Artykuły

Sprawa tow. Wojciecha

OCZYWIŚCIE, towarzysz Woj­ciech nie miał racji wtedy, gdy przeciwstawiał się stworzeniu brygady awaryjnej. Ani wtedy, gdy z niedowierzaniem spoglądał na po­czynania ZMP-owców w dziedzinie współzawodnictwa. Ani wtedy, gdy nadużywał ojcowskiej władzy, sprze­ciwiając się miłości swej córki Han­ki do młodego przodownika i racjo­nalizatora - Zygmunta. A już na pewno nie miał racji, gdy opuszczał posiedzenie egzekutywy partyjnej w rozgoryczeniu, gdy w wybuchu złości i żalu postanawiał opuścić fabrykę, z którą związane było całe jego życie.

A jednak... rację miał towarzysz Wojciech, gdy zarzucał kierownictwu fabryki, komitetowi fabrycznemu i centralnemu zarządowi niedosta­teczną dbałość i troskę o człowieka. Gdy stawiał pytania w sprawie za­mierzeń i planów, których nikt mu należycie nie wytłumaczył, gdy nie chciał zrozumieć sztucznie postawio­nego konfliktu między wymogami planu a lokalnym patriotyzmem robot­ników. Ale to wszystko wynika z treści. Oto ona w skrócie.

W pewnej fabryce zdemaskowano wrogą robotę dyrektora. Zdemasko­wał ją urzędnik administracyjny Wiśniewski - jak możemy się do­myśleć - dla własnej korzyści, dla własnego "awansu". Jednak dyrek­torem zostaje Franciszek Brzoza - wieloletni robotnik metalowiec, przedwojenny komunista, wychowanek fabryki. Poznajemy go w momencie, gdy wszyscy koledzy i towarzysze składają mu najserdeczniejsze gratu­lacje, przyrzekając jednocześnie sta­łą pomoc i poparcie. To poparcie obiecuje mu również organizacja par­tyjna, zarząd centralny i koledzy z wyjątkiem owego Wiśniewskiego, któremu zawiedziona ambicja, dyktu­je niecne plany podkopania opinii nowego dyrektora przez krzyżowa­nie jego poczynań, przez sianie fer­mentu wśród załogi, a przede wszyst­kim przez jątrzenie stosunków mię­dzy urzędnikami a robotnikami.

I oto po czterech tygodniach, gdy nowy dyrektor zdołał tchnąć nowe­go ducha w ludzi i pracę swojej fabryki - przyjeżdżają przedstawi­ciele Zarządu Centralnego, oświad­czając, że wielkie plany przebudowy naszego przemysłu wymagają zmia­ny struktury fabryki, przekształce­nia jej na montażownię, a co za tym idzie wykorzystania maszyn i wysoko wykwalifikowanych obsługu­jących je ludzi - w innej fabryce na innym terenie. I tu właśnie rozpo­czyna się "racja" towarzysza Woj­ciecha. Dyrektor Centralnego Zarzą­du nie potrafi ani dyrektorowi, ani egzekutywie partyjnej, ani radzie zakładowej wyjaśnić głębokiej po­trzeby reorganizacji fabryki, nie po­trafi natchnąć ich zapałem do wiel­kich planów kombinatu, nie wnika w psychikę ludzi, którzy mają po­rzucić teren pracy, związany dla nich z tysiącem osobistych i ogól­nych wydarzeń, z walkami strajko­wymi w latach sanacji, z sabotażem w okresie okupacji, z ciężkim tru­dem dni i miesięcy odbudowy po wyzwoleniu. Dyrektor Centralnego Zarządu - dopiero po wstrząsają­cym wystąpieniu Wojciecha - na konkretne pytanie sekretarza orga­nizacji partyjnej, odpowiada, że lu­dzie znajdą gdzie indziej pracę i mieszkanie, że nie trzeba patrzeć na sprawy państwowe z perspektywy swojego osobistego życia itp.

Czy w ten sposób podchodzi do ludzi Partia? Czy w tak mechanicz­ny sposób żąda od nich zdyscypli­nowania robotnicza dyrekcja fabry­ki? Czy przedstawiciele naszego so­cjalistycznego przemysłu dopiero na pytanie odpowiadają, jakie miejsce w wielkim planie przewidzieli dla zasłużonych majstrów i robotników stanowiących nasz najcenniejszy ka­pitał, dla robotników mających za sobą lata walk rewolucyjnych i zmagań? Czy do pomyślenia jest, aby egzekutywa partyjna pozwoliła odejść z zebrania ł z roboty takiemu towarzyszowi Wojciechowi - bu­downiczemu fabryki, wiernemu żoł­nierzowi Polski Ludowej? Czy moż­liwe jest, aby nikt się przez dwa ty­godnie nie zainteresował jego lo­sem, nie wytłumaczył mu błędu, w jaki popadł "obrażając się" na Plan, aby nikt nie skłonił go do powrotu?

Wątpliwości trwają do końca sztu­ki. Młodzież z zapałem przygotowu­je się do przeniesienia maszyn. Dzień po dniu odchodzą wagony sprzętu do fabryki kombinatu w Częstochowie. A jednocześnie Wiś­niewskiemu udaje się zmontować opozycyjną demonstrację. Tak jest - opozycyjną demonstrację. Bo czymże innym jest przerwanie w biały dzień pracy i wiecowanie przy zatrzymanych maszynach. I to robią ci sami ludzie, którzy przed kilko­ma tygodniami owacyjnie witali to­warzysza dyrektora, którzy przyrze­kali mu zaufanie i współpracę... Ci ludzie mieliby uwierzyć w jakieś prowokacyjne brednie o wysłaniu maszyn na szmelc; o krzywdzie wy­rządzonej Wojciechowi?... Po kilku minutach sprawa się wyjaśnia. W dramatycznej scenie zdemaskowany zostaje Wiśniewski - oszust i wróg. Przychodzi do fabryki Wojciech, przerażony tym, że zachowanie jego mogło stać się narzędziem plotki w ręku wroga. Dyrektor odzyskuje zaufanie. Więc protestacyjny prze­kształca się w manifestację zapału i woli pracy całej załogi.

Jak widać z tego zarysu treści, autorka głęboko sięga do tematyki naszego życia, potrafiła pokazać nam żywych ludzi, jak Wojciech, Kotlarczyk, Kolasowa, Zygmunt czy Hania. Potrafiła ocenić rolę tak cennego sojusznika klasy robotniczej, jakim jest inteligencja techniczna, krocząca noga w nogę z najbardziej zapalonymi racjonalizatorami. Autorka z czcią i miłością mówi o nieu­stannym wzroście duchowym ludzi, którzy są wykonawcami Planu Sześcioletniego i budowniczymi Pol­ski. Stwierdza ów nieustanny awans, który robi dobrych dyrektorów fa­bryk z wczorajszych ślusarzy, racjonalizatorów - z młodych chłopców, wspaniałe organizatorki partyjne - ze starych robotnic, młodych du­chem współtwórców wielkich prze­mian - z doświadczonych inżynie­rów. Ale na tle pokazanego na sce­nie konfliktu nie widzimy tego wzrostu wyraźnie gubi się on w niekon­sekwencjach akcji. Jak np. pogo­dzić entuzjazm dla Brzozy z aktu pierwszego z tym, że intrygant i wróg może pokusić się o wywołanie buntu wśród załogi? Jak pogodzić ogromny i zasłużony autorytet Kolasowej z tym, że na godzinę przed wystąpieniem mówi ona z płaczem sekretarzowi Egzeku­tywy, że przeczuwa coś złego, gdyż "ludzie milkną na jej widok" - tak, jak milkła ona sama w okresie sa­nacji na widok nadzorcy. Jacy to "ludzie?" Są to starzy wypróbowani robotnicy. Autorka nie docenia zdro­wego instynktu klasowego mas pracujących.

"Awans" jest niewątpliwym awansem naszej sztuki dramatycznej. Au­torka śmiało sięgnęła po tematykę, stanowiącą najistotniejszą treść na­szych czasów - przekształcenie s:ę człowieka w ogólnym procesie prze­kształcania się naszego życia w wici kim dziele realizacji Planu Sześcio­letniego. I jeśli na przestrzeni 4 ak­tów Widzimy dość liczna błędy i skrzywienia opisywanych ludzi i spraw, to nie zacierają one rzeczy najważniejszej - wartkiego nurtu aktualności dnia dzisiejszego, jaki tętni w sztuce.

Zespół aktorski i reżyserski Tea­tru Powszechnego włożył wiele pra­cy w przygotowanie "Awansu". Sce­ny zbiorowe są żywe i przekonywu­jące (zwłaszcza w akcie IV). Nato­miast posiedzenie egzekutywy w ak­cie III jest w wielu momentach da­lekie od rzeczywistości. Sekretarz nie prowadzi zebrania, towarzysze przerywają sobie wzajemnie, chodzą po pokoju itp. Spośród aktorów na plan pierwszy wysunął się Mieczy­sław Serwiński, który stworzył bar­dzo przekonywującą postać starego majstra Wojciecha. Bardzo dobra (z wyjątkiem niepotrzebnie poszarżowanych wyskoków w akcie IV) jest Wieczorkowska w roli Kolasowej. Zapał młodych: Zygmunta, Hanki i Zagaja w szczery sposób wyrazili Maria Grabowska, Tadeusz Kosudarski i Tadeusz Kostrzyński, Zy­gmunt Wojdan (Wiśniewski) i Ja­nina Pollakówna (Sosnowska) zbyt­nio przejęli się rolą "czarnych cha­rakterów" (demaskują się od pierw­szej chwili, nie pozostawiając ni­czego domyślności widza). Najmniej przekonywujący był Tadeusz Bartosik jako Brzoza. Niepotrzebnie ucharakteryzowany na typowego "urzęd­nika", był sztywny i nienaturalny. Zwłaszcza w akcie I robił wrażenie zbyt onieśmielonego nową sytuacją (niepotrzebne gierki przy odbieraniu telefonu i podpisywaniu czeków). Inżynier Bieluń (Jan Kochanowicz) i stary kasjer Rymkiewicz (Jerzy Bukowski) godnie reprezentowali kadry inteligencji. Doskonałe deko­racje zasłużyły sobie na oklaski przy otwartej kurtynie.

Sztuka Wandy Żółkiewskiej wzbu­dzi niewątpliwie duże zainteresowa­nie. Wydaje się, że przedyskutowa­nie jej przez zespoły pracownicze wniosłoby wiele cennego materiału do twórczości naszych autorów, co­raz śmielej sięgających po tematykę dnia dzisiejszego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji