Artykuły

Ewa Wycichowska po mistrzowsku czyta literaturę ruchem i tańcem

Po 27 sezonach Ewa Wycichowska żegna się z fotelem dyrektora Polskiego Teatru Tańca, ale nie z publicznością. Mam nadzieję, że wróci na scenę PTT lub inną w roli choreografa. Zostawia w pamięci widzów 41 spektakli zrealizowanych z poznańskim zespołem i kilkadziesiąt ról, które zatańczyła przede wszystkim w Teatrze Wielkim w Łodzi... - pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

- Wiedziałam, że będę złączona z tańcem na śmierć i życie. Taniec mnie nigdy nie zdradził. Natomiast poprowadził mnie w rejony, o których nawet nie śmiałam marzyć. Nie brałam tego pod uwagę, kiedy kończyłam Ogólnokształcącą Szkołę Baletową w Poznaniu. Chciałam przede wszystkim tańczyć. Marzyłam o Julii i spełniło się moje marzenie w Teatrze Wielkim w Łodzi. Nie śmiałam marzyć, że kiedykolwiek będę taką primabaleriną jak Olga Sawicka w Operze Poznańskiej. To był mój ideał w tańcu klasycznym, a Conrad Drzewiecki w tańcu współczesnym. Nie sądziłam, że będę choreografem. Stało się to w momencie, kiedy rozstałam się z mężem. On był choreografem, a ja jego asystentką i twórczą wykonawczynią jego pomysłów. Kiedy go zabrakło, narodziłam się jako choreograf - opowiadała przed laty Ewa Wycichowska.

Ewa Wycichowska po 27 sezonach kierowania Polskim Teatrem Tańca odchodzi... 30 czerwca w Teatrze Wielkim pożegna się z publicznością spektaklem "27 sezonów", 1 września przekaże oficjalnie stanowisko Iwonie Pasińskiej, która w latach 1989-2008 związana była z PTT jako tancerka. Ewa Wycichowska należy do elitarnego grona dyrektorów, którzy bardzo długo kierowali jednym teatrem. Dla wielu jest to zarzut, dla innych powód do dumy. Długoletnie dyrekcje mają tę zaletę, że pozwalają na stworzenie teatru o wyrazistej formule artystycznej i ideowej. Ewie Wycichowskiej to się udało, nawet jeśli po drodze zdarzały się nieporozumienia czy nietrafione spektakle.

Teatr autorski

Historia Polskiego Teatru Tańca rozpada się na dwa okresy przedzielone trwającym jeden sezon interludium. Teatr powstał w 1973 roku i do 1987 roku kierował nim Conrad Drzewiecki. W sezonie 1987/88 szefem artystycznym był Mirosław Różalski. Od sezonu 1988/89 niepodzielnie teatrem rządzi do końca sierpnia Ewa Wycichowska.

Conrad Drzewiecki stworzył teatr autorski, w którym konsekwentnie realizował własną wizję teatru tańca. W sensie dosłownym, nie dopuszczał do pracy innych choreografów z kilkoma wyjątkami zarezerwowanymi dla najbliższych przyjaciół: Teresy Kujawy, Pavla Smoka, Thomas Schillinga czy pod koniec dyrekcji Mirosława Różalskiego.

Ewa Wycichowska kontynuowała teatr autorski, ale rozumiała go inaczej. Będąc głównym choreografem, zapraszała do współpracy innych. Na zaproszenie mogli liczyć tylko ci choreografowie, których myślenie o teatrze tańca wpisywało się w wizję Ewy Wycichowskiej. Moim zdaniem jedno słowo określa najpełniej wizję teatru tańca Ewy Wycichowskiej: otwartość na to, co nowe, inne, nieznane. Ale Wycichowska ma też dobrą pamięć. Nie zapomina o tym, co było wcześniej.

Życie artystyczne Ewy Wycichowskiej związane jest z dwoma miastami. W Łodzi artystka zrealizowała się jako tancerka. Tam również narodziła się jako choreograf. W 1980 roku zrealizowała w tamtejszym Teatrze Wielkim spektakl "Głos kobiecy (z nieznanej poetki)" do wierszy Rafała Wojaczka i muzyki Krzysztofa Knittla. W tym spektaklu Wycichowska zawarła tropy, którym pozostaje wierna do dziś: swobodnie porusza się wśród konwencji teatralnych, które łamie i reinterpretuje; deklaruje, że interesuje ją awangarda muzyczna, a przynajmniej muzyka nieoczywista.

Nastawiona na literaturę

Ewa Wycichowska ma słuch literacki. Pierwszy spektakl powstał z inspiracji dobrą literaturą. Zaryzykuję stwierdzenie, że wszystkie spektakle Ewy Wycichowskiej, które zapadły na zawsze w moją pamięć, wyrastały z literatury.

Pierwsza wersja "Faust goes rock" powstała w Łodzi (1986). Druga - w Polskim Teatrze Tańca (1989) i była zwiastunem tego, z czym mieliśmy przez kilka następnych lat obcować. Wycichowska od początku była nastawiona na wielkie widowiska, teatr zespołowy, który cechował rozmach inscenizacyjny. "Faust goes rock" to współczesne odczytanie "Fausta" Goethego. Niemiecki krytyk po obejrzeniu przedstawienia napisał: "Zamiast zakurzonej literatury Polacy wnieśli na scenę ponadczasową opowieść o ludzkości... W rytm muzyki zespołu The Shade choreograf Ewa Wycichowska przedstawiła porywające obrazy, pełne efektu i dynamiki sceny zespołowe. Z perfekcyjną sprawnością jej pomysły zostały przekształcone w błyskotliwy dramat taneczny, imponujący techniką i plastyką ciała". Dodam, że Wycichowska nie tylko zinterpretowała "Fausta", ale go "poprawiła", multiplikując np. Mefista. W jej spektaklu grany był przez tancerza (Krzysztof Raczkowski) i tancerkę (Ewa Wycichowska). Idąc tropem Jerzego Grotowskiego, Wycichowska sfeminizowała diabelstwo.

Dwa lata później kolejny raz sięgnęła po zakurzoną literaturę - dosłownie i w przenośni. Na specjalne zamówienie Maciej Małecki skomponował muzykę do baśni Bolesława Leśmiana pod takim samym tytułem. Kompozytor napisał trzyaktowe dzieło baletowe, nazywając poszczególne części za poetą "przywidzeniami". Ewa Wycichowska oryginalną poezję Leśmiana nasyconą specyficzną zmysłowością i niepokojem odczytała po swojemu, wykorzystując techniki współczesne tańca i demiklasykę. Swoim językiem ruchowym choreografka weszła w dialog z literaturą. Po premierze napisałem w recenzji: "Wycichowska jakby mniej przejmuje się muzyką, mniej pociągają tragizm niemocy twórczej i choroby duszy Alaryela, bardziej zaś interesuje Chryza - kobieta odtrącona, która dla miłości gotowa jest zrezygnować z własnej twórczości, która gotowa jest wreszcie zabić. Taki trop interpretacyjny podyktowała również obsada. Ewa Wycichowska, jako Chryza, bardzo wyrazista w geście, doskonała technicznie, dominuje nad Alaryelem (Krzysztof Kaczkowski), błąkającym się po scenie jakby bez celu". Po latach z sentymentem wracam do Wycichowskiej podszytej Leśmianem.

Skomplikowany typ osobowości, jaką reprezentowała Chryza, wróci po latach w innych spektaklach Wycichowskiej jako Markiza de Merteuil w "Niebezpiecznych związkach" (1996) i w postaciach kobiecych zaludniających "Tango z Lady M." (2000). I znów jesteśmy w kręgu wielkiej literatury lub mitów kultur. Do serii literackich choreografii Wycichowskiej trzeba jeszcze dopisać "Album z tego świata" do wiersza Stanisława Barańczaka, "Przypadki Pana von K." i "Transsssss.... Nieprawdziwe zdarzenie progresywne" (1997) i najnowszy spektakl "Lament. Pamięci Tadeusza Różewicza". W pierwszych "literackich" choreografiach możemy mówić bardziej o inscenizacji lub przekładaniu literatury na ruch. Z czasem inscenizację zaczęła zastępować interpretacja. Literatura stawała się coraz częściej tylko pretekstem do własnych rozważań o naturze człowieka, o świecie...

Gra i... dialog

Punktem granicznym, a może zwrotnym w twórczości choreograficznej Ewy Wycichowskiej był "Transsssss... Nieprawdziwe zdarzenie progresywne". Autorki nie interesowało przekładanie "Dzienników" Witolda Gombrowicza na ruch. Zaprosiła swoich partnerów - realizatorów, tancerzy i publiczność do gry z Gombrowiczem.

W tym przedstawieniu zmienia się również język choreograficzny, który - jak sama mówi - "nie tyle przedstawia, co interpretuje rzeczywistość". Od tego spektaklu choreografce przestaje wystarczać tancerz odtwórca. Oczekuje od swoich artystów partnerstwa w kreowaniu scenicznego świata. Nie wystarcza jej już scena pudełkowa, z widzem - konsumentem po drugiej stronie rampy. Oczekuje od niego partnerstwa, aktywnego uczestnictwa w zdarzeniu artystycznym. Wycichowska nie bała się umieścić publiczności w polu gry. Premiera "Transsssssu..." odbyła się w Muzeum Narodowym w Poznaniu, ale grany był również w przestrzeniach Starego Browaru i wielu innych. "Walkę karnawału z postem" (2002) Wycichowska wyprowadziła nawet w plener.

Pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia Ewa Wycichowska zradykalizowała się. Do tematyki egzystencjalnej dodała nową. Chętnie wypowiadała się ruchem na tematy społecznie zaangażowane ("Foot-ball@"). Coraz silniej w jej spektaklach dochodził do głosu autotematyzm ("... a ja tańczę", "Carpe diem"). I jeszcze jedno: coraz rzadziej jej spektakle miały charakter skończony, zamknięty. Choreografka nieustannie je modyfikowała i reinterpretowała...

Otwarta na innych

Ewa Wycichowska nigdy nie ukrywała, że na początku kariery głodna była tańca. Z czasem doszedł głód tworzenia choreografii. Ale zostając szefem Polskiego Teatru Tańca, budując nowy jego charakter, otworzyła drzwi przed innymi choreografami.

Najpierw zapraszała wybitnych artystów, ale tylko tych, którzy mogli pomóc ukształtować jakość zespołu, bądź dać teatrowi w prezencie ważne dzieło choreograficzne (Birgit Cullberg, Mats Ek) i grono młodszych skandynawskich choreografów. Potem pojawili się choreografowie z Izraela, Francji... i Japonii. Każdy wnosił coś nowego, co wzbogacało Polski Teatr Tańca. Aż nadszedł czas, kiedy Ewa Wycichowska do elitarnego grona choreografów zaczęła zapraszać swoich tancerzy. Pozwalała im błądzić, popełniać błędy, dawała drugą szansę...

Przez Polski Teatr Tańca przewinęło się bardzo wielu tancerzy z Polski i świata. Niektórzy zatrzymywali się na sezon, inni udomowili się. Byli wśród nich frontmani, na których Wycichowska układała choreografie (Robert Szymański, Krzysztof Raczkowski, Iwona Pasińska). Wycichowska nigdy nie ukrywała, że inspirowali ją tancerze. Nigdy nie zapomnę "Już się zmierzcha" z kreacją aktorskoruchową Przemysława Grządzieli (na szczudłach).

- Mając takiego artystę jak Przemek, nie mogłam, nie zrobić tego spektaklu - powiedziała mi kilka dni temu.

"Przedstawienie pożegnalne"

Ewa Wycichowska stanowi wyjątek w gronie dyrektorów teatrów. Rządziła Polskim Teatrem Tańca dwa razy dłużej niż założyciel. Zatańczyła w nim zaledwie 6 ról: Mefistę w "Faust goes rock", Chryzę w "Skrzypku opętanym", tytułową Carmen, Roksanę w "Pieśni Roksany", solo w "Aniołach", Dyrektora teatru w "Transsssssie...", siebie w "Spotkania w dwóch niespełnionych aktach". Zrealizowała 41 spektakli.

30 czerwca w Teatrze Wielkim o godzinie 19 odbędzie się "przedstawienie pożegnalne" zatytułowane "27 sezonów", w którym Ewa Wycichowska wraca do najważniejszych swoich spektakli, które - jak się okazuje - pokrywają się z tym, które w tym tekście przywołałem. Tym razem Ewa Wycichowska nie zatańczy. Zastąpi ją m.in. córka Paulina.

***

Ewa Wycichowska

jest poznanianką z urodzenia. Przez całe swoje zawodowe życie była i jest aktywna na wielu polach. Godziła rolę tancerki i choreografa, z czasem dodała do tych obszarów działalności pedagogikę i zarządzanie teatrem. Aktualnie jest profesorem tańca. Pracuje na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie, w Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych i Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu.

--

Na zdjęciu: Ewa Wycichowska podczas Flash Mobu z okazji urodzin Polskiego Teatru Tańca i Narodowego Dnia Szwecji na moście Jordana w Poznaniu, 6 czerwca 2011 r. Uczestnicy zatańczyli układ choreograficzny do piosenki zespołu ABBA "Dancing Queen"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji