Artykuły

Słowacki - jubileuszowo...

"Mazepa": romansowe przy­gody królewskiego dworzanina z zadnieprzańskich stepów. Z przygód tych ów Mazepa, opie­wany przez Byrona i Puszkina, ma tyle, że ryzykuje zamurowanie żywcem przez zazdrosnego męża niewinnej Amelii, tuszując dys­kretne acz lubieżne chętki swego chlebodawcy, króla Jana Kazi­mierza. Zupełnie inaczej, pocz­ciwiej, pokazał nam króla autor "Potopu".

Co sprawiło, że właśnie ten dramat historyczno-romantyczny, tę napisaną ze zjadliwą iro­nią nieomal tragedię, Gustaw Ho­loubek uczynił w warszawskim teatrze "Ateneum" kanwą włas­nego jubileuszu 45-lecia pracy artystycznej?

Myślę, że zdecydował o takim, a nie innym wyborze fakt, że ów dramat zawiera w sobie materiał na co najmniej kilka popisowych ról aktorskich. I możliwość stwo­rzenia kreacji musiała wydać się pociągająca reżyserowi spekta­klu, którym także jest aktor, je­den z największych w naszym czterdziestoleciu. No cóż, byłby to bardzo "holoubkowy" rys, chociażby przez swą elegancję. I ostateczny kształt sceniczny "Mazepy" w "Ateneum", spek­taklu zwycięskiego przez to właśnie, iż jest przedstawieniem "aktorskim" od początku do końca, potwierdza ten domysł.

"Mazepa" anno 92 jest w spo­sób oczywisty popisem możli­wości gwiazd - z których jedne, jak Piotr Fronczewski, przypomi­nają nam się po latach - na do­brą sprawę - nieistnienia, w stacjonarnym teatrze. Inne, jak młodziutka, wrażliwa w roli Ame­lii, żony zazdrosnego Wojewody - Magdalena Wójcik, tegoro­czna dyplomantka.

Nie lekceważmy także "senty­mentalnych" względów, zrozu­miałych przy jubileuszowej oka­zji. Rola Króla, którego Holoubek dziś kreuje w "Ateneum", to ta sama, dzięki której wypłynął w r. 1953 - młody aktor katowic­kiego teatru.

Warto też zauważyć, iż pre­tekst w postaci "Mazepy" był na tę jubileuszową okazję i świetnie dobrany, i zarazem ryzykowny; popularność tego utworu Sło­wackiego na scenach polskich teatrów po 1945 roku była popu­larnością niejako zastępczą, który to wzgląd dziś, po zniesieniu cenzury, odpada zdecydowanie. Wiadomo było, że ani "antyrosyj­skie" "Dziady", ani "Kordian" nie mają w pojałtańskiej Polsce du­żych szans i to bodajże raczej długo. Przewidywania te miały się sprawdzać aż po połowę lat 50., powracając rykoszetem w 1968 r. wraz ze "sprawą" "Dziadów" Dejmka.

Z "Mazepą" inaczej: dziejąca się w wieku XVII na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej szlacheckiej, wielokierunkowo zawikłana tragedia "małżeńska" niosła ze sobą materiał znakomi­cie apolityczny, za to wzruszająco prywatny, chciałoby się powie­dzieć - urokliwie ludzki.

Tedy i w spektaklu Holoubka, anno 1992, mamy do czynienia nie tylko z konfliktem młodych z mężem macochy Zbigniewem

(którego Krzysztof Kolberger gra w sposób mogący się starszym widzom kojarzyć ze Zbigniewem Józefa Węgrzyna). Istnieje w tym spektaklu także konflikt pomię­dzy dumnym Wojewodą (wspa­niale tragiczny w swojej możno-władczej dumie, w zapiekłości po­tencjalnego rogacza Piotr Fron­czewski) i płochym acz ostate­cznie Bogu ducha winnym dwo­rzaninem Króla. W postaci sa­mego Mazepy, inteligentnie i bez szarży Marek Kondrat zarysowu­je bunt dworaka, pozornie tylko wyzbytego poczucia godności.

Gustaw Holoubek - reżyser i Holoubek - aktor postawili na tę skłębioną magmę ludzkich pasji i słabości i... wygrali raz jeszcze.

Przepiękny, giętki język Sło­wackiego brzmiał tak naturalnie, jakby "Mazepa" nie był napisany XIX-wiecznym wierszem. Wypunktowano ślicznie wszystkie subtelności pajęczej ironii, którą niewątpliwie Słowacki - drama­turg przewyższał Mickiewicza. Po I części granej w świetnym tem­pie, mieliśmy do czynienia w II z pewnym spowolnieniem.

W sumie, znakomite przedsta­wienie, dowodzące czym od wieków stoi teatr. Sztuką jego ak­torów, wczoraj, dziś i jutro, oczywiście...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji