Zbigniew Rudziński o Manekinach w Paryżu
Prosto z samolotu, którym zespół Sceny Kameralnej Teatru Wielkiego wrócił wieczorem z Paryża, autor i kompozytor "Manekinów" Zbigniew Rudziński trafił pod mikrofon reportera "Życia". Pierwsze wiadomości o przyjęciu "Manekinów" przez krytykę francuską były pomyślne. Jak tę operę przyjęła publiczność paryska?
- Byliśmy w Paryżu dwa tygodnie - mówi Zbigniew Rudziński. - W tym czasie odbyło się 11 przedstawień w sali "Theatro Alliance" koło Montparnasse. Salka nieduża, około 200 miejsc, nawet trochę nieforemna, bo szeroka i dość krótka ale o kameralnym nastroju, czego "Manekiny" właśnie wymagają.
Jak było z frekwencją?
- Początkowo średnio ale z każdym przedstawieniem widzów było coraz więcej i ostatnie przechodziły już przy kompletach. Przyjmowano je bardzo żywo i pod koniec słyszałem głosy, że szkoda, bo za krótko byliśmy. Nie kryję, że wolę taką kolej rzeczy, niż gdyby miało być odwrotnie.
Co na to wpłynęło?
- Recenzje. Okazało się, że większość dziennikarzy, pisujących o muzyce, wyjechała na MIDEM do Cannes. Kiedy ukazały się recenzje, poprawiła się frekwencja.
Co pisano o "Manekinach"?
- Niezręcznie mi o tym mówić, rozumie pan...
Proszę zapomnieć, że jest Pan twórcą, tylko relacjonować.
- Recenzje były dobre.
W jakich czasopismach?
- "Le Figaro", "Le Quotidien de Paris", "Le Matin". Pisali poważni krytycy.
Jaki ton tych wypowiedzi?
- Nawet z pewnym zdziwieniem, że wszystko - muzyka, plastyka, scenografia, reżyseria - jest z sobą zespolone, i że to stwarza niesamowite wrażenie. "Le Figaro" napisał w ostatnim akapicie, że całość była wspaniała i że "powinni to zobaczyć nasi improwizatorzy operowi".
Czy należy to rozumieć jako zarzut, że w paryskich inscenizacjach operowych przeważa pierwiastek improwizacyjny?
- Pewnie tak.
Czy język nie był przeszkodą w odbiorze?
- Nie bo Teatr Wielki bardzo starannie przygotował teksty programu. Było omówienie opery i był przekład libretta. Gospodarze zresztą też przygotowali programy.
Kogo chwalono?
- Cały zespół, zwłaszcza inscenizację plastyczną Janusza Wiśniewskiego i pierwszoplanową postać Jakuba, którą kreował Jerzy Artysz. Napisano o nim: "excellent".
Czy radio i telewizja interesowały się "Manekinami"?
- Radio tak. Mieliśmy dwa długie programy: 45 minut rozmowy na przemian z muzyką z przedstawienia i drugi, godzinny, prowadzony na żywo. Telewizja, owszem była, ale czy coś pokazała - nie wiem. Redaktorzy z radia bardzo starannie przygotowali się do audycji. Rozmawialiśmy nie tylko o "Manekinach" ale i o sytuacji teatru polskiego w ogóle. Przynieśli z sobą nawet prozę Schulza i czytali fragmenty (bo libretto jest oparte na utworach tego pisarza). Nie wierzyli, że ta opera została przygotowana w ciągu miesiąca...
Czy sądzi Pan, że pobyt w Paryżu pociągnie za sobą inne propozycje?
- Myślę, że tak, bo do przedstawiciela "PAGARTU" zgłosiło się dwóch impresariów, z których jeden, chce robić tournee po Francji, a drugi chce tę operę przez miesiąc wystawiać w Theatre Chatelet w Paryżu. Może z tych rozmów coś wyniknie.
A Pana czy to powodzenie "Manekinów" skłoni do następnych utworów?
- Siedzę nad dwiema rzeczami: jedną krótką, którą mam do spłacenia pewien dług, i drugą, dłuższą, na dużą scenę, do której dopiero szukam tematu. Ale wszystko to jeszcze w stadium początkowym.