Artykuły

Emocjonalne pobojowisko

"Śmierć przyjeżdża w środę" wg scenariusza i w reż. Agaty Dudy-Gracz, koprodukcja Opolskiego Teatru Lalki i Aktora i Teatru im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Martyna Friedla w Gazecie Wyborczej - Opole.

Historyczna premiera w ramach pierwszej kooperacji Opolskiego Teatru Lalki i Aktora im. A. Smolki i Teatru im. J. Kochanowskiego w Opolu, realizowana z rozmachem, dostarcza wielu sprzecznych emocji.

Autorski spektakl "Śmierć przyjeżdża w środę" Agaty Dudy-Gracz rozpoczyna się w OTLiA. Widzowie wprowadzani są na widownię Dużej Sceny, gdzie witają ich aktorzy i gdzie wręczane są im kartki z tekstem utworu, który towarzyszyć będzie podczas późniejszego pochodu. Część widzów prowadzona jest przez aktorów na scenę.

W centrum sceny, na drabinie, siedzi zjawiskowa Śmierć (gościnnie Renia Gosławska) z pięknymi, dużymi, czarnymi skrzydłami na plecach. U jej stóp znajdują się mary, na których leżą - obmywane przez pozostałych bohaterów - chłopięce ciała Krzysia i Misia (Sylwester Piechura i Miłosz Konieczny).

Pobyt w teatrze lalek trwa krótko. Otwierają się boczne drzwi na schody ewakuacyjne i widzowie, prowadzeni przez Śmierć, rozpoczynają pochód. Po drodze wręczane są im znicze, które ostatecznie zostawiane są przy drzwiach Teatru Dramatycznego, pod zdjęciem pośmiertnym wspomnianych przyjaciół. Dlaczego akurat ich?

Nieszczęśliwi

Pochód ludzi ze zniczami, którzy idą centrum miasta, śpiewając rzewną pieśń nie tworzy chwilowej wspólnoty. Poczucie obcości nasila się, gdy bohaterowie, już na scenie "Kochanowskiego", zwracają uwagę, że nie tylko oni są wytworem wyobraźni szkolnej bibliotekarki (jako Kobieta z Zapałkami -Grażyna Misiorowska) lecz i widzowie. Stwierdzeniu towarzyszy obowiązkowe oświetlenie widowni i zerwanie "czwartej ściany" - nie pierwsze i nie ostatnie. Dystans wynika z frustracji pokrzywdzonych postaci, uwięzionych w wyobrażeniach. Bohaterów uwikłanych w sytuacje, w których nie chcieliby brać udziału.

Obcość wzmacnia się z każdą chwilą. Spektakl to trzygodzinny zapis wyobrażeń samotnej kobiety, kochanki żonatego mężczyzny, która niczym Szeherezada opowiada w łóżku potworne bajki swojemu ukochanemu. Pojawiają się historie: o panu Czapli (Andrzej Jakubczyk), który bardzo chciałby uszczęśliwić swoją żonę; o Mrówce (Karolina Gorzkowska), która kochała nieszczęśliwie wielu mężczyzn, aż popadła w dewocję; o zdradzanej, karykaturalnej Żonie Cukrowego Chłopca (Aleksandra Mikołajczyk); o diable (gościnnie Oskar Stoczyński), który myśli, że jest Złotym Rybkiem spełniającym życzenia - i kilka innych.

Jak dawniej wypoczywano nad Odrą

Kto chciałby zobaczyć, co się dzieje w głowie nieszczęśliwej kobiety, która podejmuje w życiu nieodpowiednie decyzje? Twórcy spektaklu stawiają sprawę jasno - nikt. Spektakl operuje poczuciem przykrości, które może się udzielić widzom. Wraz z niejednoznacznym zakończeniem, wrażliwych może pozostawić z poczuciem emocjonalnego chaosu.

Osobliwy urok

Intrygujące przedsięwzięcie, bo trzeba zaznaczyć, że wizualnie przedstawienie jest hipnotyzujące. Reżyserka zaprojektowała scenografię i kostiumy, w których dominuje niebieska barwa: trupi błękit i aura zaświatów. Na scenie Teatru Dramatycznego ustawiono stromą widownię, naprzeciw której na dwóch planach rozgrywa się akcja. Na wysokim podeście, ustawionym w kształt odwróconego "U", znajdują się "stanowiska" bohaterów, między innymi: stragan dyżurnego amanta, Księcia Jarzynowego (Krzysztof Wrona); pokoik z siecią produkowaną przez neurotycznego Pająka (Bartosz Dziedzic); okno, przez które Mała Syrenka (Cecylia Caban), przykuta do wózka, obserwuje życie innych ludzi. Na czarnych ścianach podestu, jak na szkolnych tablicach, znajdują się opisy postaci.

Spektakl jest bogaty w rwane, krótkie epizody. Dynamiczne i zbiorowe sceny rozgrywane są w dolnej części, między bocznymi ścianami podestu. Pojawiają się tam kuriozalne układy choreograficzne, a z każdą sceną rośnie wrażenie surrealizmu.

Sprzeczności

Postacie, poza bibliotekarką, są schematyczne, jak bohaterowie klasycznych dziecięcych bajek. Nakładają się na nie, a może raczej - wyrażają się przez nie - osoby z realnego życia bibliotekarki. Ich wypowiedzi są przeważnie kretyńskie, wyrażają egoizm, albo schematy myślenia, które najlepiej realizują się obecnie w internecie, gdzie sfrustrowani ludzie bezrefleksyjnie dają upust swoim emocjom.

Fantazje mają to do siebie, że człowiek się w nich nie hamuje. Można w nich być szczerym w stosunku do siebie, w sposób, którego nie da się wyrazić, bo jest nieraz sprzeczny z wszelkimi zasadami życia społecznego, czy moralności. Dlatego też spektakl wzbudza niepokój, ale i nie pozbawiony jest wzruszających momentów. Mimo pozornego chaosu, biegnie swobodnie, własnym tempem. Upiorne sytuacje rozgrywają się z zachowaniem elementów ciszy, krzywdę postacie wyrządzają sobie przy skocznej muzyce. Ze względu na mnogość równoległych miejsc akcji, spektakl jest wymagający, nie da się wszystkiego dostrzec przy jednym obejrzeniu.

Jedynym stałym, majestatycznym elementem przedstawienia jest Śmierć. Wydaje się, że sens tego osobliwego, pokręconego rachunku sumienia bibliotekarki, jakim jest spektakl Agaty Dudy-Gracz, tkwi w uznaniu, że od męki wszystkich nawarstwionych problemów może wybawić tylko śmierć, która nie ocenia.

Coś nowego

"Śmierć przyjeżdża w środę" to intrygujący projekt, bardzo efektowny, ale wzbudzający sprzeczne emocje. Piękna muzyka Sambora Dudzińskiego i utwory w wykonaniu Reni Gosławskiej, przeplatane są wypowiedziami płytkimi i nieraz pozbawionymi sensu. Dużo jest w tym świecie głośno wykrzyczanej agresji. Mieści się to w ramach przedstawionego świata, który w swoim szaleństwie jest dość spójny. Fale wulgaryzmów, z każdą kolejną sceną wzbudzały u premierowej widowni coraz słabszy rechot. Komizm sytuacyjny, doprowadzony do skrajności szybko staje się męczący. Owszem, wciąż wpisuje się w pomysł karykatury rzeczywistości w zmęczonym umyśle Kobiety z Zapałkami, jednak jako środek sceniczny szybko się wyczerpuje i nuży.

Przejście miastem jest może ciekawym doświadczeniem, ale też w zasadzie tylko tym. Kooperacja obu teatrów jest cenna z punktu widzenia odbiorców, ale sam spektakl jej nie umotywował. Przedstawienie pozostaje jednak interesującym (miejmy nadzieję) wstępem do dalszych projektów w kooperacji dwóch istotnych opolskich instytucji. Agata Duda-Gracz przedstawiła swój pomysł na tego rodzaju realizację i pozostaje nam czekać na kolejne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji