Artykuły

W marzeniach widzę Teatr Ludowy jako centrum kulturalne Nowej Huty

- Chcę prowadzić teatr, który widz będzie chciał oglądać. Teatr, który będzie dialogował z widzem, teatr proponujący repertuar ważny i istotny - mówi MAŁGORZATA BOGAJEWSKA, nowa dyrektor Teatru Ludowego. - Chciałabym, żeby ten teatr był coraz lepszy.

Po tych paru tygodniach już Pani oswoiła to miejsce?

- Tak, dobrą decyzją było rzucenie się na performatywne próby czytane w czasie Nocy Teatrów; człowiek najlepiej poznaje się z miejscem i ludźmi poprzez konkretną pracę.

Zaczęła Pani sezon bardzo wcześnie - już 1 września, w pierwszym dniu swej dyrekcji, ale też szybko musieliście odwołać spektakl - "Miarkę za miarkę"...

- To casus spektaklu, który ma premierę w czerwcu; cała reklama skupia się na premierze, przychodzą głównie zaproszeni goście, a widzowie poprzez okres wakacji o spektaklu po prostu zapominają. Ale już w październiku jest lepiej.

Pracowała Pani parokrotnie jako reżyser w Teatrze Bagatela, w Ludowym nigdy, skąd zatem pomysł, by wziąć tę dyrekcję? Oczywiście wiem, że to zespół Panią zachęcał do tej pracy.

- Ja mało racjonalizuję swoje decyzje, one przychodzą niczym pewne tematy do zrealizowania. To jest tak, jak z propozycjami reżyserskimi. Pewne oferty przyjmuję, innych nie. Rozstrzyga o tym jakaś wewnętrzna uczciwość.

Intuicja?

- Możemy i tak to nazwać. Tak właśnie było w tym przypadku. I postanowiłam to wyzwanie przyjąć, wziąć odpowiedzialność za ten teatr...

To Pani pierwsza samodzielna dyrekcja.

- Tak.

Skoro zespół Panią wymyślił, nie obawia się Pani, że będzie trochę jego zakładnikiem, i może się zdarzyć, że, nie akceptując Pani poczynań,, powie: "No co Ty, Małgorzata, nie po Cię namawialiśmy".

- Coraz lepiej poznaję ten zespół i coraz bardziej szanuję ich zaangażowanie, stosunek do pracy, etykę zawodową i nie sądzę, żeby ktokolwiek brał mnie za zakładnika. Poza tym nie muszę być dyrektorem, jestem przede wszystkim reżyserem. Będę dyrektorem dopóty będzie to na moich zasadach artystycznych.

To proszę powiedzieć, jakie są Pani warunki artystyczne?

Małgorzata Bogajewska - Chcę prowadzić teatr, który widz będzie chciał oglądać. Teatr, który będzie dialogował z widzem, teatr proponujący repertuar ważny i istotny. Wypowiadający się o rzeczywistości, która nas otacza. Prowokujący do myślenia o niej. I taką energię w zespole widzę - energię do walki o jak najlepszy teatr. 0 zmianę, o widza.

Czyli teatr bardziej mówiący o naszym tu i teraz, niż dający rozrywkę?

- Nie odżegnuję się od tego, by zapraszać widza na miło spędzony wieczór, na komediowe przedstawienia. Ale istota teatru jest inna - on ma w większym czy mniejszym stopniu spełniać rolę katharsis, ma skłaniać do rozmowy...

Czyli jaki teatr chce Pani prowadzić... Jako reżyser sięga Pani po klasykę -Szekspira, Czechowa, Zapolska, ale i po współczesnych autorów - Levina, Rezę...

- Dla mnie najważniejszy jest temat, opowieść, która układa mi się w głowie. Teraz przymierzam się do reżyserii tekstu "Rewizor. Będzie wojna!" Artura Pałygi, który jest dialogiem z "Rewizorem" Gogola. Punkt wyjścia jest taki sam: do miasteczka przyjeżdża rewizor. Ale to inny rewizor- inne, bardziej cyniczne są jego metody i świat jest inny. To świat, który wypadł z ram, przewrócił się, ale też czai się w nim wściekłość (może właśnie wynikającą z bezradności). I jak w "Czyż nie dobija się koni" ten świat resztką sił rusza do oszalałego maratonu, korowodów tańca i popisów chcąc w ten sposób "kupić" sobie nowe życie. To "Rewizor" o naszym "tu i teraz". Premiera w styczniu.

To jaki będzie Teatr Ludowy Małgorzaty Bogajewskiej, bardziej będzie to opozycja do tego, co było, czy raczej zmodyfikowana kontynuacja?

- Bardzo bym chciała żeby ten teatr był coraz lepszy, coraz bardziej widoczny, bo ten zespół na to zasługuje, żeby poszerzył swoje pole działania. Opiszę to w odniesieniu do trzech scen. Duża - to widowiska; klasyka polska i światowa i spektakle, które będą dobrą rozrywką, także spektakle rozśpiewane i roztańczone, bo to bardzo dobrze śpiewający zespół. I takie widowisko muzyczne przygotuje, w koprodukcji z Teatrem Miejskim w Gliwicach, Łukasz Czuj. Na Scenie Pod Ratuszem poza komediami powinno być więcej teatru dialogującego z widzem, mówiącego o rzeczach ważnych. I tam wystawimy już w kwietniu "Kotkę na gorącym blaszanym dachu" Tennessee Williamsa w tłumaczeniu i reżyserii Jacka Poniedziałka, a później "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" Doroty Masłowskiej w reżyserii Aleksandry Popławskiej. Trzeci nurt będziemy prezentować w Stolarni, gdzie chcę pokazać, że Ludowy to nie tylko teatr środka, czy rozrywki, ale też teatr mocno dialogujący ze społecznością, sięgający tak po młodszych reżyserów, jak i bardziej odważne formy. Zaczniemy "Sekretnym życiem Friedmanów", autorskim spektaklem Marcina Wierzchowskiego, inspirowanym nominowanym do Oscara filmem dokumentalnym Andrew Jareckiego "Capturing the Friedmans", dotyczącym głośnego oskarżenia o pedofilię, które przerodziło się w polowanie na czarownice.

Będzie Pani konkurowała z Bartoszem Szydłowskim i jego Łaźnią Nowa...

- Każdemu teatrowi życzę tak wysoko postawionej poprzeczki i takiej konkurencji. Ale myślę, że i dla nas jest tu pole do aktywności. Do tego dołączymy działania okołoteatralne towarzyszące każdej premierze, festiwal młodych reżyserów (we współpracy z krakowską PWST), cykl czytań reportaży -" Pod Ratuszem. Świat bez fikcji", jak również działania dotyczące widzów z Nowej Huty - od potańcówek sąsiedzkich, po opowieści sąsiedzkie...

Na razie zdjęła pani "Balladę o Nowej Hucie"...

- Są spektakle, które się same zdejmują... Ale można i tak to ująć, jak pan. A wracając do Nowej Huty - zaproponujemy inny spektakl, myślę, że głębiej mówiący o tym mieście, oparty o nowohuckie życiorysy.

Pamiętam projekt Bartosza Szydłowskiego "Mieszkam tu", gdy przeniósł swój teatr do Huty...

- Powtórzę się - sądzę, że i dla nas jest tu pole... Rozpoczęliśmy realizację projektu teatralno-badawczego przygotowywanego wspólnie z Instytutem Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Projekt prowadzony będzie cały rok, a jego efektem będzie spektakl w reżyserii Gabrieli i Moniki Muskały (ich autorstwa). Premiera we wrześniu 2017.

A kłopoty inwestycyjne Teatru Ludowego, po 60 latach jego istnienia, już Pani poznała?

- Jest źle. Od zapleśnienia piwnic poczynając. Wiele jeżdżę po teatrach w Polsce, ale nie spotkałam drugiego o tak złym zapleczu technicznym: stan pokoi gościnnych, garderób, stan toalet, sal prób... Jestem pełna podziwu dla aktorów, że się nie buntują z powodu pracy w takich warunkach. Skutkiem są tabletki na gardło, bo drapie w nim po dwóch godzinach próby, a także codzienne pranie ciuchów. Przychodzi aktorka do domu, a dziecko ją wita: "Pracowałaś na tej sali, co śmierdzi?". Remont jest konieczny.

Niezłe wyzwanie, jak na debiutującego dyrektora?

- Sądziłam, że zacznę pracę od tego, co mniej więcej umiem, czyli od planowania sezonu, bo dyrektorem artystycznym już byłam w Teatrze Jeleniogórskim, a zaczęliśmy od opracowywania projektu - w ramach Programu Rewitalizacji Krakowa - "Modernizacja Teatru Ludowego". I mam nadzieję, że ten projekt, korzystający ze środków unijnych, pozwoli na kompleksowy remont i przebudowę, bo tu już małymi krokami niczego się nie osiągnie. Bez takiego remontu nie wyobrażam sobie przyszłości tego Teatru. Liczymy, że uda się otrzymać niezbędne środki.

Ile ich być musi?

- Jesteśmy na etapie kalkulacji kosztów. Bardzo chcemy także, by Scena Stolarnia stała się profesjonalną, dającą publiczności komfort sceną kameralną, na sto osób, z ambitnym programem. Na górze z kolei, gdzie istnieje Scena Nurt, planujemy zrobić scenę dla dzieci przeznaczona do realizacji kameralnych, interaktywnych spektakli. Nie ma w Nowej Hucie takiego miejsca. Z pięknej przestrzeni Malarni chcemy stworzyć sale warsztatową, miejsce stałej działalności świetlicy teatralnej. I jeszcze park Ludowy, czyli zagospodarowaną przestrzeń wokół Teatru - uczynić miejscem spotkań, rozmów. I to jest ciąg dalszy mojej odpowiedzi na pytanie, jak widzę Teatr Ludowy. A widzę go w marzeniach jako centrum kulturalne Nowej Huty - oferujące spektakle dla dorosłych i dla dzieci, wieczorem ciekawe dyskusje w kawiarni, prezentacje filmów. Jeśli się uda, to za cztery lata mogłabym powiedzieć, że oddaję Teatr Ludowy, który się ekonomicznie bilansuje, który jest centrum życia kulturalnego i ulubionym miejscem nie tylko teatralnych spotkań.

Oddaję sobie na drugą kadencję.

- Myślmy na razie o czterech latach. Jestem dopiero u początku drogi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji