Artykuły

Olga Tokarczuk: Nie wyobrażam sobie Wrocławia jako miasta kiboli, to miasto kultury

- Wrocławiowi życzę silnego środowiska artystycznego, które nie zgadza się na ręczne sterowanie i nie odda kultury urzędnikom ani politykom. Jeśli go zabraknie, pozostaną nam mianowani dyrektorzy, poruszani rękami urzędników. To już nie będzie środowisko, tylko aparat - mówi pisarka Olga Tokarczuk w rozmowie z Magdaleną Piekarską w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Magda Piekarska: Co dla pisarki znaczy tytuł Ambasador Wrocławia?

Olga Tokarczuk: Wszyscy, którzy na mnie głosowali, wiedzieli, że obszarem moich zainteresowań jest kultura. I tak właśnie widzę Wrocław - od strony kultury. Raczej więc nie będę silić się na to, by ambasadorować miastu w sprawach przemysłu, budowy mostów czy sportu. A jeśli tak wielu ludzi uznało, że właśnie teraz, w roku Europejskiej Stolicy Kultury, ambasadorką Wrocławia powinna zostać pisarka, to taka wiadomość jest bardzo krzepiąca.

Wyobrażam sobie, że pisarz o niczym innym nie marzy jak o świętym spokoju. Tytuł nie będzie dla pani obciążeniem?

- Czy jest jakaś lista obowiązków? Ja i tak je spełniam, niezależnie od tytułu. Ambasadoruję Wrocławiowi od lat, jeżdżąc po świecie. Ludzie mnie pytają, skąd jestem, więc odpowiadam: Wroclaw, Breslau, Vratislavia albo "Wroklaf", "Wodzlaw" czy "Wrotsjwaf". Dla mnie Wrocław to przede wszystkim stolica Dolnego Śląska - niezwykłego regionu w sercu Europy, wyjątkowego w Polsce, który zawsze inspiruje, zadziwia i przyciąga. Wrocławianką - w sensie miejsca zamieszkania i płacenia podatków - jestem od jakichś dziesięciu lat, odkąd przeprowadziłam się tutaj, raczej ze względów logistycznych, z Kotliny Kłodzkiej, której jednak całkowicie nie opuściłam, bo nadal czuje się bardzo mocno związana z polsko-czeskim pograniczem i wciąż tam pomieszkuję. We Wrocławiu najpierw mieszkałam w centrum, tuż przy Rynku, ale tam było za głośno dla kogoś, kto pracuje w domu, i w końcu kilka lat temu przeprowadziliśmy się na Krzyki. Trochę także ze względu na psa, bo pies w okolicach Rynku to dramat - nie ma gdzie chodzić na spacery.

Jakiemu Wrocławiowi chciałaby pani ambasadorować?

- Takiemu, jaki pamiętam z najlepszych lat - otwartemu, żywemu, gorącemu od dyskusji. Miastu ze świetnymi teatrami i muzeami ze znakomitymi, choć często niedocenionymi zbiorami, z mocnym, awangardowym środowiskiem artystycznym, którego zazdrościły nam Warszawa, Kraków czy Gdańsk. Miastu alternatywnych idei, niepokornych pomysłów, oddolnych inicjatyw. Mój Wrocław jest dumny z Teatru Polskiego, który gra "Wycinkę" Krystiana Lupy w Awinionie, Paryżu, Tokio czy Seulu albo sensacyjne piętnastogodzinne "Dziady" Michała Zadary, w całości, bez żadnych skrótów, na które pielgrzymują ludzie z całej Polski, a także z zagranicy. Uwielbiam też kino Nowe Horyzonty i tych dziesięć dni na przełomie lipca i sierpnia, kiedy Wrocław staje się stolicą światowego kina. Celowo wymieniłam te właśnie miejsca i wydarzenia, bo to przykłady miejsc i wydarzeń o dużej społecznej energii, integrujących.

Takim miejscem wciąż jeszcze jest Muzeum Współczesne Wrocław - do dziś nie mogę zrozumieć, dlaczego wystawa "Dzikie pola", historia wrocławskiej awangardy artystycznej, która mogłaby ukazać wrocławianom jeszcze jeden powód do dumy i wzmacniać lokalną tożsamość, do tej pory nie została tu pokazana. A właśnie w sensie społecznym Wrocław jest miastem niezwykłym - bardzo interesują mnie procesy budowania się świadomości wrocławian i Dolnoślązaków w ogóle, ich pamięć o najnowszej historii i o tym, że jesteśmy społeczeństwem "postuchodźczym". Na dobrą sprawę wszyscy, bez wyjątku, jesteśmy tu potomkami uchodźców powojennych, zarówno tych, którzy utracili swoje domy, jak i tych ekonomicznych, którzy szukali tutaj lepszego życia.

Nie mam temperamentu działaczki. Najlepiej wychodzi mi chyba jednak pisanie i tego będę się trzymać. Pisząc, najlepiej mogę być serdecznym krytykiem i dobrze życząc Wrocławiowi, punktować to, co nie pasuje do dobrej, zdrowej wizji miasta, które idzie do przodu, a nie cofa się. Nie wyobrażam sobie Wrocławia jako miasta kiboli, brunatnych marszów, gdzie bezkarnie napada się na cudzoziemców, a w Rynku pali kukłę Żyda.

Może się okazać, że będzie pani ambasadorem w trudnych dla wrocławskiej kultury czasach.

- Jestem tego świadoma - Wrocław ma spore kłopoty, jeśli chodzi o tę dziedzinę, a w dodatku czeka nas trudny moment przejścia z entuzjazmu związanego z ESK do wygaszenia wielu imprez, przedsięwzięć i projektów. Za chwilę będziemy robić podsumowania, liczyć straty i zastanawiać się, na co będzie nas stać w przyszłości. I myślę, że w tym trudnym czasie trzeba będzie się skupić na ochronie istniejących instytucji, inicjatyw, wydarzeń, a nie na projektowaniu nowych, planowaniu z rozmachem. Obawiam się też, że kiedy wygaśnie ESK, uwaga mieszkańców odwróci się od kultury, a ona sama może zostać na powrót wepchnięta w wąskie ramy myślenia, które utożsamią ją raczej z rozrywką, a nie z dziedziną życia, która komentuje rzeczywistość i która musi istnieć w każdym zdrowym społeczeństwie. Ludzie mogą mieć poczucie, że w tym upływającym roku wydarzeń kulturalnych było za wiele, że trzeba przystopować. W takim momencie trzeba przypominać, że nie ma miast bez kultury, nie ma państw ani narodów. I że wygaszanie tego, co udało się zbudować, byłoby upadkiem dla miasta, które przez ostatnie lata cudownie się rozwijało i którego nam zazdroszczono. Dziś sporo artystów wyprowadza się stąd, znajdują inne, lepsze przystanie.

Chce pani przypominać, że kultura jest ważna?

- To brzmi jak banał, ale czasem potrzebujemy, żeby ktoś nam przypomniał takie podstawowe prawdy. Dziś wyraźnie czuję taką potrzebę, także jako wrocławianka, kiedy patrzę na zamierające punkty na mapie miasta. Jednym z nich jest Teatr Polski - martwię się, dokąd będę tej zimy chodzić, żeby oglądać spektakle, spotykać się z przyjaciółmi i z nimi dyskutować o tym, co zobaczyłam. Jeśli ten mechanizm miałby się powtórzyć w przypadku innych instytucji, np. Muzeum Współczesnego Wrocław, to może się okazać, że będę ambasadorką miasta, które się kulturalnie zwija.

Tego pani ani sobie nie życzę. A czego życzy pani Wrocławiowi?

- Silnego, twórczego, wpływowego środowiska artystycznego, które ma wpływ na to, co się dzieje w mieście, które nie zgadza się na ręczne sterowanie i nie odda kultury ani urzędnikom, ani politykom. To jest dziś najważniejsze, bo to środowisko się kurczy. Jeśli go zabraknie, pozostaną nam mianowani dyrektorzy, wykonawcy cudzych decyzji, poruszani rękami urzędników. To już nie będzie środowisko, tylko aparat. A ja nie lubię aparatów, wolę żywe organizmy.

O tym, że zostanie pani Ambasadorem Wrocławia, zdecydowali nasi czytelnicy. Czy przez to ten tytuł ma dla pani większą wartość?

- Jasne, przecież to najmilsze. Autentyczne. Tym razem chyba wrocławianom, którzy na mnie głosowali, mogła niechcący pomóc wystawa pokazująca tłumaczenia moich książek na świecie, którą można obecnie oglądać na wrocławskim Rynku i w przestrzeniach Dolnośląskiej Biblioteki Publicznej. Na dodatek w ostatnim tygodniu pojawiła się wiadomość o tym, że "Księgi Jakubowe" zostały laureatem pierwszej edycji szwedzkiej Międzynarodowej Nagrody Literackiej Kulturhuset Stadsteatern (Domu Kultury i Teatru Miejskiego) w Sztokholmie. Podoba mi się bardzo, że jury tej nagrody doceniło nie tylko mnie, ale także niebywały wysiłek mojego szwedzkiego tłumacza. W uzasadnieniu werdyktu mówi się wprost o tym, że Jan Henrik Swahn, który moim książkom towarzyszy już od wielu lat, mistrzowsko przeniósł tę książkę w obszar języka szwedzkiego. Jestem mu za to oczywiście ogromnie wdzięczna, bo to przecież za sprawą tłumaczy moje książki rezonują w świecie. Wspomniana wystawa jeszcze mocniej mi to unaoczniła.

Choć tę nagrodę przyznano w tym roku po raz pierwszy, już mówi się o niej: mały Nobel.

- Bo Sztokholm tak się wszystkim kojarzy. Cieszę się więc z tego "małego Nobla". Mój tłumacz i ja odbierzemy go razem w Sztokholmie na początku stycznia.

* Olga Tokarczuk, pisarka, autorka kilkunastu książek, powieści, tomów opowiadań i esejów, m.in. "Podróży ludzi Księgi", "E.E.", "Domu dziennego, domu nocnego", "Prowadź swój pług przez kości umarłych" oraz "Ksiąg Jakubowych".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji