Artykuły

Korzenie sceny przy placu Grzybowskim

Teatr Żydowski został ogrodzony parkanem z napisem „Strefa zagrożenia", a w tle jest sprzedaż budynku, w którym się mieści oraz budowa wieżowca przez firmę Ghelamco.

— Od samego początku, czyli 1974 roku Teatr Żydowski był najemcą budynku i wynajmował go od Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce (TSKŻ) — mówi Dorota Flinker, pełnomocnik teatru do spraw inwestycji. — Ale budynek i działka dla TSKŻ zostały zakupione przez American Jewish Joint Distribution Committee z przeznaczeniem na siedzibę TSKŻ i Teatru Żydowskiego. Dlatego w księdze wieczystej działki znalazł się zapis, że Teatr Żydowski ma się znajdować pod adresem Plac Grzybowski 12/16 po wszeczasy.

Grali na ulicy

W 2010 roku doszło do podpisania przedwstępnej umowy sprzedaży budynku firmie Ghelamco.

— Dowiedzieliśmy się o tym w 2011 roku, gdy wystąpiliśmy do TSKŻ o zgodę na starania o dotację unijną na remont teatru — mówi Dorota Flinker. — Zgody nie otrzymaliśmy, ale staraliśmy się o nią jeszcze kilkakrotnie. Odpowiedź była zawsze odmowna. Jednocześnie słyszeliśmy, że nowa inwestycja zakłada stworzenie nowej siedziby teatru.

W 2014 roku zostało podpisanie porozumienie o sprzedaży gmachu i działki między TSKŻ a firmą Ghelamco w obecności przedstawiciela miasta, ponieważ władze Warszawy są organizatorem teatru.

— W tym porozumieniu zostało zapisane, że firma Ghelamco zrealizuje swoją inwestycję w dwóch etapach — mówi Dorota Flinker. — W pierwszym miała być wyburzona część północna budynku, a teatr miał w tym czasie działać normalnie w swojej siedzibie. Jednocześnie w nowym budynku miała powstać nowa siedziba, zaś przeprowadzka, by nie zakłócać naszej działalności, miała się odbyć w wakacje. Dopiero wtedy miała być zburzona nasza obecna siedziba i rozpoczęta druga faza budowy. To porozumienie miało mieć dwa dodatkowe załączniki: jeden dotyczący uzgodnień dotyczących parametrów nowego teatru, zaś drugi — stawek najmu, jakie płaciłby nasz organizator, czyli miasto.

Te dwa załączniki nigdy nie powstały.

— Nie ma więc problemu z tego powodu, że Ghelamco nie chce wybudować teatru. Problem polega na tym, że nie uzgodniono, jaki ma być i kiedy powstać — mówi Dorota Flinker. — Tymczasem w październiku 2015 roku firma Ghelamco podpisała ostatecznie umowę kupna-sprzedaży z TSKŻ, której szczegółów nie znamy. Nie ma jednak mowy o ciągłości działalności teatru i wiele pozostawiają do życzenia metody postępowania inwestora wobec nas. Na koniec maja na wniosek Ghelamco otrzymaliśmy bowiem od powiatowego inspektora nadzoru budowlanego decyzję, że budynek jest w fatalnym stanie, grozi mu zawalenie, o czym wcześniej nie było w ogóle mowy, z klauzulą natychmiastowego opuszczenia. Wojewódzki inspektor nadzoru tę decyzję uchylił, jednak Ghelamco do tego się nie zastosowało. Skorzystało z prawa właścicielskiego, obstawiło budynek budowlanym parkanem i ostatnie spektakle w sezonie musieliśmy zagrać na ulicy.

Wiadomo już, że na 22 czerwca prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz zwołała posiedzenie zespołu, który ma zająć się rozwiązaniem problemu Żydowskiego.

— Będzie mu przewodniczył wiceprezydent Jarosław Jóźwiak, który już się wypowiedział, że Teatr Żydowski musi grać — mówi Dorota Flinker. — Jeśli nie będzie to możliwe w naszej siedzibie — trzeba będzie znaleźć zastępczą.

Wietrzenie bez przeciągu

Doszło do sytuacji wręcz absurdalnej, ponieważ teatr straci siedzibę w czasie, gdy świętuje pasmo sukcesów. Pierwszym był Dybuk Mai Kleczewskiej.

— Do tego przełomu dojrzewaliśmy, a zapowiedziami zmiany były spektakle Michała Zadary i Piotra Cieplaka 1666 i Księga raju — mówi Gołda Tencer. — Już wtedy zaczęliśmy otwierać teatr na nowe zjawiska i twórców. A gdy spotkałam się z Mają Kleczewską, powiedziałam: „Maju, chciałabym przewietrzyć teatr, ale bez przeciągu". Tak zaczęła się wspaniała współpraca z Mają i Łukaszem Chotkowskim, która zaowocowała nagrodami, w tym prestiżowym Laurem Konrada dla Mai podczas festiwalu sztuki reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Nagród było ostatnio wiele. Aktorzy żydowscy Ani Smolar otrzymali zaproszenie na Boską Komedią w Krakowie, a potem nagrodę zbiorową dla naszych, nomen omen, aktorów na Szczecińskim Kontrapunkcie.

Zmiana w Żydowskim polega na tym, że to, co było tradycją teatru zostało pokazane przez pryzmat biografii aktorów i ich prywatno-aktorskiego życia. W niezwykle dynamiczny i komunikatywny sposób weszli w dialog z przeszłością, żeby pokazać współczesne refleksje, bolączki i pragnienia. To, co jest uwikłaniem w historię, ale i darem losu.

— Bo Teatr Żydowski nie chce być antykwariatem i muzeum — mówi Gołda Tencer. — I nie jesteśmy. Chcemy mówić klasyką. Prezentować ją w jidysz — w języku jakim mówiło 6 mln ludzi, którzy poszli z dymem, w jakim grało mnóstwo teatrów i pisało mnóstwo gazet. Tego nie ma, ale jesteśmy my, spadkobiercy. Dlatego nigdy nie zostawię tradycji. Ale chciałam zaznaczyć nasze miejsce w XXI wieku. Zespół mówi o tym, tak jak w Aktorach żydowskich, sztuce Michała Buszewicza, opartej na prawdziwych historiach. Przez wiele lat byliśmy ukryci za literaturą, zaszufladkowani, teraz nie mamy problemu, żeby mówić o sobie.

Mówi o sobie również Gołda Tencer, która w Dybuku Mai Kleczewskiej zagrała mając zawieszoną na piersiach swoją sukienkę z Dybuka z 1972 roku, gdy po raz pierwszy grała Leę.

— Maja miała znakomity pomysł, by sprowadzić zza światów trzy Leje — mówi Gołda Tencer. — Uwierzyła, że w naszym teatrze żyją dybuki, szepczą, gadają. Tak jak ja mówię rolę Lei, gdy mnie obudzić w nocy. Grałam zresztą w Dybuku śpiewającego chasyda, przyjaciółkę Lei, Leję i u Agnieszki Holland w Teatrze TVP Kobietę w latach.

Opowiedziałam o tym Mai, cytowałem rolę w jidysz i ona skorzystała z tego. Cały jej casting polegał na rozmowach z aktorami. Na podstawie tak zgromadzonej wiedzy wybrała dla nich role. Skomunikowała aktorów z postaciami. Będziemy dalej współpracować zarówno z Kleczewską i Chotkowskim oraz Smolar. Reżyserzy chcą do nas wracać.

Własna interpretacja

W ostatnim sezonie teatr podjął trudne tematy z historii Żydów. Tak jest w Ruchele wychodzi za mąż słynnej izraelskiej dramatopisarki Savion Liebrecht.

— Podejmowanie takich tematów jest bardzo rzadkie — mówi Gołda Tencer. — Oczywiście, moja rodzina też ma swoje traumy. Z rodziny taty zginęło kilkadziesiąt osób, w tym żona i córka, przeżył tylko on. Mówię o mojej przyrodniej siostrze w Dybuku. Ale szacunek dla własnej historii nie znaczy, że mam uznawać tematy tabu. Lubię się mierzyć z trudnymi sprawami i mówić o nich szczerze.

Powstał bardzo polski spektakl o tym, czy mamy zawsze widzieć współczesność i przyszłość przez pryzmat przeszłości. Czy zawsze mamy otwierać rany?

— Ja chcę otwierać rany, by nie zarosły błoną podłości, jak pisał Stefan Żeromski. A kto jak nie my mamy opowiadać o swojej powikłanej przeszłości? — pyta dyrektor Teatru Żydowskiego. — Jednocześnie nie narzucam widzom jednej wykładni. Zawsze jest miejsce na cudzą opinię. Każdy może dopisać własną interpretację.

Teatr Żydowski daje też nadzieję. O tym jest najnowsza premiera, czyli Matki Pawła Passiniego o żydowskich matkach, które ratując swoje dzieci przed śmiercią dawały im drugie życie pod opieką polskich matek. Trudne wybory pointują bohaterowie i świadkowie historii opowiadający o paradoksach swojego życia, o tęsknocie do matek naturalnych i miłości tych zastępczych. Wśród bohaterów znalazł się Romuald Jakub Weksler-Waszkiner — żyjący w Izraelu katolicki ksiądz żydowskiego pochodzenia, który o swojej przeszłości dowiedział się w 12 lat po święceniach kapłańskich. A jak się okazało, zostając katolickim księdzem, wypełnił wolę swojej żydowskiej matki.

— Ten spektakl zrodził się z mojego pomysłu — mówi Gołda Tencer. — Zadzwoniłam do księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinera. Przyjechał i dał na scenie świadectwo swoich niesamowitych doświadczeń. A zderzenie dzieci Holocaustu z aktorami, tancerkami i wizualizacjami przyniosło niesamowity efekt.

Wcześniej odbyła się premiera spektaklu Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego Dobrze żyjcie, to najlepsza zemsta. Na początku miał powstał musical o Adamie Michniku, a skończyło się na historii o prostym bohaterze uwikłanym w wielką historię, pokazaną w wielu ludzkich wariantach: żydowskich wygnańców, Gomułki i esbeków, którzy mieszając w komunistycznym piekle, sami chcieli z niego uciec.

— Taka jest nasza historia i jeszcze jej nie opowiedzieliśmy do końca — mówi Gołda Tencer. — Ciekawe jest to, że spektakl Strzępki i Demirskiego splata ze Skrzypkiem na dachu, którego graliśmy już nie wpuszczeni do teatru, na Placu Grzybowskim, motyw drzew.

Bohater Demirskiego ukochał polską przyrodę, polskie drzewa i do nich w Izrealu tęskni najbardziej. Zaś Tewje mleczerz, opuszczając Anatewkę pyta, po co ma rosnąć drzewo, kiedy ten kto je zasadził opuszcza je.

— A ja po ostatnin Skrzypku powiedziałam, że kiedy przyszłam do teatru zasadziłam na placu dwa drzewa, które widzę z gabinetu — mówi Gołda Tencer. — I nie porzucimy naszych drzew, naszych korzeni. Pracujemy. Jestem w rozmowach z wieloma reżyserami, w tym z Krystianem Lupą, z którym umówiłam się na sezon 2018/2019.

W dobrym kierunku

Odbyło się już pierwsze spotkanie zespołu wyłonionego przez m.st. Warszawa — powiedział „Rzeczpospolitej" Damian Woźniak, Członek Zarządu Ghelamco Poland. — Finalne decyzje jeszcze nie zapadły, ale rozmowy idą w dobrym kierunku. Wspólnie z naszym partnerem — Towarzystwem Społeczno-Kulturalnym Żydów w Polsce, który powierzył nam realizację projektu przy placu Grzybowskim, zbliżamy się do stworzenia nowoczesnego, wysokiej klasy obiektu, który będzie pełnił funkcję centrum kultury żydowskiej w Warszawie, w historycznym dla społeczności żydowskiej miejscu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji