Olbrychski odkrywa Amerykę
Pełnia lata. Żar leje się z nieba. Salony pozamykane. W kulturze ogórki, a tu taka sensacja! Olbrychski, Niemen, Wajda. Setka aktorów i statystów. Gołębie, lasery i legendarna biała fregata "Dar Pomorza". A wszystko to w związku z polską prapremierą dramatu Paula Cludela "Księga Krzysztofa Kolumba", przygotowaną przez trójkę studentów wydziału reżyserii warszawskiej PWST: Ryszarda Nyczkę, Wojciecha Starosteckiego i Artura Hoffmana, w Teatrze Miejskim w Gdyni.
Narodzinom tego niezwykłego widowiska od początku towarzyszyło ogromne zainteresowanie, umiejętnie podsycane odpowiednią reklamą. Sam pomysł, skala przedsięwzięcia, rozmach inscenizacyjny, znakomite nazwiska - wszystko to zapowiadało wydarzenie. Nic więc dziwnego, że w miniony weekend oczy całej teatralnej Polski zwrócone były ku Gdyni.
Publiczność doceniła wysiłek realizatorów i tłumnie stawiła się, by osobiście przekonać, co z tego wyszło. Nawet sobotnia transmisja z olimpiady w Barcelonie, gdzie Polska walczyła z Hiszpanią o złoto, nie była w stanie zatrzymać w domu prawdziwych miłośników teatru. Nie dopisali tylko politycy. Nie było ani pani premier, ani prezydenta Wałęsy, choć jeszcze na kwadrans przed spektaklem rezerwowano dla nich miejsca. Zabrakło też znanych ze swej miłości do piłki liberałów Jana Krzysztofa Bieleckiego i Janusza Lewandowskiego. Przybyli za to wiceminister kultury Piotr Łukasiewicz i arcybiskup Tadeusz Gocłowski.
Premierowe przedstawienie nie mogło obyć się bez wpadek. Najpierw więc okazało się, że aktorka grająca matkę Kolumba miała wypadek i trzeba było szukać zastępstwa. Z kolei na kilkanaście minut przed spektaklem zawieruszył się gdzieś Kuba Zaklukiewicz, grający kucharza, ale na szczęście znalazł się w porę i z piętnastominutowym poślizgiem można było zaczynać. Już w trakcie spektaklu wysiadło nagłośnienie i Czesław Niemen musiał wykonać jedną z pieśni bez podkładu. Ale widowisko i tak bardzo podobało się widzom, czego dali dowód długą, stojącą owacją.
Kolejne sceny spektaklu ukazują epizody z życia Krzysztofa Kolumba. Poznajemy człowieka opętanego wizją Nowego Świata, do której próbuje przekonać innych.
Rola Kolumba jest wprost wymarzona dla Daniela Olbrychskiego. W jego interpretacji Kolumb ma wiele z naszych bohaterów romantycznych - to człowiek natchniony ideą, który dla jej urzeczywistnienia walczy z ludźmi, z żywiołem, a nawet z Bogiem. Że wygrał, uznają dopiero przyszłe pokolenia.
Choć tekst Claudela momentami razi sztucznością i patosem, choć nie wszyscy aktorzy udźwignęli swe role, to bardzo piękne i mądre przedstawienie. Osobną wartość stanowi w nim znakomita muzyka Niemena. Cieszą oko cudowne kostiumy zaprojektowane przez Józefa Napiórkowskiego. Szkoda tylko, że spektakl ma tak krótki żywot. Cztery spektakle to stanowczo za mało. Być może w przyszłym roku przy okazji Dni Morza... A na razie wraz z końcem Operacji Żagiel kończy się i "Księga Krzysztofa Kolumba". Wystawiona równo w pięćsetną rocznicę odkrycia Ameryki przez Kolumba. A jednak - jego górą!