Artykuły

Labirynt myśli nieuczesanych

Adam Walny wymyślił bardzo trafne określenie dla alternatywnych lalkarzy, którzy są niemal nieobecni w głównym nurcie polskiego życia teatralnego, choć, paradoksalnie, chętnie wymienia się ich nazwiska, gdy rzecz idzie o autorskie, eksperymentalne działania lalkarskie i poszerzanie pola sztuki animacji - pisze Marzenna Wiśniewska w kwartalniku Teatr Lalek.

Nazwał ich kaskaderami teatru i pod tym hasłem we wrześniu 2015 roku na scenie i w plenerze Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego zagrali i opowiedzieli o swojej pracy Tadeusz Wierzbicki, Krzysztof Zemło oraz sam Adam Walny. Wydarzenie przeszło bez większego echa, niestety prawie niezauważone również przez środowisko lalkarskie, jako inicjatywa twórców działających w absolutnej niszy nisz, która dzięki grantowemu wsparciu miała potem jeszcze jedną odsłonę w nieco innym składzie na Scenie Warszawska 6 w Białymstoku.

Tymczasem dzięki I Festiwalowi Kaskaderów Teatru (czy to zapowiedź kontynuacji?) można było spotkać się z największą osobliwością polskiego lalkarstwa, jak pisał Marek Waszkiel, i za­razem najbardziej chyba niszowym artystą o lalkarskich rodowodzie, czyli Tadeuszem Wierzbickim i jego Laboratorium Zjawisk Świetlnych. Pokazał on niemal legendarne, prezentowane na wielu festiwalach zagranicznych, ale w Polsce chyba niestety zapomniane, przedstawienie ­Litera "i", które jest jego dziełem w toku od lat dziewięćdziesiątych XX wieku.

Wspominam ten fakt, bo miał on znaczący wpływ na to, co zdarzyło się parę miesięcy po warszawskim projekcie. W domowym laboratorium teatralnym w Majaczewicach, gdzie powstają studyjne eksperymenty i kameralne performanse z pogranicza sztuk i różnych mediów, na styku kultury i natury, poezji i technologii, zaczął kiełkować nowy spektakl w technice teatru świetlnych cieni. W marcu na Alternatywnych Spotkaniach Teatralnych Klamra w Toruniu Tadeusz Wierzbicki pokazał swoją najnowszą premierę - "Labirynty pustyni" wg aforyzmów Stanisława Jerzego Leca. Jak przystało na dzieło w toku, już w dniu prezentacji spektakl sygnowany był zmienionym tytułem Labirynty światła, pod którym też kilka dni później oglądali go widzowie w Teatrze Animacji w Poznaniu. Nie bez znaczenia jest to, że pierwszy pokaz odbył się na festiwalu teatrów niezależnych, offowych, funkcjonujących poza instytucjonalnymi strukturami, na którym alternatywni lalkarze bywali systematycznie, by wspomnieć choćby Zusno, Teatr Wierszalin, Unię Teatr Niemożliwy, Teatr K3 czy ostatnio Adama Walnego. Laboratorium Zjawisk Świetl­nych to bowiem teatr osobny, autorski, alternatywny i w wielu sensach tego słowa kaskaderski.

Poetycka wizualność świetlno-cieniowych miniatur teatralnych Wierzbickiego jest tak bliska aforyzmom Stanisława Jerzego Leca, że wręcz dziwić może, iż dopiero teraz doszło do tak bezpośredniego dialogu wyobraźni tych twórców. Lec zdaje się bowiem być podskórnie obecny w twórczości Wierzbickiego (nie tylko reżysera, ale też poety, co warto przypomnieć), bliski mu w tej szczególnej umiejętności chwytania prostych słów, obrazów, przedmiotów, mikrozdarzeń w aforystyczną strukturę, której istotą są gra elementów, paradoksy, kontrasty, absurd i znaczenia rodzące się z tego, co przemilczane, niedopowiedziane. Jesteśmy granicą między światłem i cieniem - powiedział Lec, na granicy światła i cienia jest teatralność, która interesuje Wierzbickiego.

W "Labiryntach światła" patrzymy na migotliwe momenty stawania się różnych bytów, ich kształtowanie i przekształcanie się, które zdaje się dążyć do jakiejś najwłaściwszej formy, ale to właśnie bycie "w drodze", w ruchu, w procesie, pochwyconym i zapisanym światłem na ekranie, jest akurat najciekawsze i najważniejsze. Dwoje performerów, Tadeusz Wierzbicki i Irena Lipczyńska, wpisuje animację elastycznych plansz z lustrzanymi kształtami w specyficzną dwudzielną strukturę Myśli nieuczesanych. Wraz z cytatami początkowych fragmentów sentencji Leca ożywają emblematyczne znaki: kropka, kreska, zero, linia, koło, spirala, pętla, litera oraz maski. Wprawione na kilka sekund w ruch przedrzeźniają pojedyncze głoski, słowa czy aforystyczną frazę, komentują i rozwijają skojarzenia w myśl Lecowskiej zasady, że "najwięcej kształtów ma abstrakcja". Wizualna gra z niedokończonymi aforyzmami nie ilustruje słów, to raczej spotkanie dwóch poetyckich porządków i dwóch wyobraźni tropiących szczeliny ludzkiej egzystencji, miejsca pęknięć myśli, niepewności co do natury człowieka i porządku świata. Dlatego każda ze słowno-wizualnych puent aforystycznych miniatur świetl­nych nie zamyka niczego ostatecznie, raczej jak w la­bi­ryncie prowadzi raz w tę, raz w inną stronę, bo też nie cel jest w tym spektaklu najważniejszy, ale właśnie droga, swoiste błądzenie człowieka po okrężnych drogach do siebie samego.

"Labirynty światła" mają swoich głównych bohaterów - są nimi maski. Światło odbijające się od lustrzanych matryc z subtelnie prowadzonymi liniami, punktami, wypiętrzeniami załamuje się na nich, tworząc maski o indywidualnych rysach. Te maski mają twarze - Wierzbicki wzmacnia tym samym ich poetyckość i teatralność. Intrygują one emocjami uchwyconymi w krzywiznach oczodołów, nosa i ust, zarysach brwi, policzków, w obrysie głowy. Niektóre z masek są niemal hieratyczne, toporne, z bagażem życia wypisanym na prędze czoła, inne subtelne, zwiewne, z łagodnym uśmiechem rysowanym delikatnymi liniami załamań światła na ustach. Na ich twarzach wypisane jest to, co w maskach teatru n nazywa się stanem zdziwienia - tajemna głębia niewyrażalna słowami. Fascynuje w tej głębi fakt, że powstaje nie tylko jako efekt warstwowej kompozycji światła i cienia, ale również pod wpływem granej na żywo muzyki. Anna Zielińska, która nie pierwszy raz współpracuje z Wierzbickim, rozpisuje skrzypcowe frazy poddawane elektronicznemu przetworzeniu tak, że świetlno-cieniowe byty zyskują trzeci wymiar, ich ekspresja znajduje w bardzo przestrzennych dźwiękach dopełnienie, przedłużenie, kontrapunkt. Wręcz można powiedzieć, że muzyka nadaje swoistą fantomową cielesność bytom powoływanym na ekranie. Jest chwilami przenikliwie bo­lesna, świdrująca, rwie się jej rytm, ale też dowcipnie igra z lekkością niektórych obrazów. Dramaturgię masek dodatkowo wzmacnia zapisane w nich napięcie między tym, co indywidualne, a tym, co zbiorowe. W kilku miniaturach grupują się, a ruch światła i cienia balansuje między wprzęgnięciem ich w rytm zbiorowego marszu, w którym zatraca się indywidualność twarzy, a punktowym uchwyceniem odrębności każdego z samotnych światów zapisanych w rysach maski. Przybiera to przejmującą formę w scenie sygnowanej aforyzmem "Ile masek musi nałożyć człowiek, by nie odczuć uderzenia w twarz". Cieniowy tułów zawłaszcza kolejne świetlne twarze, wampirycznie wysysa ich światło-życie i porzuca, by szukać następnej ofiary. Wzmaga to tylko nienasycenie i puentuje się w smutnej konkluzji, że myśl, zmieniając głowy, przejmuje ich kształt.

Wierzbickiego interesuje człowiek jako byt indywidualny, którego beztroskiemu "Ideą ja sobie, a idę sobie" towarzyszy jak cień samotność i ciągle otwarte pytanie o autentyczność w społeczeństwie. Od zdania "deformują nas formuły" przez sztandarowy tekst Leca "Obywatel dojrzewa w poczekalniach władzy" powstają obrazy, w których nasza rzeczywistość znajduje wyjątkowo aktualne odbicie. Wijące się kształty ciągów liter, paragrafu na pięciolinii czy zawłaszczającego wszystko zera dopisują swój komentarz na temat porządku władzy, która co prawda zmienia się, ale jej paradoksy i absurdy pozostają. Tu szczególnie gra swoimi znaczeniami zmiana świetlistych form w ich negatywy. Satyryczne puenty słowno-wizualne wywołują śmiech przyciszany realnym poczuciem, że w społeczno-politycznym ładzie najchętniej widziany jest człowiek znormalizowany. Wierzbicki oddaje też głos subtelnej ironii Leca na temat artysty i sztuki. Igraszka falujących świetlnych linii, które przemieniają się w etery­czną rybę z welonem, a może syrenę, łudzi pięknem impresji przywołującej poetycki klimat natchnienia muz, gdy tymczasem kulisami tworzenia są bezmięs­ne dni i życie z tego, co nie daje żyć.

"Labirynty światła" to w jakimś sensie hołd złożony Lecowi w pięćdziesiątą rocznicę jego śmierci. Tadeusz Wierzbicki wspominał w rozmowie po toruńskiej premierze, że w związku z tą rocznicą na całość spektaklu złożyło się pięćdziesiąt aforyzmów. Wybór i układ myśli nieuczesanych w labirynt teatralnych miniatur pozwolił żywo przemówić błyskotliwym i trafiającym w sedno spraw sentencjom Leca, a formuła teatru świetlnych cieni okazała się nośnym wehikułem dla teatralności, która nie służy ilustracji, reprezentacji świata, ale poetyckiej grze z wyobraźnią widza. Dlate­go każdy widz może krążyć i błądzić po Labiryntach światła własnymi ścieżkami i tworzyć autorskie konstelacje myśli zapisanych w animacji świetlnych kształtów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji