Artykuły

Wampir czy aktor?

- Lubię pracować z młodymi ludźmi, w formach innych niż te, które robi się na co dzień. To jest dobre przede wszystkim dla treningu aktorskiego. Teatr może się rozwijać tylko dzięki temu, że istnieją formy off-owe - mówi ROBERT GONDEK, aktor Teatru Współczesnego w Szczecinie.

Z okazji 30. urodzin Teatru Współczesnego prezentujemy cykl rozmów z aktorami tej sceny.

Jak trafił pan do Współczesnego?

- Pochodzę z Galicji, z Tarnowa. Do Szczecina trafiłem zupełnie przypadkowo

i z przeświadczeniem, że nie zostanę tu dłużej niż jeden sezon. Zanim zacząłem pracę we Współczesnym, przez dwa lata byłem w Teatrze Polskim. Na początku zawsze młody aktor szuka dla siebie idealnego teatru. Może nie wysiliłem się za bardzo, bo poszedłem tylko kilka ulic dalej. Nie żałuję tego. W Teatrze Współczesnym znalazłem swoje miejsce. Poza tym jestem zachwycony Szczecinem. Bardzo dobrze się tu czuję.

Należy pan do tych aktorów, którzy chętnie współpracują z młodymi twórcami przy projektach bardziej off-owych, eksperymentalnych...

- To jest trochę tak, że młodzi reżyserzy, młodzi ludzie, szukają u starszych kolegów jakiejś podpory, korzystają z ich doświadczenia. Prawda też jest taka, że czas mojego bycia w teatrze powoli przemija, a we mnie jest potrzeba uczestniczenia w czymś innym, próbowania patrzenia na świat oczyma młodszych. Lubię pracować z młodymi ludźmi, w formach innych niż te, które robi się na co dzień. To jest dobre przede wszystkim dla treningu aktorskiego. Teatr może się rozwijać tylko dzięki temu, że istnieją formy off-owe. Sądzę, że takie rzeczy wyznaczają drogę tzw. teatrowi repertuarowemu, rozwijają go. Poza tym jestem trochę wampirem, który lubi wypijać energię z młodych ludzi (śmiech).

Czy łatwo panu oddzielić pracę aktora od życia prywatnego?

- Profesjonalizm w tym zawodzie polega na tym, że trzeba oddzielić te dwie sfery życia. Nie można nie ściągnąć maski, kiedy wychodzi się z teatru. Kto tego nie przestrzega, może się po prostu zatracić. W świecie aktorskim były takie wypadki, które kończyły się nieprzyjemnie. Nie wiem, czy pani pamięta aktora o nazwisku Bela Lugosi. Grając Draculę w takim bardzo wczesnym wydaniu tego filmu, dostał, mówiąc krótko i nieładnie, "odjazdu". Chodził i spał w czarnym płaszczu swojego bohatera. Jak widać, dystans jest konieczny.

Współpracował pan z rozgłośniami radiowymi. Był pan nawet dyrektorem jednej z nich.

- Rzeczywiście, moją pasją, odpoczynkiem, rzeczą, która mi towarzyszy od najmłodszych lat, jest muzyka. Dużo muzyki słucham, zbieram płyty. Kiedy otwierano pierwszą komercyjną stację, Radio AS, zostaliśmy zaproszeni jako aktorzy do udziału w prowadzeniu audycji. Później otrzymywałem zaproszenia od kolejnych radiostacji. I kiedyś, będąc w moim rodzinnym mieście, gdzie akurat powstawało Radio Maks, zostałem dyrektorem programowym rozgłośni, czyli decydowałem o tym, jakie programy mają się pojawić, dobierałem ludzi do prowadzenia audycji, prowadziłem również audycje muzyczne z jazzem, nawet nagrywaliśmy teatr radiowy.

Jakiej muzyki słucha pan najchętniej prywatnie?

- Słucham każdej, ale najchętniej Beetnovena.

Teatr Współczesny kończy 30 lat. Jak pan ocenia lata swej pracy w nim?

- Mam nadzieję, że wszystko co dobre, wciąż jeszcze przede mną. Staram się nie oglądać za siebie.

***

Robert Gondek w 1985 roku ukończył we Wrocławiu Wydział Aktorski PWST w Krakowie. Od sezonu 1987/88 w Teatrze Współczesnym, gdzie obecnie gra Wiktora Wiktorowi-cza w "Samobójcy" N. Erdmana, reż. A. Augustynowicz. Możemy go także oglądać na scenie Teatru Małego w "Panu Poduszce" M. McDonagha, reż. P. Ratajczak i w "Napisie" G. Sibleyrasa, reż. A. Augustynowicz. W 2003 roku byt nominowany do Bursztynowego Pierścienia za rolę Doktora w "Litości Boga" J. Cau, reż. J. Maciejowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji