Artykuły

Wizyta starszej pani, czyli kto ma władzę, ustala (prawo i) sprawiedliwość....

"Wizyta starszej pani" Friedricha Dürrenmatta w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Włodzimierz Neubart na blogu Chochlik Kulturalny.

"Wizyta starszej pani" Friedricha Dürrenmatta, pokazana w Teatrze Dramatycznym na otwarcie sezonu, okazała się słusznym wyborem. Nie tylko podtrzymuje rangę głównej sceny im. Gustawa Holoubka, ale też pokazuje, że w teatrze wszystko jest możliwe. Realizm ma prawo wymieszać się z groteską, jawa ze snem, a sceniczna adaptacja może posługiwać się teatralną metaforą. Spektakl w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego jest jednocześnie godnym sposobem na uhonorowanie jubileuszu 45-lecia pracy Haliny Łabonarskiej (swoją drogą, patrząc na aktorkę, zastanawiamy się, czy początek kariery przypada na okres przedszkola?).

Minęło już sześćdziesiąt lat, odkąd sztuka Dürrenmatta została wystawiona po raz pierwszy. Wiele innych tekstów zestarzałoby się w tym czasie potwornie, "Wizyta starszej pani" okazuje się jednak bardziej uniwersalna. Duża w tym zasługa toposów wykorzystanych przez autora. Konotacje z tragedią grecką wydają się także uzasadnione, problem winy i kary, przeznaczenia i sądu, wreszcie ofiary i zemsty za nią rysuje się tu bowiem równie mocno. Do tego jeszcze bohaterka, Klara Zachanassian, uosobienie niejednego mitologicznego bóstwa.

Metafora, groteska a realizm

Choć najnowsza "Wizyta starszej pani" w ujęciu Wawrzyńca Kostrzewskiego jest w zasadzie bliska przesłaniu autora sztuki, reżyser pokusił się o sporo zmian. Ta najbardziej widoczna to oczywiście zakończenie, które ma nam dać możliwość snucia alternatywnych wersji dalszych wydarzeń, jednak z powodzi przekształceń rzucają się w oczy również nazwiska i nazwy miejscowe. Choć z daleka czuć, że tekst Dürrenmatta odnosi się do Polski i jej mieszkańców w opozycji do świata Zachodu, przynajmniej teoretycznie starano się uniknąć dosłowności. Stąd samo miasteczko dzięki scenografii jest raczej symbolem, mogącym odnosić się do każdego miejsca na świecie. Zaszalano natomiast z nazwami własnymi. Gnojewo zamiast Güllen to jeszcze nic takiego, ale już malownicze nazwiska bohaterów - owszem. Efekt został osiągnięty, publiczność śmieje się przy co ciekawszych nazwiskach (i słynnym Teatrze Dramatycznym w Cielakowie), wydaje mi się jednak, że o wiele lepiej prostą duszę bohaterów oddaje to, co dzieje się na scenie. Sam przekład Ireny i Egona Naganowskich, choć dobry, razi mnie nieco tymi przewidywalnymi w zasadzie środkami komicznymi.

Taki gość!

Rzecz dotyczy społeczności małego, ubogiego miasteczka, które wizytuje miliarderka Klara Zachanassian. Każdy z mieszkańców w skrytości ducha marzy o tym, że najbogatsza kobieta świata okaże mu swoją hojność. Nawet jej dawny kochanek, Alfred Ill, ma pewne nadzieje. Pojawienie się pięknej pani burzy cały ład małomiasteczkowej grupy. Niby pozwala przypuszczać, że każdemu pomoże odmienić jego smutny żywot, niby zapowiada hojne donacje na rzecz nie istniejących jeszcze nawet instytucji, a jednak nikt nie wie, że miła Klara realizuje w miasteczku swój misterny plan. Ten plan to zemsta. Oto bowiem kilkadziesiąt lat temu zaszła w ciążę, jednak Alfred, postawiony przed sąd, by uznał ojcostwo, wyparł się tego faktu i wygrał sprawę, przekupując dwóch pijaczków, którzy poświadczyli, że to oni spali z dziewczyną. W atmosferze skandalu, powszechnie potępiona Klara wyjechała z miasteczka. Została prostytutką, by jakoś przeżyć. Miała jednak to szczęście, że wpadła w oko bogatemu klientowi, wyszła za niego, a po jego śmierci budowała majątek wychodząc za kolejnych bogatych mężczyzn.

Mojra - dintojra

Minęły lata. Klara Zachanassian przyjeżdża do Gnojewa w aurze kobiety światowej, najbogatszej na świecie. Może wszystko. Wydaje się, że wystarczy, by kiwnęła palcem, a każdy z jej świty uczyni wszystko, czego tylko ona sobie zażyczy. Czując zapach pieniędzy, mieszkańcy byliby również skłonni w tym pochodzie uczestniczyć. Będą zresztą mieli szansę, ponieważ dawna koleżanka ma dla nich pewną propozycję.

Jest niczym mitologiczne Mojry. Włada ludzkimi losami, tka przeznaczenie tych, na których zwróciła uwagę. Mieszkańcom miasteczka proponuje miliard za zabicie Alfreda Illa. To ma być przecież zadośćuczynienie za krzywdę, którą jej uczynił. Ludzie reagują honorowo - odmawiają. Jednak czy ktoś widział ten miliard? Ile za to można byłoby kupić! Nawet gdyby podzielić pieniądze między wszystkich Od chwili, gdy lekarz i inni zaczną chodzić w nowych butach, kupować drogie towary (jeszcze na kredyt), los Alfreda Illa wydaje się być przesądzony. Jednak Klara okaże się nie tylko boginią jego losu, ale i pozostałych mieszkańców. Jako Kloto objawiła się tylko dając życie swojej córeczce, która zmarła, zatem za karę niczym Lachesis - szykuje teraz przeznaczenie wszystkich, których zostawiła za sobą wyjeżdżając w niesławie z Gnojewa. Wie doskonale, co robi, zadbała już dawno o to, by życiem swoich "podopiecznych" sterować całkowicie. Gdy przyjdzie czas - objawi się jako Atropos, która nieodwracalnie zmieni bieg historii.

To właśnie Klara okazuje się być panią przeznaczenia. Sama niezniszczalna, wiecznie młoda. Chyba te nowe części - chciałoby się powiedzieć, bo przecież kobieta ma protezę nogi, sztuczną rękę, w zasadzie cudem uniknęła śmierci w takich wydarzeniach, jak choćby katastrofa samolotu. Wszyscy zginęli, ona nie...

Prawo i sprawiedliwość

Nie trzeba być prorokiem, by przewidzieć finał. Mechanizm dochodzenia do niego został ukazany z zadziwiającą trafnością, co stanowi niewątpliwy walor przedstawienia. Często proces ten dzieje się jakby poza sceną i jesteśmy tylko informowani o jego efektach, tutaj śledzimy go na bieżąco. Wspaniale.

Słowo "sprawiedliwość" nabiera zupełnie nowego znaczenia, a niewypowiedziane "prawo" dźwięczy w uszach niczym zły szeląg. Smutny koniec Alfreda nastąpi podczas przyjęcia z udziałem prasy, ktoś zgasi światło i stanie się, co musi się stać. Miliard - tyle warte było ludzie życie. Tylko czy to był lincz, czy naprawdę tylko atak serca?

Chociaż publiczność żywo reaguje na kryjące się w tekście sztuki aluzje i dwuznaczności, spektakl unika na ogół tanich chwytów w postaci odniesień do polityki czy aktualnej historii Polski.

Klara - miasteczko

Wspomniana opozycja wysuwa się naturalnie na plan pierwszy historii opowiedzianej przez Wawrzyńca Kostrzewskiego. Cyniczna bohaterka niemal przez czterdzieści pięć lat (kolejny związek z jubileuszem grającej ją aktorki!) planowała zemstę. Dziś, także z powodu tego, jak bardzo inna jest od wszystkich, przypomina Nemezis, boginię przeznaczenia, tylko dziwnie złośliwą i nieustępliwą. Ona realizuje misterny plan, który nie pozwala mieszkańcom miasteczka wywinąć się jej "sprawiedliwości". Najpierw wykupuje wszystko w Gnojewie, każdą piędź ziemi, budynek, szopę. Później pojawia się, by zawładnąć jeszcze duszami tych biednych ludzi. Kupuje je, bo przecież, jak się okazuje, każdy ma swoją cenę. Nie robi nawet w zasadzie nic złego, bo przecież w nowej rzeczywistości, w zaprogramowanym społeczeństwie system wartości mieszkańców jest dokładnie taki jakiego życzy sobie Klara. W tym kontekście można bohaterkę porównać także do Wolanda, który zamiast do Moskwy trafia do Gnojewa (świta też jest, a jakże!), by tam wprowadzić nowy ład i ubić interes. Tak interes - to klucz do wszystkiego. Bo przecież zemsta to już przebrzmiała sprawa. Upłynęło wiele czasu, to już nie o nią chodzi, raczej o satysfakcję z posiadania nieograniczonej władzy.

Jak się okazuje, społeczeństwo można zjednoczyć bazując na obietnicach dobrobytu i filozofii odwetu. Iluzja sprawiedliwości, absurdalna przecież, staje się dogmatem. Sterować zaś ludźmi wcale nie jest tak trudno.

Gdy źle się dzieje, łatwo zmienić zdanie

Dlaczego Klarze tak łatwo jest sterować ludźmi? Kto ma pieniądze, ten rządzi - sama to tłumaczy. Ale nie tylko o to chodzi. Z perspektywy społeczności widać, jak łatwo ludzie dają się mamić iluzją lepszego świata. Wiara w kłamstwo narasta, gdy ludzie pragną zmiany, można im wtedy wiele wmówić (nawet zbrodnię da się przecież usankcjonować boską sprawiedliwością). Kiedy zaś wejdzie się na drogę zbrodni, nie ma już odwrotu. Takie społeczeństwo musi upaść. Działalność Klary dotyka więc każdego członka społeczności Gnojewa. Widać, jak perspektywa zmiany antagonizuje ludzi. Jak bardzo dzieli i gubi. W tym wymiarze "Wizyta starszej pani" jest czytelną przestrogą dla nas wszystkich

Realizm poruszanych problemów a zabawa formą

Spektakl jest jakby stworzony z myślą o widzach z wyobraźnią. Chociaż na płaszczyźnie ludzkich dramatów stara się być dość realistyczny, Wawrzyniec Kostrzewski eksperymentuje z formą. Stąd samo miasteczko ma tylko wymiar symbolu, brak jest konkretnych budowli, strojów, wszystko opiera się raczej na zasadzie drabiny bytów i pozycji zajmowanych przez członków społeczności. Mało tego, ogromne znaczenie ma fakt, iż sugeruje się nam, że to wszystko to tylko taka przypowieść, wizja, przestroga. Przecież wszystko dzieje się na granicy jawy i snu. Na scenie wciąż sączy się delikatna biała mgiełka, która, spowijając bohaterów, zarazem odgradza ich od naszego, realnego świata. Wszystko potęguje światło, które dodatkowo czyni bohaterów czymś w rodzaju marionetek w teatrze życia. To czytelny znak, że twórcy spektaklu odżegnują się od realizmu plastycznego.

Biorąc pod uwagę ten fakt, stajemy przed sytuacją, w której oglądanych wydarzeń nie da się odnieść do jakiegoś konkretnego czasu. Siła "Wizyty starszej pani" tkwi w uniwersalności przekazu. Spektakl może mieć tak wiele interpretacji i każda będzie poprawna. Widz bowiem odniesie go do własnej sytuacji.

Bohaterowie drugiego i trzeciego planu

Ogromne wrażenie robią na mnie bohaterowie drugiego, a nawet trzeciego planu. Mateusz Weber jako Konduktor całkowicie zrywa z wizerunkiem, do jakiego nas przyzwyczaił. To taka maleńka perełka, której się nie da zapomnieć. Weber wraz z Krzysztofem Szczepaniakiem stają się też faworytami publiczności jako Dziennikarze. Z porcelanowymi zębami, wyglansowani, robią cyrk z poważnego przecież procesu. Takie amerykańskie zachowanie. Gruba kreska, karykatura, groteska, ale zarazem uderza w czuły punkt.

Łukasz Lewandowski jako Nauczyciel ukazuje bezsens idealizmu dobrego człowieka i jego niemoc w starciu z fałszywą strukturą społecznego dobra. Niemoc totalną, bo wystarcza jedno głosowanie, by zmienił zdanie Małgorzata Niemirska jako żona jest jednocześnie rozkosznie zabawna i przeraźliwie dramatyczna. Świetna rola. Zastanawiałem się, jak ona wypadłaby w roli Klary (byłaby pewnie bardziej władcza, wręcz demoniczna).

Henryk Niebudek w roli Burmistrza ujawnia całą małość urzędu w starciu z potęga pieniądza i władzy absolutnej. Płaszczy się i wije, byle tylko uzyskać łaskę instancji nadrzędnej, w tym wypadku kobiety, która nie cofnie się przed niczym, by zrealizować swój plan. Burmistrz budzi politowanie, jest marionetkowy. Za fasadą urzędowych gestów (nawet stroju) kryje się pospolitość Przypadek?

Nieźle wypadają mieszkańcy miasteczka: Anna Gajewska, Małgorzata Rożniatowska, Waldemar Barwiński i Robert Majewski. W tym całym podobieństwie ideologicznym są mimo wszystko różni (nie wiem tylko, czy w pierwszej scenie ich brak koordynacji jest zamierzony, by wskazać, że nikomu już tak naprawdę na niczym nie zależy, czy to jednak błąd techniczny?).

Wyrazisty jest Proboszcz (Andrzej Blumenfeld) i Koby - ślepiec, który kłamał w sądzie na korzyść Illa (Mariusz Wojciechowski). Patrzy się na niego nie bez zdziwienia, bo kostium i zachowanie bohatera stoją do siebie w opozycji (a i w jednej postaci zawarto cechy aż dwóch z literackiego pierwowzoru), jednak aktor wychodzi z tego zabiegu obronną ręką.

Inny od wszystkich jest też Łukasz Wójcik - ochroniarz Klary, który gra jednak przede wszystkim swoją fizycznością, współczesną do bólu. Nie jestem pewien, czy gangster z Manhattanu powinien wyglądać jak hipster z Placu Zbawiciela, ale efekt jest... Może tylko Zdzisław Wardejn nie podoba mi się jako Policjant (ale to wina fatalnej dykcji aktora).

A przecież wspomnieć trzeba jeszcze o kilku małżonkach Klary. Wszystkich gra Mariusz Drężek, momentami manieryczny, a jednak przejmujący. Wie, co robi.

Człowiek, który poddał się losowi

Alfred został przez Adama Ferencego sportretowany z wyczuciem jako jedna z najważniejszych osi dramatycznych wydarzeń. Męczennik, który rozumiejąc swój los, poddaje mu się. Godność, poświęcenie? Interpretować tę postać można na wiele sposobów. Przecież widzi absurd całej sytuacji. Walczy z nią początkowo, ale przecież rozumie, że tłumu nie da się zatrzymać. Poddaje się i jakby oddaje w ofierze w imię dobra tej społeczności, która złoży z niego daninę na rzecz rozlicznych korzyści dla wszystkich.

Koncert, koncert, koncert!

"Wizyta starszej pani" to jednak przede wszystkim popis Haliny Łabonarskiej w roli Klary. Jej zwycięstwo to sukces przedstawienia. Pracują na nią wszyscy: aktorzy, którzy budują tę opowieść, fryzjerzy i makijażyści (bo wygląda znakomicie), kostiumograf (Aneta Suskiewicz), oświetleniowcy (pod okiem Mikołaja Jaroszewicza). Jednak to, co najważniejsze, aktorka tworzy na scenie sama. Klara jest sprawcą wszystkiego i zarazem odbiorcą. Bije z niej fascynująca prawda o zepsuciu, które prowadzi do deprawacji całego społeczeństwa. Tylko dlatego, że można, że ma się władzę!

Ona w całej tej (nieco nawet groteskowej) historii jest po prostu cyniczną kobieta, która bawi się ludźmi, mając środki, by zawładnąć całym ich życiem. Jest jak Woland z "Mistrza i Małgorzaty), jak Medea z tragedii greckiej i jak demiurg, który tworzy świat takim, jaki jawi się w jego głowie (a że pomysł chory, to i efekty łatwe do przewidzenia). Klara w ujęciu Haliny Łabonarskiej jest kobietą, która posiadła władzę sterowania społeczeństwem. Iluzja nowego - starego systemu wartości, jaką tworzy to znany nam skądinąd kult politycznego odwetu, rodzaj filozofii, która kłamstwo stawia w roli prawdy absolutnej, a zbrodnię nazywa sprawiedliwością.

Od pierwszej chwili widać, że aktorka stosuje zupełnie inne środki dla oddania charakteru Klary Zachanassian, niż jej znamienite poprzedniczki w tej roli (choćby Barbara Krafftówna, Maja Komorowska czy Krystyna Janda). Owszem, emanuje siłą, jednak jest to raczej rodzaj poświaty, która spowija ją całą. W zachowaniu i relacjach z ludźmi Klara zachowuje pozory "normalności", momentami wydaje się aż nazbyt delikatna. I tym wygrywa! Początkowo byłem przekonany, że to błąd. A przecież w ten sposób Klara może najłatwiej podejść swoje ofiary. Tworzy iluzję, dzięki której w odpowiedniej chwili będzie mogła zniszczyć wszystko i wszystkich. Raz jeszcze - czy czegoś nam to nie przypomina?

Plusy i minusy

Uwiodła mnie bez reszty w spektaklu muzyka Piotra Łabonarskiego (przywodząca na myśl filmy Petera Greenawaya). Ten powracający wciąż motyw muzyczny jest przepiękny. Znakomita jest też praca świateł (brawa dla Mikołaja Jaroszewicza). Niespecjalnie za to spodobała mi się scenografia. Rozumiem umowność, dostrzegam znaczenie tych wszystkich poziomów wzniesionej na scenie konstrukcji, jednak mam wrażenie, że coś takiego widzieliśmy już na scenie Teatru Dramatycznego wcześniej, choćby w "Cabarecie". Można było tę konstrukcję stworzyć inaczej, choćby z boku sceny, wówczas wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.

Fantastyczna jest scena przypominająca "Ostatnią wieczerzę". Aktorzy skracają na moment dystans z widownią, a Klara może przeprowadzić hipnotyczny eksperyment także na nas. Konceptualnie bronią się sceny pochodu, śmierci Alfreda i wiele innych. Myślę jednak, jak bardzo przydałoby się, żeby o ich sukcesie nie stanowiło tylko perfekcyjne światło. Kilkukrotnie (jak właśnie przy tym diabelskim pochodzie i śmierci Illa) łapałem się na tym, że wyobrażałem sobie, jak można to było rozegrać bardziej gestem i ruchem. Gdyby tak wysłać aktorów choć na kilka zajęć z artystami pantomimy (do których z Teatru Dramatycznego akurat nie jest daleko)? Kto widział śmierć bohatera w "Gogolu", wie, że ciała osaczających go ludzi mogą wyrazić przerażające emocje...

Bez wątpienia skróciłbym początek przedstawienia. Wprowadzenie do całej historii jest zbyt długie, zastanowiłbym się też na przearanżowaniem sceny w lesie (gdy dawni kochankowie beznamiętnie rozmawiają o tym, co się stało z córeczką Alfreda). Za to zakończenie bardzo do mnie przemawia. Nie zdradzając szczegółów, daje duże pole do dyskusji, co dalej?

Królowa imponderabiliów

Teatr w takim wydaniu, jaki serwuje nam na otwarcie sezonu Teatr Dramatyczny, daje nadzieję, że to będzie dobry rok dla polskiego teatru. Rok artystycznych wyzwań, poszukiwania nowych dróg i eksplorowania meandrów ludzkich emocji.

'

"Wizyta starszej pani" w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego operuje dynamicznym obrazem, tajemniczym światłem i magiczną muzyką, stwarzając aktorom szansę ukazania mechanizmu sterowania ludzkimi poglądami. Ma się wrażenie, że w kontekście filozoficznym, socjologicznym, polityczno-społecznym sztuka jest tak współczesna, że już bliżej nie można!

Stanowi coś na kształt artystycznej przestrogi, by zasady moralne nie uległy podszeptom i pieniądzom. Reżyser udowadnia, jak łatwo konserwatywne społeczeństwo potrafi odejść od głoszonych ideałów omamione wizją lepszego świata. Roszczeniowi, leniwi ludzie w imię "sprawiedliwości" czynią zło ostateczne, sankcjonując je przy tym. Coś nam to przypomina?

Klarę Zachanassian dzięki najnowszej inscenizacji zapamiętamy jako królową impoderabiliów, tych wszystkich trudnych do uchwycenia zjawisk, które wpływają na zachowanie i poglądy innych ludzi. To spektakl o Klarze i dla niej. Można pomarudzić na ten czy inny drobiazg inscenizacyjny, ale nic nie odbierze przedstawieniu tego, co najważniejsze, kreacji Haliny Łabonarskiej, która zachwyca, przyciąga wzrok i fascynuje. Takiej Klarze nie oparłby się dosłownie nikt...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji