Artykuły

Przyszliście zobaczyć wariatkę?

"Uwaga - złe psy!" w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Wytwórnia w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Nowy - świetny! - spektakl Teatru Wytwórnia "Uwaga - złe psy!" pokazuje, jak niewiele zmieniło się u nas od mroków średniowiecza. Wtedy wariatów wystawiano w klatkach, dziś - mamy telewizję i brukowce. Spowiedź Anity, sadystycznej żony wybitnego pisarza Jerzego Szaniawskiego, okazuje się w gruncie rzeczy sądem nad współczesnym światem mediów.

Historia jak z horrorów Stephena Kinga: dom na odludziu, w nim bezbronny pisarz unieruchomiony przez chorobę i złamania. Jako potwór występuje jego krzepka sadystyczna opiekunka. Ale to nie górskie pustkowie ze słynnego "Misery", tylko mazowiecki Zegrzynek. Tam w odciętym od świata dworku Anita Szatkowska przez kilka lat więziła i maltretowała swojego zniedołężniałego męża - Jerzego Szaniawskiego (1886-1970).

Dramaturg poślubił dużo młodszą malarkę w wieku 76 lat. Miał już za sobą ponad 60 lat pracy literackiej, państwowe nagrody i państwowe represje. Autor "Dwóch teatrów", "Adwokata i róż", ojciec Profesora Tutki (sentymentalnego gawędziarza z "Przekroju") był najoryginalniejszym obok Witkacego twórcą dwudziestolecia międzywojennego.

Lata komunizmu go zniszczyły. Witkacy uciekł przed dyktaturą tłumu, łykając tabletki i podcinając sobie krtań. Szaniawski, piewca ulotnych tęsknot, musiał żyć w czasach siermiężnego socrealizmu. Czasach, w których za wrogów ludu władza uważała poetów. Nie mógł wydawać ani wystawiać. Jego marzycielskie i obco ideowo teksty znalazły się na indeksie. Jednak prawdziwy koszmar zaczął się dla pisarza dopiero u schyłku życia. Anita odgrodziła go od ludzi, przejęła jego korespondencję, pozbawiła pomocy lekarskiej, biła, poniżała, karmiła rozpuszczonym gipsem. Po śmierci męża podpaliła dworek (zabijając dwóch uwięzionych w nim ludzi) i rozpoczęła tułaczkę po zakładach psychiatrycznych. Zmarła w 1991 roku.

Gdy dziennikarz Remigiusz Grzela gromadził dokumenty na jej temat, sytuacja wyglądała prosto. Wyrok był wydany - wariatka zakatowała geniusza. Powtarzały się określenia: schizofreniczka, dręczycielka, szalona "Pani na Zegrzynku". Grzela, specjalista od wywiadów z nietuzinkowymi kobietami, postanowił dać jej szansę na obronę. W jego wystawionym przez Teatr Wytwórnia dramacie Anita (Małgorzata Rożniatowska [na zdjęciu]) przedstawia swoją wersję wypadków.

Przychodzi do telewizyjnego studia spokojna, przygotowana, zaopatrzona w dokumenty i materiały. Konferencja prasowa? Komisja śledcza? Nie dowiemy się. Biurko z mikrofonem jest szare i uniwersalne jak obudowa komputera. Zza takiego biurka można ogłosić stan wojenny albo przeprowadzić wystrzałowy teleturniej. Co więcej, oskarżona nie spowiada się, nie kaja, nie dementuje. Mówi o pierwszym uczuciu młodej dziewczyny, kwiatach, wierszach, niebieskich kopertach. W kącikach ust kryje się uśmiech triumfu i tęsknota za tym, co udało się jej zdobyć. Na chwilę staje się tak piękna i szczęśliwa, że budzi zazdrość.

Najbardziej przerażające historie (zamknięcie nagiego pisarza w komórce, fałszowanie podpisu, poszczucie dziennikarki psami) zamienia w ciepłe anegdotki, którymi zjednuje sobie sympatię widzów. Ona zmyśla. Nie zapomniała przecież, jak było naprawdę. Z wnikliwością badacza obserwowała rodzące się w niej szaleństwo. W miarę jak toczy się opowieść, twarz aktorki tężeje, zamienia się to w zwierzęcą maskę, to w ogłupiałe oblicze katatonika. Z gładkich zdań wyskakują nagle wulgaryzmy, przyspieszony oddech przydusza ją w pół słowa. Babcina bajka przekształca się w rozpaczliwy charkot. Wybucha muzyka z offu, a utopiona w czerwonym świetle wariatka zaczyna wyć do mikrofonu sentymentalną piosenkę. Na takich pokazach kobiecej histerii wychował się Freud w paryskiej klinice Salpetriere. Ale co robią tu współcześni widzowie? Anita pyta wprost - "przyszliście zobaczyć szurniętą?".

Ale w rzeczywistości to pytanie o cały współczesny świat zmuszający do nieustannej spowiedzi i nadekspresji. Pytanie do czytelników wywiadów, autorów listów do redakcji, paparazzich, widzów reality shows. Pytanie o zatarcie granicy między prywatnym a publicznym.

Kameralne przedstawienie świetnie pokazuje, jak ten problem przekłada się na konkretnego, cierpiącego człowieka. Rożniatowska znana przede wszystkim z roli w telewizyjnym serialu "Złotopolscy" okazuje się niezwykle wrażliwym instrumentem, na którym młody reżyser Michał Siegoczyński wygrał skrajne uczucia. Niknie panieński rumieniec, zostaje paniczny strach przed samą sobą.

Po udanej "Kalimorfie" Marka Kality (na podstawie "Kolekcjonera" Johna Fowlesa) to już drugi spektakl "Wytwórni", w którym miłość staje się zabójczą obsesją. Praski teatr, ruszył dopiero na początku listopada, a już nadaje się do wpisania na listę zjawisk niewyjaśnionych. Stanowi fenomen artystyczny i ekonomiczny. Grupka młodych dramaturgów (Małgorzata Owsiany, Monika Powalisz, Radek Dobrowolski, Jacek Papis) samodzielnie wyremontowała i wyposażyła magazyny rozsypującej się fabryki wódek Koneser.

Uwaga - częste odwiedzanie tego miejsca grozi trwałym uzależnieniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji