Artykuły

Teatr nieobojętny

Aby poznać sytuację w teatrze, nie zawsze trzeba wchodzić do je­go wnętrza. Wystarczy nieraz przyjrzeć się opuszcza­jącym przybytek Melpomeny po wieczornym spektaklu. A to hucznie, radośnie wypryśnie z otwartych drzwi mło­dzież, to znów głośno mówiąc i gestykulując ktoś dalej pro­wadzi sceniczny dialog albo inny znów idzie w skupieniu zadumany, patrząc w nieist­niejący punkt. Powie ktoś, że taki sąd jest powierzchowny, pozorny, i będzie miał całko­witą rację. Ale te właśnie różnorodne reakcje, których sami często jesteśmy świad­kami mówią jednoznacznie o tym, że polski teatr nie jest widzom obojętny.

W repertuarze naszych te­atrów szczególnie ważne miej­sce zajmują wielkie, nieraz monumentalne inscenizacje klasyki. Przykładów jest wiele, ale wymieńmy tylko najistot­niejsze w ostatnim okresie: "Hamlet" w Teatrze Drama­tycznym, gdańskie "Dziady" w reżyserii Macieja Prusa, "Nie-Boska Komedia" reżyserowa­na przez Jerzego Grzegorze­wskiego. W nieprzemijających treściach tych utworów szuka­ją inscenizatorzy ciągle no­wych wartości, starają się wciąż na nowo traktować dra­maturgiczną materię. Tak zro­bił Maciej Prus łącząc w jed­ną całość zazwyczaj trakto­wane oddzielnie Dziady ko­wieńskie i drezdeńskie. Rzecz dzieje się w starej opuszczonej cerkwi, gdzie za­trzymał się tułaczy konwój. Obrzęd Dziadów odgrywają skazańcy jako swoisty zabieg terapeutyczny. Natomiast sce­ny Balu u Senatora i Salonu Warszawskiego rozgrywają się w dwóch wymiarach, na dwóch poziomach starej cerkwi. Można się z taką czy inną interpretacją dramatu Mickiewi­cza dokonaną przez Macieja Prusa zgodzić lub nie, ale fakt pozostaje faktem, że je­go wystawienie odkryło nam obszary dzieła dotąd pomi­jane. Jest również rzeczą fascy­nującą, że my, Polacy, stoją­cy na początku lat osiemdzie­siątych XX wieku, ciągle znaj­dujemy tak ważne i znaczące treści w dramatach Mickiewi­cza, Krasińskiego, Wyspiań­skiego.

Jednak jest i inna droga, którą poszedł nasz teatr chcąc w jak największym stopniu odpowiedzieć na zapotrzebo­wanie społeczne. Chodzi tu o nurt określony mianem publicystycznego, dokumentalne­go. Twórcy spektakli biorą na warsztat wspomnienia, dzien­nikarskie relacje, stąd tema­tyka najczęściej jest bardzo aktualna, niemal gorąca. Wy­mieńmy takie spektakle, jak "Cesarz" wg Ryszarda Kapuś­cińskiego, "Najemnicy" w re­żyserii Marii Teresy Wójcik, "Co u pana słychać?" oparte na reportażach Krzysztofa Kąkolewskiego czy "Rozmowy z katem" Andrzeja Wajdy wg Moczarskiego. Podstawowym elementem tych przedstawień jest bardzo nośny tekst, choć wystawienia sceniczne mają tu przewagę nad li tylko czy­taniem, że z większą ostroś­cią rysują się tu ludzkie cha­raktery i osobowości. One właśnie postawiane między sobą w sytuacji konfliktowej ujawniają bogactwo lub ubogość ludzkiego myślenia. Zatrzymajmy się przez chwi­lę nad "Najemnikami" wg "Yesterday's News". Wpisana w konwencję konferencji prasowej prezentacja postaw grupy brytyjskich najemników, którzy w lutym 1976 roku brali w wojnie angolańskiej robi na widzach wstrzą­sające wrażenie. Ascetyczne "czarno-białe" wystawienie bez zbędnych ozdobników, szczególnie mocno przykuwa uwagę do słów, które ze sce­ny padają. To co w owym nurcie, jak go określiliśmy publicystycz­nym, jest znamienne, to fakt bardzo mocnego osadzenia treści w konkretnej sytuacji społecznej, politycznej. Punk­tem wyjścia do analizy zja­wiska czy problemu nie jest wydumana przez dramaturga sytuacja, ale realne zdarzenie. Umiejętne ukazanie tego fak­tu prowokuje widza do szer­szej refleksji. Wyróżnia się ten gatunek przede wszystkim szybkością reagowania na aktualne wydarzenia, że po­damy tu przykład "Cesarza". Czy sięganie do źródeł spoza literatury dramaturgicz­nej świadczy o jej słabości? Tego wniosku nie można wy­ciągać zbyt pochopnie. Osta­tnie premiery "Koczowiska" lubieńskiego czy "Poloneza" Sity świadczą o tym, że nasi dramaturdzy piszą sztuki bar­dzo interesujące, nieczęsto jednak osadzają je we współ­czesności, a widzowie chcie­liby oglądać sztuki o sobie, o postaciach, z którymi mogą się bezpośrednio identyfiko­wać. Dlatego też tak wielkie powodzenie mają takie sztu­ki, jak "Egzamin" Jana Pa­wła Gawlika czy "Kopciuch" Janusza Głowackiego. Inscenizatorzy, jako że nie znajdują pełni spraw ich in­teresujących we współczesnej dramaturgii, sięgają do in­nych źródeł wprowadzając do teatru utwory niesceniczne lub tworząc różne kompilacje dramatów istniejących. Wielki sukces wajdowskiego "Z bie­giem lat, z biegiem dni" w wykonaniu zespołu Teatru Starego z Krakowa dowiódł, że może to być droga słusz­na. Trzeba jednak mistrzo­stwa Andrzeja Wajdy, by w wielogodzinnym spektaklu za­chować jasność myśli i tem­po. Od wielu lat działanie w tym kierunku prowadzi Adam Hanuszkiewicz na sce­nach Teatru Narodowego, Małego. Wystawienie "Tre­nów" czy ostatnio ...i "Dekamerona" budzi zastrzeżenie krytyki, ale masowo przyciąga publiczność.

Jest również zjawiskiem zna­miennym ostatnich lat żywa ak­tywizacja ośrodków teatralnych w całej Polsce. Niezachwiane dotąd bastiony teatralne Krakowa i War­szawy znajdują poważną konku­rencją wśród teatrów określa­nych kiedyś mianem prowincjonal­nych. Czy to wspomniane "Dzia­dy" Teatru "Wybrzeże" z Gdań­ska, czy szczecińskie wystawienie "Kopciucha" Głowackiego, cała artystyczna działalność Krystyny Skuszanki w Poznaniu oraz teatru im. W. Horzycy w Toruniu, któremu od kilku lat dyrektoruje Ma­rek Okopiński. Sukcesy odnoszone przez te sceny są świadectwem, że w prawie każdym większym mieś­cie, jeżeli trafi tam grupa entuz­jastów, ludzi pragnących tworzyć swoje sceniczne wizje, można to robić ze znacznym powodzeniem.

Okrzepł również i znalazł swoje miejsce cały poszuku­jący nurt parateatralny. Nie znaczy to, że zaprzestał prób znalezienia nowej formuły te­atralnej, wcale nie. Chodzi o to, że stał się w naszej świa­domości czymś normalnym, a nie dziwactwem, wynaturze­niem. Trzeba sobie uświado­mić, że np. Teatr Laborato­rium Grotowskiego liczy już 20 lat. Na obchodzonym we Wrocławiu 15 listopada 1979 roku jubileuszu Jerzy Grotow­ski powiedział m.in. "(...) Dla nas - w Teatrze Laboratorium - praca nad sobą siłą rzeczy musi mieć charakter organicz­ny, wychodzić od działania żywym istnieniem. Praca nad sobą może być praktykowa­niem kultury sobą (...)". Te słowa najlepiej chyba oddają atmosferę tego typu grup te­atralnych. Zyskują one coraz szerszy rezonans społeczny, nie są oglądane i uznawane tylko przez grupy znawców i koneserów, ale również sze­roką publiczność. Weźmy suk­ces "Umarłej klasy" Kantora wystawionej przez teatr "Cricot 2" - na ten spektakl trudno dostać się nie tylko w kraju, lecz i za granicą. A właśnie "eksport" pol­skiego teatru w ostatnim okresie szczególnie się nasilił. Czy to weźmiemy wyjazdy ca­łych zespołów, jak wspomnia­nego "Cricot 2" czy Teatru Dramatycznego, bądź też po­szczególnych twórców. To tyl­ko niektóre fakty świadczące o wielkim uznaniu i uwadze z jaką Europa i świat przygląda się polskiej scenie. Nie sposób w tej z konie­czności krótkiej prezentacji współczesnego polskiego te­atru pominąć teatru najwięk­szego. Chodzi oczywiście o Teatr Telewizyjny. Ten mają­cy największą widownię przy­bytek Melpomeny zawsze do­starczał swoim wielbicielom wielu artystycznych doznań. Można i tu dostrzec również jakościową przemianę w stro­nę repertuaru ważkiego, wy­magającego od widza skupie­nia i głębokiego przeżycia. Takie spektakle, jak "Noc lis­topadowa" czy "Wyzwolenie" zapadły nam głęboko w serce. Oba jednakowo ważne, zre­alizowane zostały odmiennie. "Noc listopadową" umieścił Andrzej Wajda w autentycz­nej scenerii Łazienek, nato­miast przedstawienie "Wyzwo­lenia" przeniesione zostało w całości z Teatru Starego w Krakowie i dzięki temu wykorzystało pewien element te­atralnej umowności. Oba te przedstawienia są przykładem na to, że Teatr Telewizyjny nie musi nic tracić z wartości teatru odbieranego na żywo.

Kończąc tą krótką wycieczką po teatrze polskim, w której z ko­nieczności ominęliśmy szereg waż­nych scen, pora na refleksją.

Wychodzimy z naszych te­atrów różni - zadumani, uśmiechnięci, rozmarzeni. Naj­rzadziej wychodzimy znudze­ni. Bo jest dobry teatr sztuką, w którą musi się widz zaan­gażować, której nie może po­minąć. Przecież ze sceny mó­wi do niego drugi człowiek i mówi słowa ważne. Czy moż­na obok tego przejść obojęt­nie?

I dlatego dziś, w dniu świę­ta ludzi teatru - to my, na widowni wstajemy i kłaniamy się w podzięce wszystkim, któ­rzy teatr tworzą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji