Artykuły

Sympatyczna, dobra, wielka pani

- Jako młoda dziewczyna zapowiadała się na znakomitą aktorkę dramatyczną. Zrezygnowała jednak z wielkiego aktorstwa, budowanego na wielkiej literaturze na rzecz postaci z kręgów kultury przedmieścia. I należy to docenić, nie zapominając o wszystkim, co zrobiła dla polskiego kina, teatru i estrady - HANKĘ BIELICKĄ wspomina Gustaw Holoubek.

ALINA JANOWSKA

- Hanię Bielicką poznałam bardzo dawno, jeszcze w czasie wojny, w teatrze w Wilnie - była ona, Danusia Szaflarska, Jurek Duszyński. A potem spotkałyśmy się tuż po wojnie, m.in. w "Zakazanych piosenkach", a w ostatnich latach miałyśmy nawet wspólną garderobę w teatrze Syrena. Mogłam zatem śledzić myśli Hanki, bo miałyśmy odsłuch tego, co dzieje się na scenie, komentowałyśmy wszystko i bawiło mnie, że ona miała taki sam pogląd na wiele rzeczy jak ja. Nie spodziewałam się tego.

Hania była zawsze uśmiechnięta, zawsze przede mną w garderobie, już ucharakteryzowana rozwiązywała krzyżówki albo czytała romanse, bo nigdy nie siedziała bezczynnie. Oczywiście dopiero na scenie to był ogień i fajerwerk, ale miała też w sobie wiele kobiecego wdzięku i seksu.

I tak się przez lata spotykałyśmy, a to w kraju, a to grając dla Polonii; pamiętam jak kiedyś byłyśmy razem w Ameryce, gdzie jubileusz Hance zorganizował Jan Wojewódka, a Hanka lubiła obchodzić jubileusze...

Ostatni raz widziałyśmy się przed bodaj dwoma tygodniami; spotkałyśmy się w Sejmie, na specjalnym pokazie filmu "Zakazane piosenki". Przyszłam, a Hania powitała mnie słowami: "No dobrze, że jesteś, bo nie ma nikogo, a mieli być jeszcze inni koledzy. Jakbyś i ty nie przyszła, tobym myślała, że już muszę umierać. Tak nieraz mawiała żartem... Ale także serio wspomniała wtedy, że już się jej życie nie podoba, że ma dosyć siebie... Choć mało było czasu na tego typu zwierzenia. Wtedy Hania opowiedziała swoje przeżycia z kręcenia tego filmu, dostała oklaski, wróciła na swoje miejsce, ale po chwili wstała i wyszła. A ja zostałam z Jerzym Kawalerowiczem, który też doszedł, ponieważ był w tym filmie asystentem Buczkowskiego. W głowie mi się nie mieściło wówczas, i teraz mi się nie mieści, że to był ostatni moment, kiedy ją widziałam; że osoba tak żywotna potrafiła tak nagle, niemal w biegu, umrzeć. Inna sprawa, że po ostatnich kłopotach zdrowotnych już tak nie biegała. Chociaż do końca była bardzo dzielna, bo w ogóle nie lubiła, gdy ktoś się mazgaił, rozpływał nad sobą, wolała się pokazywać wszystkim uśmiechnięta i dająca sobie z życiem radę. Jak jej Dziunia Pietrusińska.

MARCIN DANIEC

- Ikonie polskiej estrady, Hance Bielickiej zostałem polecony przez inną ikonę - "menedżerki", panią Marię Kwiecień. A był to czas, gdy nawet wróble nie ćwierkały o mnie, no może dwa... To był początek lat 90. I już po pierwszym występie w programie pani Hani - ależ byłem dumny! - ona zadecydowała, że będę mógł w każdym mówić dwa monologi. Z przekąsem, z tymi swoimi lekko zmrużonymi oczami dodała: "I mniej będę musiała pracować...". To była wspaniała pani; żadnego mądrzenia się, żadnego ustawiania mnie do pionu, za to umiała cudownie dodać odwagi: "Idź, ale nie popisuj się, bądź sobą, i pamiętaj, żebyś się nigdy nie zmanierował". I nieraz podkreślała, aby zawsze szanować każdego widza, by w każdym występie dać z siebie wszystko. I tak zawsze sama postępowała. Potem przez lata się nie widzieliśmy, aż do 2001 roku, kiedy to pani Hania była jurorem na Festiwalu Dobrego Humoru w Gdańsku. Jako nagrodzony przez kilka minut występowałem i byłem szczęśliwy widząc, jak siedząca w pierwszym rzędzie pani Hania śmieje się najgłośniej. A w branży zdarza się to szalenie rzadko. Potem spotkaliśmy się podczas festiwalu w Opolu, w koncercie "Jedynek", który prowadziłem. I wtedy mogłem sam panią Hanię zapowiedzieć. Ktoś potem mnie zapytał: "Coś ty się jej tak podlizywał?". A ja z szacunku i sympatii, najszczerszej jak umiem, mówiłem, że jest pani Hania wspaniała, cudowna, nieprawdopodobnie utalentowana, z charyzmą, z niebywałym poczuciem humoru - na scenie niczego nie udawała. I zarówno prywatnie, jak i na scenie - urocza gaduła. Ani pół mililitra wody sodowej, życzliwa, radosna, lekka jak powiew wiosny. Sympatyczna, dobra, wielka pani.

GUSTAW HOLOUBEK

- Nie spotykaliśmy się z panią Hanką prywatnie, ale przyjaźniłem się z Nią jak miliony Polaków, czyli oglądając Ją w telewizji, na estradzie. Zawsze byłem pełen podziwu dla Jej wspaniałego stosunku do zawodu. Jako młoda dziewczyna zapowiadała się na znakomitą aktorkę dramatyczną. Zrezygnowała jednak z wielkiego aktorstwa, budowanego na wielkiej literaturze na rzecz postaci z kręgów kultury przedmieścia. I należy to docenić, nie zapominając o wszystkim, co zrobiła dla polskiego kina, teatru i estrady. Należy westchnąć za Jej duszę i prosić Pana Boga o łaskawość dla Niej.

IGNACY GOGOLEWSKI

- Z panią Hanką spotykałem się podczas występów estradowych, za kulisami zamienialiśmy niejednokrotnie wiele ciepłych słów. Ostatnio odwiedziłem Ją, gdy obchodziła 90. urodziny. Przyszedłem do Jej pięknego apartamentu wraz z delegacją ZASP-u, przynieśliśmy kwiaty, upominki, a Ona ugościła nas smakołykami. Wyglądała cudownie, była radosną gospodynią swojej uroczystości. Zawsze jasna, serdeczna, promienna, bardzo życzliwa młodzieży. Była wielkim ambasadorem naszej kultury za granicą, postacią więcej znaczącą dla Polski niż pięciu ostatnich naszych premierów. Zabrano nam promyk słońca, które oświetlało to społeczeństwo i Polonię za oceanem. Zapamiętam Ją jako najradośniejszą osobę, którą spotkałem w mojej pięćdziesięcioletniej karierze.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, pogrzeb Hanki Bielickiej odbędzie się w najbliższy czwartek [16 marca].

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji