Artykuły

Tele-Interpretacje

W tym roku w ramach Festiwalu Sztuki Reżyserskiej pokazano zaledwie dwa spektakle Teatru Telewizji. Dyrektor artystyczny festiwalu Jacek Sieradzki tłumaczył to małym polem wyboru i ogólnym kryzysem. Nie musiał tego mówić, bo o kryzysie dobitnie świadczą wyświetlone w Katowicach przedstawienia - z festiwalu Interpretacje dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.

"Pan Dwadrzewko" Lidii Amejko w reżyserii Piotra Mularuka to opowieść o pamięci, snuta przez mężczyznę w średnim wieku (Piotr Machalica). Wraca on do starego domu, w którym zamieszkała jego rodzina. Z opowieści wynika, że nie byli w tym domu sami, gdyż zajmowali go także wszyscy jego poprzedni, nieżyjący już mieszkańcy, na czele z tajemniczym Panem Dwadrzewko (Krzysztof Stroiński). Przywoływane są ich historie - raz śmieszne, innym razem straszne, naznaczone wojenną zawieruchą i czystkami. Niestety, tekst Amejko to znakomita literatura, ale nie dająca sobie rady z teatralnym konkretem. Zarówno postaci jak i sytuacje okazują się papierowe. Rzekoma tajemniczość i dziwność wszystkich zdarzeń szybko przeradza się w pseudofilozoficzny bełkot, który w teatrze trudno ścierpieć. Bohaterowie starają się wspinać na wyżyny bytu, sypiąc frazami co najmniej jak z Heideggera czy Wittgensteina. Momentami aż strach tego słuchać! Przede wszystkim jednak razi bezpłciowa reżyseria. Przecież nazwa katowickiego Festiwalu wskazuje, że kluczem wyboru spektaklu jest interpretacja, a więc próba czytania tekstu we właściwy dla reżysera sposób. W spektaklu Mularuka tego właśnie zabrakło, dlatego tym bardziej dziwi jego obecność w konkursie. To zresztą ogólny problem teatru telewizji, że mało kto ma pomysł na odpowiednią dla tego medium formę. Udane pod tym względem realizacje należą do rzadkości. Najczęściej jednak zamiast spektakli powstają po prostu filmy z kategorii "gorsze" i "tańsze". "Pan Dwadrzewko" jest tego najlepszym przykładem.

Przed taką nijakością próbował się bronić Marcin Wrona, reżyserując "Skazę" [na zdjęciu] Marzeny Brody. Inspirując się malarstwem Edwarda Hoppera, poprzez halucynacyjnie filmowane wnętrza, podjął próbę estetyzowania codziennych sytuacji, podnoszenia ich do rangi nadrealności. Trochę to przypomina filmy Lyncha (być może decyduje o tym fascynacja Hopperem). W tym wypadku niestety zawiódł tekst. Sztuka podejmuje temat rodzinnego piekła przemocy i molestowania seksualnego. Jednak nie wiedzieć czemu, polska autorka napisała sztukę osadzoną w amerykańskich realiach. Po co? By osiągnąć większy stopień uniwersalizmu? Podążając za takim myśleniem, nietrudno wyobrazić sobie kolejne emanacje uogólnienia realiów i umieszczenie akcji na księżycu czy w w samym epicentrum wielkiego wybuchu. Strasznie to pretensjonalne i banalne. A przecież to temat stanowi o uniwersalności, a nie realia. Dlatego też "Skazy" nie ratują nawet piękne zdjęcia ani znakomite aktorstwo. Szczególnie Aleksandra Konieczna ukazuje swój aktorski kunszt i oddanie roli. Szkoda tylko, że w tak niedorzecznej sprawie.

Zastanawiam się, czy na festiwalu sztuki reżyserskiej jest miejsce na spektakle Teatru Telewizji i czy nie lepiej byłoby zamiast "gorszych filmów" pokazywać więcej przedstawień żywego planu. Tegoroczne "Interpretacje" udowodniły, że nie ma sensu ściągać na siłę nieudanych spektakli telewizyjnych tylko dlatego, by festiwalowej tradycji stało się zadość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji