Artykuły

Kilka uwag dotyczących koncepcji Cezarego Morawskiego

Chciałabym przedstawić parę uwag dotyczących dokumentu zatytułowanego "Koncepcja zarządzania i program działania Teatru Polskiego we Wrocławiu" autorstwa Cezarego Morawskiego - pisze Weronika Szczawińska.

Dokument, udostępniony przez Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego na wniosek dziennikarza Michała Centkowskiego, został opublikowany na portalu e-teatr (wcześniej pojawił się na portalach społecznościowych) i wzbudził ożywione reakcje. Wydaje się, że "Koncepcja" zasługuje na szczególną uwagę osób zaangażowanych w spór dotyczący Teatru Polskiego - a także na uwagę środowisk twórczych i osób odpowiedzialnych za organizację życia kulturalnego w Polsce. Zwycięska oferta, która zapewniła jej autorowi posadę dyrektora jednej z najważniejszych krajowych scen, budzi wiele wątpliwości: wątpliwości merytorycznych i dotyczących kwestii organizacyjnej. Każe bowiem postawić pytania dotyczące samej procedury konkursowej - to znaczy zapytać o kompetencje osób, które wyłaniają dyrektorów instytucji kultury.

Lub prościej: zapytać, czy osoby, które wyłaniają dyrektorów instytucji kultury w ogóle czytają przygotowane przez kandydatów oferty. A jeśli czytają, to czy zwracają uwagę na nazwiska, sformułowania, fakty i tytuły. A jeśli zwracają uwagę, to czy w ogóle coś ich to obchodzi.

"Koncepcja" powinna stać się istotnym dokumentem w sporze wokół Teatru Pol-skiego - przedmiotem merytorycznej dyskusji. Nie roszczę sobie prawa do dogłębnej analizy dokumentu i dysponowania wiedzą ekspercką - jednak jako osoba pracująca w polskich teatrach, dysponująca podstawową znajomością życia artystycznego, nie mogę po-zostać obojętna wobec pewnych zawartych tu informacji, stwierdzeń i sformułowań.

Upubliczniony dokument przynosi odpowiedź na zagadkę, która intrygowała środowisko teatralne w ostatnich dniach. Czy Cezary Morawski zamierza powołać zastępcę, dyrektora do spraw artystycznych? Otóż punkt piąty koncepcji daje pełną jasność w tej kwestii: nie. I od początku było wiadomo, że tak się nie stanie. Dlaczego zatem marszałek Cezary Przybylski zapowiedział w mediach utworzenie zespołu eksperckiego, który miałby zająć się wyłonieniem takiego zastępcy? Czy to wynik negocjacji ze świeżo nominowanym dyrektorem, czy obietnice bez pokrycia?

Wypada zacząć od ogólnej koncepcji programowej, koncepcji artystycznej; kwestii, zdawałoby się, podstawowej, kiedy mowa jest o teatrze. We "Wstępie" Morawski deklaruje:

"Szukając perspektyw dla przyszłych działań teatru w kilkuletniej perspektywie, proponuję formułę: TEATR POLSKI - TEATR otwARTy na WIDZa. Teatr LITERATURY, AKTORA I WIDZA - z szeroką ofertą repertuarową skierowaną do zróżnicowanego odbiorcy. Teatr konstrukcji a nie destrukcji i dekompozycji."

Trudno powiedzieć, co kryje się za tym, delikatnie rzecz ujmując, ogólnym stwierdzeniem i wątpliwej jakości kalamburem. Dotychczasowe relacje nowego dyrektora z zespołem aktorskim każą z nieufnością podchodzić do postulowanej przez niego aktorskiej supremacji. Co ma oznaczać uwydatnienie słowa "art" w słowie "otwarty"? Ustanowienie ciągu haseł "teatr-sztuka-widz", pisanych wielkimi literami, wydaje się dość efekciarskie i jeszcze bardziej oczywiste. A może cała powyższa deklaracja to próba nawiązania do dotychczasowej linii programowej Polskiego - teatru, który zdołał wyrobić sobie liczną i wierną widownię? Teatru o zróżnicowanej ofercie - bo przecież i za poprzedniej dyrekcji gościł tam, obok przedstawień ambitnych, nieco mniej wymagający repertuar. Czym jest jednak "konstrukcja, destrukcja i dekompozycja" - nie będę zgadywać. Autor nie wyjaśnia. W punkcie trzecim dokumentu, czyli właściwym omówieniu koncepcji artystycznej teatru, dodaje do tych określeń słowo "dekonstrukcja" (negatywnie tu nacechowane). Chętnie dowiedziałabym się, jak rozumie ten termin, przyczynę licznych nieporozumień w polskiej dyskusji artystycznej. Niestety, na razie się tego nie dowiem. Cezary Morawski w ogóle niewiele wyjaśnia; zdaje się, że pisze jakimś kodem pożądanym przez urzędników i tylko dla nich zrozumiałym. Konstrukcja - tak. Dekonstrukcja - nie. Autor - tak. Dramaturg - nie. Dobrze byłoby się dowiedzieć, dlaczego. Nie dowiemy się.

Sedno koncepcji programowej Morawskiego zdaje się zawierać w następujących zdaniach:

"Jestem przekonany, że główną funkcją jaką powinien pełnić teatr, jest wzmacnianie toż-samości kulturowej, budowanie poczucia wspólnoty i więzi społecznych. Ten swoisty triumwirat artystyczny autora (nie mylić z dramaturgiem), aktora i widza uważam za naj-właściwszą formę ustroju teatralnego. Dyktatura tekstu, aktora i widza."

Zaskakująca retoryka militarna - dyktatura jakoś w ogóle niezbyt współbrzmi z kulturą - kryje banały, słowa-klucze, obecnie modne: tożsamość, wspólnota, więź. Albo, może znowu, przewrotnie, jest to nawiązanie do dotychczasowej linii programowej? Bo przecież w Polskim bardzo zwracano uwagę na literaturę (no ile można powtarzać, że tylko tu "Dziady" wystawiono w całości? Ale nie o "Dziady" jedynie chodzi - co z takim Micińskim, na przykład? Co z nieustannym testowaniem współczesnych dramatów, polskich i zagranicznych?), non stop opowiadano o wspólnocie i jej kondycji. "Tożsamość" i "wspólnota" to słowa, które lubi dyskurs zarówno prawicowy, jak i lewicowy. Nie wiem, jak rozumie je Morawski. Ale pewnie on wie, jak zrozumieją je urzędnicy.

W omawianym dokumencie Cezary Morawski właściwie wykręca się od przedstawienia koncepcji. Lingwistyczne sztuczki, wytrychy, banały maskują brak pomysłu. W dalszej części dokumentu padają propozycje tytułów ("hipotetyczny plan artystyczny") , ale obecny dyrektor Polskiego pisze także:

"Przedstawiony REPERTUAR jest propozycją uzupełnioną zastrzeżeniem wynikającym z doświadczenia wielu dyrektorów podkreślających, że tylko niewielka cześć repertuaru to propozycje dyrektorskie; większość pochodzi od współpracujących z teatrem reżyserów."

Tak, to prawda - znaczna część repertuaru to zazwyczaj propozycje reżyserskie. Ale formują się one w obrębie jakichś ram zaproponowanych przez dyrekcję - nie zawsze bardzo ściśle określonych, ale jednak moderowanych. Stworzenie tych ram to konieczność i odpowiedzialność ciążąca na kierownictwie teatru: ich brak oznacza myślową gnuśność, brak sygnału wysyłanego w stronę widza - sygnału, który pozwala wejść w dyskusję na istotne tematy. Koncepcja Morawskiego jest paradoksalna: z jednej strony zrzuciłby odpowiedzialność na reżyserów (potencjalnych współpracowników podaje całą listę, ale większości z nich nawet nie zapytał o zgodę na umieszczenie ich nazwisk w dokumencie), z drugiej strony zaś wymienia obszerny korpus tekstów, na których chciałby oprzeć repertuar.

Spis tekstów proponowanych do wystawienia przypomina coś w rodzaju teatralnej Wikipedii. Czego tu nie ma - najbardziej oczywiste tytułu polskiej i światowej klasyki; oprócz tego tytuły niegdyś modne, teraz trącące już nieco myszką, w roli "dramatu współczesnego" (jak sztuki Bojczewa czy von Mayenburga, bardzo już na polskich scenach wyeksploatowane); propozycje dla dzieci - w tym tajemnicza zapowiedź wystawiania "sztuk performatywnych" (czy to znaczy, że reszta przedstawień performatywna nie będzie?). Do tego adaptacja Olgi Tokarczuk, dziwnie niepasująca do pozostałych zapowiedzi; sztuka Karola Wojtyły (lub nowy tekst o nim); deklaracja podjęcia "pracy laboratoryjnej" na Świebodzkim; spis fars i komedii na Scenę Kameralną (planowanych obok inscenizacji Różewicza czy Schaeffera) oraz spektakle na każdą okazję (każdy sezon), czyli dzieła inspirowane historycznymi rocznicami, jak np. rocznica Unii Lubelskiej, ogłoszenia tez Lutra, urodzin papieża czy Bitwy Warszawskiej.

Zestaw tekstów i rocznic nie układa się w żadną konfigurację. Daty z google'a i przypadkowo ułożone tytuły z najbardziej kanonicznego kanonu plus dzieła znane tylko amatorom lekkiej muzy (typowe raczej dla teatrów prywatnych). Monstrualny wszystkoizm z ukłonem w stronę komercji i tradycyjnej polskości. Dlaczego to właśnie ta koncepcja została uznana za zwycięską?

Ciekawość budzą plany aktywności teatru w sezonie urlopowym: "tygodniowe przeglądy teatru europejskiego np. awangardowych grup włoskich, angielskich spektakli short theatre, portugalskiego teatru tańca czy holenderskich performerów". Tytuły, nazwiska, celowość - tu pełna enigma. Chyba, że chodzi o silnie podkreślany w "Koncepcji" wątek rozwoju turystyki.

Jest jeszcze pewna wątpliwość związana z reżyserami. Morawski deklaruje chęć nawiązania współpracy z zagranicznymi artystami: "Rimasem Tuminas'em, Andreasem Lima, Olafem Hilligerem, Ivanem Wyrypajewem" (pisownia oryginalna, typowa dla stylu całego dokumentu). Tuminas, Wyrypajew, znani w Polsce i lubiani. Hilliger - o którym niczego więcej się tu nie dowiemy. I Andreas Lima, na temat którego trudno znaleźć jakiekolwiek informacje - czy chodzi o Andrésa Limę? Równie przypadkowa, jak lista zagranicznych twórców, jest lista zagranicznych instytucji - potencjalnych partnerów. Dlaczego artystyczny "trójkąt Wrocław-Praga-Drezno"? Dlaczego takie właśnie teatry, jakie wyszczególniono w dokumencie? Lub wręcz przeciwnie - nie wyszczególniono, pisząc jedynie o "teatrach z Berlina"? W przypadku projektów międzynarodowych nie podano żadnego pomysłu dotyczącego planowanej współpracy, tematów, tekstów, problemów etc.

Kłopotliwa jest także kwestia opisanego w "Koncepcji" projektu edukacyjnego pod hasłem "Teatr w klasie". Kilka lat temu program pod takim tytułem, o identycznych założeniach, prowadził warszawski Teatr Powszechny. Rozumiem, że zbieżność ta może wynikać z czerpania ze wspólnych wzorców - niemieckich projektów edukacyjnych, na które powołuje się zarówno Morawski, jak i koordynatorzy warszawskiego projektu. Ale może wypadało zmienić chociaż tytuł? Dodać coś od siebie?

Uwagę zwraca także chęć nawiązania współpracy z festiwalem New Plays from Europe w Wiesbaden. Jak zauważa Agnieszka Jakimiak, dramaturżka uczestnicząca kiedyś w tym festiwalu, impreza ta nie istnieje od 2014 roku. Festiwal został zastąpiony przez Wiesbaden Biennale, wydarzenie o zupełnie innym profilu. Pokazywane tam spektakle - autorstwa np. Gob Squad czy Rabiha Mroue - chyba nie przypadłyby autorowi "Koncepcji" do gustu, jako niezbyt poddane dyktaturze literatury.

Podsumowując sprawy związane z ideą artystyczną: nie dowiadujemy się o niej zbyt wiele. Cezary Morawski, który pogodnie deklarował w telewizyjnych wywiadach optymistyczne spojrzenie na konflikt w Polskim, z podobnym optymizmem projektuje przyszłość teatru. Zaufanie pokłada w porzekadle, obiegowej mądrości i, a jakże, teatralnej anegdocie. "Przekonując widza do siebie możemy mieć pewność, że poleci nas swoim znajomym w duchu klasycznego sloganu: jeśli wam się podobało zaproście przyjaciół, jeśli nie - wrogów!" - pisze. Konieczność poszerzenia lżejszego repertuaru uzasadnia słowami: "Parafrazując powiedzenie Zygmunta Hübnera - trzeba czasem zagrać tytuł chodliwy, by móc zagrać tytuł dla honoru domu".

Równie optymistycznie prezentuje się ulubiona rubryka urzędników, czyli finanse - pierwszy i drugi punkt "Koncepcji". Cezary Morawski podnosi kwestię zadłużenia teatru i proponuje swoje rozwiązania. Nie trzeba być jednak wyjątkowym znawcą strategii menedżerskich czy też finansowania instytucji publicznych, żeby uznać je za nieco problematyczne. Morawski proponuje "biznes plan" na wszystko - od obniżenia kosztów produkcji spektakli po "osiągnięcie samofinansowania się niektórych pozycji repertuarowych w trakcie eksploatacji". Sęk w tym, że nigdy owego "biznes planu" nie wyjaśnia. Nawet w zarysie. Mnoży za to słowa, które mają chyba wywołać wrażenie pewnej fachowości. "Crowdfunding", "crowdsourcing", "efekt skali" - terminy funkcjonują tu w oderwaniu od jakiejkolwiek spójnej strategii, a ich wykładnia pochodzi wprost z Wikipedii.

Najbardziej kontrowersyjnym pomysłem na poprawę budżetu jest chyba plan "zapraszania spektakli z udziałem aktorskich gwiazd z Warszawy i Krakowa". Trochę nie wiadomo, jak skomentować to zdanie, kiedy mowa jest o publicznym teatrze będącym domem dla jednego z najlepszych ansambli aktorskich w Polsce, prawdziwych gwiazd dla swojej publiczności.

Powyższe uwagi dotyczą tylko kilku problematycznych punktów koncepcji zaprezentowanej przez Cezarego Morawskiego. Długo można by dyskutować o innych pomysłach, jak na przykład rozwijaniu działalności impresaryjnej czy też zabawnie opisanych nowych strategiach marketingowych. Pozostając w optymistycznym tonie - mam nadzieję, że ktoś tę dyskusję podejmie. I że jednak kiedyś czeka nas szeroka debata o tym, jak powinna wyglądać nowoczesna instytucja kultury, a także procedura merytorycznej oceny programów, które taka instytucja ma realizować.

Wiadomo, że koncepcja programowa bardzo często zmienia się podczas dyrektorskiej kadencji. Weryfikuje ją praktyka, środki, odzew twórców i publiczności. Nie jest czymś ostatecznym. Jednak chyba wypadałoby, żeby w punkcie startu prezentowała jakąś ideę, pomysł, kształt. Być może zanadto przyzwyczailiśmy się do cynicznej myśli, że tego typu dokumenty nie są po prostu niczym zobowiązującym, więc nie warto nawet o nich dyskutować. Bo już nie chodzi nawet o to, że koncepcja proponowana przez Morawskiego jest silnie anachroniczna. To temat na zupełnie inną rozmowę. Jest przede wszystkim ogólna, pozbawiona treści i niechlujna.

Można powiedzieć, że złożony przez Morawskiego program - z jego błędami i stylem - jest nader łatwym obiektem krytyki. Nawet jeśli tak jest, to wypada nieustannie przypominać dość zdumiewający fakt: tak, to właśnie ten program został uznany za zwycięski, a jego autor będzie dowodził jednym z najważniejszych teatrów w Polsce, dużą instytucją. I może ze względu na to dobro wspólne należało wykazać się przy konstruowaniu koncepcji minimalną choć starannością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji