Artykuły

Alicja Węgorzewska: Najważniejsze jest to, co mogę dać z siebie

- Dziwnym i nienaturalnym wydaje mi się odsuwanie opery od tego co współczesne, co nowoczesne - mówi Alicja Węgorzewska, słynna śpiewaczka, dyrektorka Mazowieckiego Teatru im. Jana Kiepury w Warszawie.

Od jakiegoś czasu szefuje Pani Mazowieckiemu Teatrowi Muzycznemu imienia Jana Kiepury. Można łączyć takie obowiązki z występami na scenie? To wydaje się bardzo trudne.

- To nie jest trudne, ale wymaga wysiłku. Oczywiście można łączyć te obowiązki. Marek Weiss jest znakomitym reżyserem, jednocześnie dyrektorem teatru. Ewa Michnik dyryguje i jest dyrektorem Teatru. Bardzo często twórcy, silni twórcy łączą te funkcje. Mogą to robić, ponieważ proponują całościową wizję Teatru. Mają bardzo przemyślaną drogę, którą chcą zmierzać.

Niedługo odbędzie się niezwykły koncert, III Bitwa Tenorów na Róże, gdzie wystąpią światowej sławy śpiewacy. Czemu ma służyć ten koncert?

- Bitwa ma na celu popularyzację etosu Jana Kiepury. Nasz Teatr nosi nazwę "imienia Jana Kiepury". Jest to koncert poświęcony Kiepurze, zachwycający się Jego wszechstronnością. Jednocześnie jest to wydarzenie, podczas którego Tenorzy muszą przekonać do siebie nie tylko publiczność na sali, ale również widzów przed telewizorami. Zaprezentowanie się w repertuarze, w którym występował Kiepura, daje możliwość wykazania się kunsztem i umiejętnościami aktorskimi. Tenorzy będą musieli wykazać się wielkim talentem, by zdobyć platynową różę.

Czy w dzisiejszym świecie, który pędzi, gna, jest jeszcze miejsce na operę i operetkę? Czy nie jest tak, że to zajmuje już tylko niewielką garstkę melomanów?

- Opera weszła na stadiony. Otwiera Mistrzostwa Świata. Np. Pavarotti śpiewał dla głów koronowanych i jednocześnie dla publiczności, która siedziała z koszyczkami piknikowymi. Dziwnym i nienaturalnym wydaje mi się taki podział i odsuwanie opery od tego co współczesne, co nowoczesne, dostępne. Myślę, że opera jest w stanie świetnie funkcjonować i zaglądać pod nasze dachy.

Operetkę wszyscy wręcz kochają. Bardzo wiele osób latem odwiedza festiwale w Busku, w Ciechocinku, w Krynicy, w Sopocie, na których rozbrzmiewają operetkowe utwory.

Przez całe lata prasa pisała, że specjalizuje się Pani w "rolach spodenkowych", czyli gra na scenie rolę mężczyzn. Skąd taka - przyznajmy dość specyficzna - specjalizacja? To tylko i wyłącznie kwestia warunków głosowych, dość rzadkiego przecież mezzosopranu, czy również osobisty wybór?

- Oczywiście młode mezzosoprany śpiewają często role spodenkowe, które tak były rozpisane w historii literatury muzycznej, że właśnie męskie role śpiewały niższe głosy. Fizis wysokich kobiet jest jak kontrabas, duży instrument - niskie brzmienie. Odgrywanie ról spodenkowych to nie jest osobisty wybór artysty. To po prostu droga, przez którą się przechodzi. Nikt nie zaczyna swojej kariery od Carmen. Do tych wielkich ról kobiecych po prostu dochodzi się latami.

Niektórym może się wydawać, że diva operowa ma łatwe życie - śpi do południa, potem ma próby, chodzi po kawiarniach, a wieczorami śpiewa na scenie? Co może powiedzieć Pani takim ludziom?

- Nie znam takich div. Moje koleżanki rano odwożą dzieci do szkoły. Potem idą na próbę, później gotują obiad, odbierają dzieci, grają przedstawienie, a jeszcze później w nocy uczą się partii. W połączeniu z rolą Dyrektora Teatru Muzycznego, bycie divą komplikuje się jeszcze bardziej. Nie znam takich div - o "łatwym życiu". Chyba, że mówimy o latach 50-tych, o czasach Marii Callas, o czasach pięknych jachtów, kolii i luksusu.

Łączenie obowiązków domowych z artystycznymi wyzwaniami bywa bardzo trudne. Jak Pan sobie z tym radzi?

- Nie jest to odstępstwo od reguły. Łączy się to z poprzednim pytaniem. Jestem matką, córką i staram się jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki. Może nie aż tak systematycznie i w literalny sposób. Jest to bardzo ważna część mojego życia. Część balansu w moim życiu, tego co jest dla mnie ważne. Mój zawód jest moją pasją i tak samo moja córka jest dla mnie pasją.

Ma Pani za sobą wiele występów na najbardziej prestiżowych scenach Europy i świata. Śpiewała Pani także na niedawnym szczycie NATO w Warszawie. Dla przywódców światowych śpiewa się trudniej niż dla "zwykłej" publiczności?

- Ja każdą publiczność traktuję tak samo. Niezależnie od tego, czy śpiewam na małej scenie, czy w wielkiej sali operowej, tak samo poważnie traktuję widzów. Jeśli publiczność jest po całym dniu konferencji to może jest lekko zmęczona. Wtedy tym bardziej ożywia się, słuchając dźwięków muzyki, która jest terapią. Dla mnie to nie ma żadnego znaczenia, czy dostaję mniejszy czy większy bukiet kwiatów. Ważne jest to, co mogłam dać z siebie.

Niedawno zaśpiewała Pani "Hymn Inki", do którego napisała też Pani słowa. Takie postaci, jak Danuta Siedzikówna, inni żołnierze wyklęci są dla Pani ważni?

- Napisałam ten tekst rok temu, na uroczystość odsłonięcia pomnika "Inki" na gdańskiej Oruni. Możliwość wzięcia udziału w tym wydarzeniu była dla mnie niezwykle ważna i wzruszająca. Do dziś nie znam odpowiedzi na pytanie, dlaczego siedemnastoletnia dziewczyna była takim zagrożeniem dla systemu, że trzeba było przystawić jej pistolet do głowy. Chyba bardziej się bano idei niż człowieka.

Zabrała też Pani zdecydowany głos w dyskusji o przyszłości Opery Narodowej. Artysta - Pani zdaniem - powinien zabierać głos w sprawach dotyczących codzienności kraju, w którym żyje? A może to wręcz jego obowiązek?

- Głos w tej dyskusji zabiera wiele osób. Mój głos jest o tyle silniejszy, że przy dostępie do mediów jest bardziej słyszalny. To zdanie dużej części środowiska, z którym się utożsamiam. Myślę, że to jest obowiązek nie tylko mój, jako Alicji Węgorzewskiej, ale obowiązek każdego artysty - znaleźć swoją tożsamość w życiu artystycznym i mieć prawo do wypowiadania własnych sądów. Nasza Scena Narodowa wysłuchała mojego głosu. Bardzo się cieszę, że nie pozostał bez echa. W tym sezonie widzę zmiany w kilku produkcjach polskich kompozytorów.

Nie ucieka też Pani od zjawisk popkultury, m.in. występowała Pani jako jurorka w telewizyjnym muzycznym show. Po co divie operowej takie doświadczenie?

- Telewizja lubiła mnie od czasów studiów. Pracowałam w programach publicystycznych, prowadziłam rozmowy z ludźmi kultury. Jednym z moich pierwszych gości była Małgorzata Walewska, w kąciku - "Młodzi, zdolni, nieznani." Program, w którym wzięłam udział też był misyjny, gdyż służył młodym ludziom w tym, by mogli się rozwijać. Miał dać im wskazówki, tak by w przyszłości być może sami mogli być instruktorami dla innych "młodych zdolnych". Cieszę się, że telewizja podjęła się realizacji tak misyjnego produktu, niezwykle drogiego w produkcji. 8 gwiazd, każda z 16 osobowym w zespołem i 4 jurorów - To naprawdę wykraczało poza dotychczas eksploatowane tematy. Brawo dla TVP za odwagę.

Gdyby miała Pani wybrać i wskazać rolę życia, jaka to byłaby sceniczna postać?

- Na pewno nie jestem Carmen na co dzień. Nie uwodzę, nie porzucam. W codziennym życiu nie wcielam się w żadną rolę, wręcz staram się bardzo mocno oddzielić życie prywatne od scenicznego. Nie przenoszę przyjaźni zawodowych na prywatne, a mój krąg przyjaciół jest całkowicie spoza środowiska artystycznego. W tym roku mija 20 lat mojej pracy artystycznej. Zarówno obecność na scenie, działalność charytatywna oraz rola Dyrektora Mazowieckiego Teatru Muzycznego sprawiają, że nie mogę wybrać roli życia. Ważny jest całokształt przebiegu tych 20 lat.

Gdzie w najbliższym czasie warszawska publiczność będzie mogła Panią zobaczyć?

- 12 października odbędzie się wielki otwarcie sezonu - "Bitwa Tenorów na Róże", w Studiu Koncertowym Polskiego Radia. Planujemy piękny Koncert w Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej. Kolejne miesiące to szereg wydarzeń artystycznych (wieczory operetkowe, koncert zaduszkowy, bajki dla dzieci) oraz wielki Koncert Noworoczny, który jak co roku odbędzie na scenie Filharmonii Narodowej 1 stycznia. Zapraszam bardzo serdecznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji