Artykuły

Razem zrobić coś dobrego

ANNA DYMNA o swojej fundacji i niedzieli [13 czerwca] na krakowskim Rynku

- Od pół roku działa Pani Fundacja "Mimo wszystko" - i jakie pierwsze doświadczenia?

- To wszystko nabrało tak nieprawdopodobnego tempa... Gdyby pół temu ktoś mi powiedział, że będę miała biuro, warsztaty terapeutyczne, że będę zatrudniać ludzi, tobym się popukała w głowę. A tu od 5 lutego warsztaty działają. 20 osób niepełnosprawnych umysłowo codziennie odnajduje w nich sens życia i radość. Inni czekają aż znajdę dla nich miejsce. Na mocy nowej ustawy, wprowadzonej zresztą w Europejskim Roku Osób Niepełnosprawnych, stracili oni prawo do korzystania z warsztatów utrzymywanych przez państwo! Musiałam założyć fundację, by ich ratować od beznadziei. Przecież to moi przyjaciele...

- To podopieczni Fundacji im. Brata Alberta w Radwanowicach, z którą Pani od lat współpracuje, prowadząc m.in. zajęcia teatralne.

- To wszystko dzięki księdzu Tadeuszowi Zaleskiemu, niezwykłemu człowiekowi, od którego wciąż się uczę. Gdyby nie on, sama bym się nie odważyła. A tak, chcąc nie chcąc, stałam się bizneswoman, czy jak się to nazywa... Najważniejsze, że 20 niepełnosprawnych ma znów tak niezbędne im warsztaty terapii artystycznej - malarskie, tkackie, krawieckie, muzyczne.

- Gdy rozmawialiśmy przed pół rokiem, mówiła Pani, że poszuka pieniędzy u sponsorów - niechby 120 dawało po 175 zł miesięcznie.

- W różny sposób znajduję pieniądze. Walczę o nie od świtu do nocy. Poznaję nasz dziwny świat w przyspieszonym tempie. Nie wiedziałam nawet, że my, aktorki, mamy taką siłę. Ludzie mnie znają i niektórzy mi wierzą. Mam jedną metodę - zarażam ludzi radością, przekonaniem, że bez nadęcia i wielkich słów możemy po prostu zrobić razem coś dobrego i trochę zmienić ten nasz dziwny świat. I np. Plus GSM utrzymuje już jednego mojego podopiecznego, za chwilę wesprze drugiego, z czasem może znajdę opiekunów dla pozostałych.

- Pani już poprzednio powiedziała: Annie Dymnej trudniej się odmawia.

- Różnie bywa, ale czasem same firmy dzwonią, deklarując, że mają pieniądze na działalność charytatywną. Bardzo pomaga mi telewizyjny program "Spotkajmy się"; dzięki niemu poznaję prawdziwe potrzeby i tragiczne losy ludzi chorych, okaleczonych, samotnych, bezradnych... Niestety, państwo i służba zdrowia w obecnej sytuacji nie mogą im pomóc. Te rozmowy telewizyjne dają mi wiarygodność działania. Dostałam pieniądze od Orlenu, od firmy Solidex... Na stronie internetowej wkrótce umieszczę całą ogromną i coraz większą listę moich przyjaciół darczyńców. Są wspaniali! Gdy pozyskam jeszcze więcej środków, będę chciała ratować z Fundacją Brata Alberta inne warsztaty w Polsce, które, niestety, padają.

- Nie wierzę, że tak idzie dobrze, bez trudności...

- Założyłam fundację nie po to, by narzekać. Powołałam ją w czasie, kiedy, wskutek rozmaitych nieuczciwych przypadków, wprowadzono ogromne obostrzenia. Ja działam radośnie i mimo wszystko, a jak mam chwile zwątpienia, czytam moje motto, ocieram łzy i ruszam do ataku. Dużo się jeszcze muszę nauczyć, ale jest coraz lepiej. Otrzymałam status organizacji pożytku publicznego. Każdy obywatel może przekazać na moje konto 1 proc. ze swego rocznego podatku. To mi daje siłę. Mogę działać i jeszcze snuć dalekosiężne plany związane z marzeniem, które dwa lata temu wyglądało zupełnie nierealnie. Mówię o ośrodku dla niepełnosprawnych, położonym tuż nad morzem w gminie Choczewo, między Łebą a Białogórą. Jestem już po wstępnych rozmowach z Generalną Dyrekcją Lasów Państwowych, z władzami województwa, gminy. Oczywiście to potrwa, choćby z uwagi na procedury przejmowania terenu od wojska, które miało tam jednostki rakietowe. Chciałabym, by ten ośrodek pełnił różne funkcje, by mogły spędzać w nim wakacje np. dzieci niepełnosprawne z rodzicami, by był oddział rehabilitacyjny i warsztaty terapeutyczne... A wszystko na najwyższym poziomie.

- W najbliższą niedzielę na Rynku w Krakowie będzie trwać pierwsza kwesta na rzecz tego ośrodka.

- Potem wystąpimy o środki unijne, zwrócimy się do uczelni o przygotowanie w ramach prac dyplomowych rozmaitych projektów. Pomysłów mam wiele. Oczywiście, są to wizje aktorki, która się na tym nie zna, zatem będę musiała prosić o wsparcie fachowców, ale też cały czas powtarzam: Zróbmy to razem, to naprawdę się da. I są chętni. Telewizja Polska zobowiązała się, że będzie mnie wspierać. Telekomunikacja dała mi na 9 dni linię charytatywną; każdy, kto w dniach 12-20 czerwca wykręci numer 0 300-500-110, by posłuchać, jak mówię: Witam serdecznie! Dodzwoniłeś się do Fundacji Anny Dymnej "Mimo wszystko" - tym samym przekaże na rzecz tego ośrodka 3 złote za każdą minutę połączenia. Aeroklub dał mi samolot, by mógł powstać klip reklamujący ideę tej budowy. W związku z imprezą na Rynku wojsko zrobi mi grochówkę dla 400 osób, a dołączą Chłopskie Jadło, Wierzynek, Loża, wiele hoteli. Pomagają mi policja, Urząd Miasta, drukarnie... Całą imprezę współfinansuje PFRON, bez jego pomocy nie dałabym rady. Ludzie chcą pomagać, tylko trzeba im wskazać cel, który ich przekona.

- Ten cel, stworzenie Europejskiego Ośrodka Wczasowo-Rehabilitacyjnego dla Osób Niepełnosprawnych, przedstawia Pani w tym telefonicznym nagraniu, przekonując słowami Lewisa Carolla: Jeden z najgłębszych sekretów życia polega na tym, że tylko to wszystko, co robimy dla innych, jest tym, co naprawdę warto robić.

- To nagranie trwa osiem minut i proszę, posłuchajcie do końca, kiedy czytam tekst umieszczony na dziecięcym przytułku im. Matki Teresy w Kalkucie: Ludzie postępują nierozumnie, /nielogicznie i samolubnie - /kochaj ich mimo wszystko. /Jeśli czynisz dobro, oskarżą cię o egocentryzm - /czyń dobro mimo wszystko. Ale oczywiście można się rozłączyć po minucie, po dwóch...

- I tak - mimo wszystko - ośrodek powstanie.

- Mocno w to wierzę. I dlatego biorę ster w swoje ręce, mimo że przecież się na tym wszystkim nie znam. Ale tu potrzebna jest dobra wola...

- I nazwisko Anna Dymna.

- Pracowałam na nie tyle lat, zatem teraz - zamiast się wściekać, że się starzeję - chętnie wystawiam je, by pomóc innym. A faktycznie - ludzie mnie lubią, co wykorzystuję. I nie jest to megalomania. Ja po prostu też kocham ludzi i wierzę, że ogromnie dużo od nas zależy.

- Chciałabym, by moja fundacja była wzorowa - mówiła mi Pani poprzednio.

- I mogę to powtórzyć. Mam wspaniałych pracowników, szalonych i oddanych sprawie. Teraz pracujemy po kilkanaście godzin na dobę. Za wszystko jednak odpowiadam jednoosobowo. A muszę być bardzo czujna. Wiem, że jacyś ludzie kwestują czasami na rzecz fundacji Anny Dymnej do skleconych naprędce puszeczek. To oszuści! Nigdy tak pieniędzy nie zbieram - pierwsza kwesta odbędzie się w tę niedzielę na Rynku w Krakowie; 50 wolontariuszy będzie chodziło z puszkami z hologramami. Próbują też "wspierać" mnie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji