Artykuły

Przygotowania do egzekucji

Trzydziestodwuletni Remigiusz Brzyk, choć należy do reżyserów z pokolenia Rozmaitości, konsekwentnie unika wystawiania dramatów współczesnych, sięgając po utwory rozgrywające się w przeszłości i na ogół mające już swoją tradycję sceniczną. Rozgłos zdobył w roku 2000 nagrodzonymi na katowickim festiwalu Interpretacje {#re#12504}"Czarownicami z Salem"{/#} Millera w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, potem zrealizował w tamtejszym Teatrze Nowym {#re#13925}"Kalekę z Inishmaan"{/#} McDonagha i {#re#18374}"Kadisz"{/#} Gorina, a w krakowskim Starym Teatrze {#re#15002}"Wiśniowy sad"{/#} Czechowa i {#re#21716}"Cara Mikołaja"{/#} Słobodzianka. Również "Mary Stuart" {#au#1693}Hildesheimera{/#}, wyreżyserowana przez niego we Wrocławiu, ma podobny charakter. Prapremierę tej sztuki w grudniu 1970 roku w Schauspielhaus w Dusseldorfie przygotował bowiem Konrad Swinarski, a później dwukrotnie, w Warszawie i Krakowie była ona, grana na polskich scenach.

Utwór Hildesheimera, niemieckiego Żyda, nieomal rówieśnika Tadeusza Kantora, jest rewizją spojrzenia na historię z perspektywy Zagłady. Po doświadczeniu masowego ludobójstwa Hildesheimer dokonał demitologizacji stracenia królowej Szkocji i pretendentki do tronu Anglii w 1587 roku. W jego sztuce "Mary Stuart" umiera samotnie przy pełnej obojętności społeczeństwa, dla którego egzekucja jest okazją do rozgrabienia majątku ofiary i przyśpieszenia karier. Przedstawiane w wielu tragediach ostatnie godziny życia władczyni Hildesheimer pozbawił patosu, ukazując jej zmaganie się ze strachem, daremne próby ocalenia godności, bezcelowe protesty, desperackie szukanie pociechy w religii, a wreszcie rezygnację. Przy czym dramatopisarz nie omieszkał podkreślić uprzywilejowanej pozycji monarchini, wprowadzając do sztuki tuż przed wykonaniem egzekucji epizod zamordowania Żyda, do którego żaden z chrześcijan nie przywiązuje wagi.

W spektaklu wrocławskim wykorzystana została architektura Sceny na Świebodzkim. Ogromna hala dworcowa, przedzielona rzędem filarów, przeobraziła się w komnatę zamkową. Przedstawienie zaczyna się w ciemnościach, jeszcze przed świtem, gdy Kat ze swym Pomocnikiem wciąga wóz z narzędziami do zabijania i drewnianą trumną. Lampy naftowe nieco rozświetlają mrok i okazuje się, iż na drewnianym podeście pokrytym szkarłatną materią, na pniaku do dekapitacji, czuwa Mary Stuart (Halina Skoczyńska) w podartej nocnej koszuli. Królowa już do końca spektaklu nie opuszcza szafotu, tylko z pnia przenosi się na ustawiony z tyłu fotel. Jest bowiem sparaliżowana i porusza się wspierając na dwóch laskach. Zmaga się ze strachem i wije z bólu. Usiłuje oswoić śmierć oglądając i dotykając katowski topór. Odmawiając łacińskie modlitwy pragnie wcielić się w świętą ginącą męczeńską śmiercią w obronie Kościoła katolickiego. Dokonuje rachunku sumienia. Rozrzewnia się, przywołując drobne zdarzenia z dzieciństwa i młodości, najczulej wspominając konie i psy. Z beztroskiej dziewczyny zmienia się w groźną i nieobliczalną władczynię wydającą polecenia służbie, gdy scena stopniowo rozjaśnia się i zapełnia postaciami. Ale w otoczeniu królowej panuje już rozprzężenie i jej rozkazy, wygłaszane podniesionym głosem, spełniane są opieszale. Mary Stuart odmawia wypicia aplikowanego przez medyka lekarstwa obawiając się otrucia. Wychyliwszy wreszcie kielich z eliksirem, nadmiernie pobudzona, zaczyna śpiewać jak pijana. Dostaje drgawek całego ciała. Lekarz siłą wlewa jej do gardła środek uspokajający, który wywołuje z kolei apatię. W końcu całkowicie bezwolna monarchini pozwala się przygotowywać do egzekucji.

Przedstawienie siłą rzeczy staje się blisko dwugodzinnym popisem Skoczyńskiej. Mary Stuart, podobnie jak wcześniejsze wybitne role tej aktorki w sztukach Czechowa, Generałowa z "Płatonowa" i Raniewska z "Wiśniowego sadu", jest portretem kobiety nadwrażliwej, nieco histerycznej, kapryśnej i dumnej. Poniżona i opuszczona królowa wzbudza nade wszystko litość, choć powinna być także figurą śmieszną i żałosną. Hildesheimer pisał przecież swój dramat po Becketcie, więc tragiczna a zarazem absurdalna sytuacja, oczekiwania na wykonanie wyroku śmierci w oprawie dworskiego ceremoniału, ma u niego wydźwięk komiczny czy nawet burleskowy. Dlatego Swinarski obsadził w tytułowej roli Marię Backer, obdarzoną temperamentem komediowym. Natomiast Brzyk i Skoczyńska wyraźnie osłabili makabryczny humor i przewrotność sztuki Hildesheimera.

Efekt tragikomedii powinno potęgować zachowanie otoczenia królowej i wykonawców egzekucji. Wokół szafotu dochodzi do załatwiania interesów, zbliżeń seksualnych i morderstwa. Niestety w spektaklu Brzyka ów drugi plan jest dość chaotycznie przedstawiony. Rozgrywające się symultanicznie, na kilku planach

i w rozległej przestrzeni, epizody nie zostały wydobyte na zasadzie kontrapunktu w stosunku do monologu Mary Stuart ani dostatecznie mocno spuentowane. Trzynaście osób kręcących się po scenie wymaga dobitnej charakterystyki i aktorstwa ciążącego w stronę groteski. Lecz w przedstawieniu dominuje realistyczna rodzajowość połączona z brakiem troski o zewnętrzny wizerunek postaci. Gdyby pod koniec sztuki nie padały kwestie określające tożsamość aptekarza Symmonsa (Henryk Niebudek), nie sposób byłoby się zorientować, że jest on Żydem, bo pozbawiony został tradycyjnego stroju, brody i pejsów. Nic też w ubiorze, biżuterii, ruchach bądź gestach nie zdradza, iż służący Gervais (Tadeusz Szymków) kręcący się obok młodego Pomocnika Kata jest homoseksualistą. Kat (Zygmunt Bielawski) przypomina poczciwego i solidnego rzemieślnika steranego ciężką pracą. Uosabiający w sztuce profesjonalny chłód i brutalność lekarz Raoul (Krzysztof Dracz) na scenie raczej nie ujawnia owych cech, choć odbywa monotonną kopulację z pokojówką Jane (Jolanta Zalewska) na stole. Służący John (Marcin Tyrol), ustawiający wokół podestu wypchane psy, a następnie układający się pod stopami królowej, zachowuje się jak przygłupek. Pospiesznie zamarkowane zdzieranie przez służbę klejnotów z jeszcze żywej władczyni nie ma siły wyrazu. W przedstawieniu pojawiają się na chwilę dwie sugestywne postacie, ale natychmiast przepadają w ogólnej kakofonii wzmacnianej jeszcze przez akompaniament muzyczny. Sekretarz i podkomorzy Andrew (Miłogost Reczek) przyciąga uwagę zgarbioną sylwetką, grymasem twarzy zdradzającym obrzydzenie i pedantycznym tonem wypowiedzi. Pisze list dyktowany przez królową wiedząc, że nie zostanie wysłany, a w przypływach zniechęcenia miętosi i odrzuca kartkę papieru. Obraz jego abnegacji dopełnia zbliżenie z pokojówką Anne (Katarzyna Strączek) na krześle z opuszczonymi spodniami i kalesonami. Reżyser nie poprowadził jednak tej postaci konsekwentnie, a składaną przez sekretarza cyniczną deklarację przejścia z katolicyzmu na protestantyzm potraktował jako marginalny epizod. Podobnie anglikański Dziekan (Jerzy Schejbal), modlący się za duszę skazanej, pod pozorami chrześcijańskiej łagodności ukrywający fanatyczną nienawiść, jest nader przekonujący. Ale adresowane do katolickiej władczyni obelgi Dziekana zagłusza całkowicie śpiew chóru wykonującego kościelną pieśń.

Brzyk, posiadający przecież doświadczenie w wystawianiu sztuk przedstawiających zbiorowości, nie zatroszczył się o ukazanie hierarchii społecznej i wynikających z niej zależności między osobami. Zresztą w epilogu zrezygnował z odtwarzania realiów historycznych. Naczelnik więzienia Paulet (Zbigniew Lesień) osobiście zapala kaganki rozwieszone w sali, po czym otacza miejsce egzekucji plastikową taśmą, jakiej używa policja, aby odgrodzić gapiów od ulicznego wypadku. Z lewej strony ustawia się trójka muzyków. Z kolei sekretarz przed pierwszym rzędem widowni ustawia kilka krzeseł, na których zasiadają współcześnie ubrani Goście. Niespodziewanie zapala się światło nad audytorium, a więc publiczność zostaje mimowolnie wciągnięta do spektaklu w charakterze obserwatorów egzekucji. Brzyk chciał uświadomić w ten sposób drzemiącą w ludzkim tłumie ciekawość cudzej śmierci. Jednak nie jest w stanie wywołać wstrząsu, bo dramat Hildesheimera urywa się tuż przed dekapitacją, a kończy żywym obrazem z królową w makijażu, peruce i białej sukni gotową do ścięcia i jakby już martwą. Poza tym reżyser uniemożliwił śledzenie reakcji Gości sadzając ich tyłem do widzów. Wątpliwości budzi też interpretowanie przez Brzyka dramatu Hildesheimera jako protestu przeciwko karze śmierci. Dzieła z takim przesłaniem mają większą zdolność perswazji jeśli unaoczniają zgładzenie prawdziwego zbrodniarza albo konsekwencje wyroku wydanego przez sąd w rezultacie pomyłki czy politycznej manipulacji. Jednak Mary Stuart nie została skazana za przestępstwo - ani nie jest całkowicie niewinna, bo jako monarchini brała udział w walkach o władzę i religijną dominację, bez skrupułów pozbawiając swych przeciwników życia. We wrocławskiej Mary Stuart można podziwiać niewątpliwie świetną rolę Skoczyńskiej, ale słabości inscenizacji i brak w niej osobistego tonu reżysera sprawiają, że przedstawienie pozostawia niedosyt i nie wywołuje silniejszych emocji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji