naturę człowieka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji