Artykuły

Kobiety w życiu i pracy Michała Bajora

Z Michałem Bajorem, aktorem i piosenkarzem rozmawia Marek Zaradniak.

Marek Zaradniak: W przygotowanym przez pana spektaklu "Za kulisami" słychać z offu głosy kobiet. Przede wszystkim Krystyny Jandy. Co zadecydowało o jej wyborze?

Michał Bajor: Wybrałem Krystynę razem ze sponsorami. Chcieli mieć duże, nośne nazwisko. Wydaje mi się, że z polskich aktorek ona jest bardzo medialna. Jest to nasza prawdziwa gwiazda.

- Co w niej ceni pan szczególnie?

- Konsekwencję, przebojowość, pozytywną ekspansywność. Jesteśmy podobni w swoich poszukiwaniach. I w ich realizacji. W dążeniach i w ich determinacji artystycznej. Podporządkowujemy sprawie efektu emocje i siebie.

- Początkowo spektakl miała reżyserować Agnieszka Glińska. Skąd ten wybór?

- Byłem zafascynowany jej spektaklami teatralnymi, które oglądałem. Od "Bambini..." po "Testosteron". Pomyślałem, że to reżyserka, z którą fajnie byłoby się spotkać. Chciałem spotkać kogoś, z kim trochę się poboksuję, albo kogoś, od kogo dowiem się więcej o sobie i o swojej pracy. Mieliśmy kilka spotkań. W pewnym momencie, gdy już byliśmy bardzo blisko realizacji, Agnieszka powiedziała, ze Teatr Narodowy przesunął jej premierę, a ja z kolei nie mogłem czekać. Dlatego bardzo szybko zorientowałem się, że jedyną osobą, która może wyreżyserować przedstawienie muzyczne jest Andrzej Strzelecki. Zadzwoniłem do niego i powiodło się.

- Janda, Glińska. A inne kobiety w pana życiu ? Zatrzymajmy się na trzech poznaniankach, z którymi jest pan zaprzyjaźniony - Annie Kareńskiej, Elżbiecie Smorawińskiej i Ewie Wycichowskiej. Za co ceni pan Annę Kareńską?

- Anię cenię za konsekwencję we wszystkich staraniach, aby sprawy związane z kulturą, muzyką, ze sztuką rozkręcać, rozwijać. Nie bez kozery ilość polskich artystów, nie tylko tych, którzy u niej zarabiali, ale i tych, którzy bywali u niej towarzysko, jest ogromna. Świat artystyczny jest związany z Anną i Andrzejem Tschurlem także prywatnie.

- Z Elżbietą Smorawińską urodziliście się tego samego dnia...

- Jesteśmy spod znaku Bliźniąt. Lubimy rozmawiać. Opowiadać sobie kawały, pić herbatę z koniakiem. To układ towarzysko beztroski, bo ja nic od niej nie chcę. Podejrzewam, że od osób takich jak ona, ludzie zwykle czegoś chcą. Kolegujemy się na zasadzie, że ona bywa na moich koncertach, a ja bywam na imprezach, które ona organizuje. A tematów w trakcie spotkań z nią i Andrzejem Smorawińskim jest mnóstwo.

- A Ewa Wycichowska?

- Ewa Wycichowska to artystyczny, kolorowy ptak z ogromnym doświadczeniem zawodowym i życiowym. Świetnie się rozumiemy i jako ludzie, i jako artyści.

- A inne kobiety w pana życiu?

- Jest ich w branży zawodowej kilka, m.in. Beata Tyszkiewicz i Dorota Stalińska.

- Porozmawiajmy o Beacie Tyszkiewicz.

- To moja chłopięca, ekranowa miłość. Kiedy byłem licealistą, zbierałem jej zdjęcia.

- A potem?

- Gdy już miałem jej album, od Agnieszki Holland, otrzymałem propozycję do zdjęć próbnych w filmie "Wieczór u Abdona". Okazało się, że będę grał kochanka Beaty Tyszkiewicz. To był szok. Pokazałem jej w trakcie pracy ten album i bardzo się śmiała. Ale to było miłe. Jesteśmy do dzisiaj zaprzyjaźnieni.

- A Dorota Stalińska?

- Jestem ojcem chrzestnym jej syna Pawła. Dorota w młodości pomogła mi. Gdy nie miałem gdzie mieszkać, przez pół roku korzystałem z jej gościnności. Dorota miała mocny wpływ na moje życie jako młodego człowieka. Na pewne decyzje, które podejmowałem. Mnie trudno zdominować. Jestem, podobnie jak i Dorota, spod Bliźniąt. Zresztą moja była menedżerka, Joanna Kapkowska, to też Bliźniak. Mój ojciec też jest Bliźniakiem. Ten znak Zodiaku jest trudny dla człowieka, bo to znak dwóch charakterów. Chwiejny, często nieprzewidywalny. Natomiast jest świetnym znakiem dla artysty. Bardzo mu pomaga.

- Dlaczego?

- Bo artysta zmiennym być musi, a Bliźniak pozwala, może niekoniecznie skakać z kwiatka na kwiatek, ale zamieniać się w kameleona.

- Często zamienia się pan w kameleona?

- Nauczyłem się tego świetnie, bo często jestem do tego zmuszany. Innej odpowiedzi wymaga ode mnie pani na postoju taksówek, innej oczekuje pani sprzedająca w sklepie mandarynki. Innej twarzy wymaga dyrektor teatru, a jeszcze innej dziennikarz. To nie jest oszustwo z mojej strony, ale umiejętność poddania się chwili i oczekiwaniom rozmówcy. Nie po to, aby komuś sprawić przyjemność, ale, aby samemu mieć spokój.

- Jest jeszcze tajemnicza Carmen za Oceanem. Było o niej głośno swego czasu?

- To była przyjaźń z Florydy sprzed lat Teraz pozostała tylko korespondencja.

- Rozmawiamy o kobietach w pana życiu. Ale co pan ceni w kobietach najbardziej?

- Tajemnicę, piękno i wyrozumiałość. Kobiety są mniej zacietrzewione i wojownicze od facetów, choć, jeśli chcą, to potrafią być od nich silniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji