Artykuły

Nie zamierzam zawłaszczać sztuki

- Zależy mi na teatrze eklektycznym, w którym każdy znajdzie coś dla siebie, bo będzie w nim klasyka, awangarda, rozrywka we właściwych proporcjach - rozmowa z Piotrem Całbeckim, marszałkiem województwa kujawsko-pomorskiego o Teatrze im. Horzycy w Toruniu.

Dlaczego nie zaakceptował pan wyniku konkursu, nie zgodził się pan aby Romuald Wicza-Pokojski został dyrektorem Horzycy? Sprawa trafiła do sądu, ludzie teatru byli wściekli, a pan zadowolił się roszadą - w roli dyrektora jest dotychczasowy wicedyrektor, który nie robi przecież nic spektakularnego. Jaki to ma sens?

- Postępowaliśmy zgodnie z przyjętym regulaminem konkursu, który był zaakceptowany przez prawników i nie wzbudzał żadnych kontrowersji przed rozpoczęciem procedury. Na podstawie jego zapisów unieważniliśmy konkurs bez podania przyczyn. Wiem, jakim teatrem kierował pan Wicza-Pokojski, jakie ma teatralne intencje, a to nie jest kierunek, jaki widzę dla Horzycy.

Zbyt awangardowy?

- Zbyt. Zarzuca mi się, że mam konserwatywne podejście, ale to nieprawda. Chciałbym połączenia różnych nurtów tak, aby tworzyły teatr "mieszczański" na wysokim poziomie.

A nie mógł pan z Wiczą się dogadać, powiedzieć, jakie są pana oczekiwania, sprawdzić przez rok, jak to będzie?

- Program Wiczy nie był najgorszy, ale co innego papier, a co innego realizacja.

Nie ufał mu pan?

- Nie wiedziałem, jak to zrobi i nie znaleźliśmy wspólnego języka, więc skorzystałem z prawa do unieważnienia konkursu. Proszę pamiętać, że komisja wskazuje jedynie kandydata na dyrektora. Za kandydaturą musi stać twarda umowa, że pomysły zawarte w koncepcji nowego dyrektora będą zrealizowane. Nie miałem takiej pewności. Zgadzam się z tym, że sytuacja z zastępczym dyrektorem nie jest idealnym rozwiązaniem. Dyrektor musi mieć wizję i siłę oddziaływania na artystów. Powinien proponować takich reżyserów, którzy są akceptowani przez ekipę, motywowani do pracy, do gry i wchodzą na wyżyny.

A później? Co zmieni pana propozycja - wejście w układ urząd marszałkowski - miasto, które razem mają finansować teatr?

- Drugi partner współprowadzący to jeszcze większa stabilność dla teatru. Konsultowałem to rozwiązanie z Olgierdem Łukaszewiczem, prezesem Związku Artystów Scen Polskich. Zgadza się z tym i też uważa, że to dobre rozwiązanie. Ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej przewiduje, że instytucje kultury mogą być tworzone na podstawie umowy zawartej między jednostkami samorządowymi. Przez samorządy wojewódzkie i miejskie są współprowadzone w Polsce z powodzeniem już 4 teatry.

Czyli czego konkretnie pan oczekuje od teatru?

- Zależy mi na teatrze eklektycznym, w którym każdy znajdzie coś dla siebie, bo będzie w nim klasyka, awangarda, rozrywka we właściwych proporcjach. Widz nie zawsze zrozumie sztukę, przyjmuję to, ale oczekuję, że dzięki różnym rozumieniom tego samego przedstawienia rozpocznie się dyskusja, która jest elementem rozwoju społeczeństwa.

Myśli pan, że nowy dyrektor Paweł Dangel, którego teraz pan poleca Horzycy, będzie kimś, kto zbuduje taki teatr?

- Obiecałem zespołowi teatru, że jeśli będę miał ciekawą propozycję, przedyskutuję to z nimi. Pan Dangel chce wrócić do zawodu, a ludzie, którzy go znają, polecają jego zdolności reżyserskie, umiejętności menedżerskie, wiedzę o teatrze oraz znajomość środowiska artystycznego. Jego propozycja utworzenia "rady artystycznej" - coś, czego dotychczas nie było - może być odpowiedzią na wiele obaw artystów, bo sprawi, że dobór reżyserów i repertuaru będzie dyskutowany z załogą.

Dlaczego on? 30 lat nie był w zawodzie, robił karierę w ubezpieczeniach. I znów środowisko huczy. Trochę jak we Wrocławiu, gdzie zarzuca się władzy, że ingeruje w zatrudnianie dyrektora i repertuar.

- To zdecydowanie nie to samo. Rozmawiam z ekipą aktorską. Myślę też, że artyści Horzycy chętnie wysłuchają, co pan Dangel ma do powiedzenia. Przecież, żeby ocenić czyjąś kondycję intelektualną i twórczą nie można tego robić na podstawie jedynie wiedzy, że ktoś 30 lat nie reżyserował. Pani dyrektor Oleradzka, zanim została dyrektorem, była dziennikarką. Moim zdaniem, człowiek, który ma gruntowne wykształcenie reżyserskie i to po jednej z najtrudniejszych szkół (a takie ma Paweł Dangel), który zbudował firmę ubezpieczeniową i prowadził ją wiele lat, rokuje znakomicie. Uważam, że dla teatru najważniejsze jest kreowanie, zarówno sztuki, jak i miejsca, aby rozsławić je tak, by się o nim mówiło.

Mówi się dużo o Teatrze Polskim w Bydgoszczy, który stawiany jest za przykład szybkiego rozwoju, świetnych dyrektorów. Ale i on się panu i urzędnikom nie podoba, sądząc po reakcji na przedstawienie z "flagą Polski w waginie" chorwackiego performera. Przecież to udawanie, prowokacja, artystyczny wyraz. Kto nie chce, niech nie ogląda, prawda?

- Zareagowałem na chorwacki spektakl nie dlatego, że chcę ingerować w wolność wyrazu artystycznego czy w ogóle w ekspresję artystów. Zareagowałem, bo również ludzie, którzy nie widzieli spektaklu i przeczytali artykuły oraz relacje oburzyli się i oczekiwali mojej reakcji. Żyjemy w tak napiętych czasach, że tego typu sztuki tylko zaogniają sytuację. No bo jaki miał być efekt tej sztuki? Jaki przekaz? Prowokacja, jako wartość sama w sobie.

Bo uruchamia szare komórki.

- Ale sugerowała, że całe zło świata to chrześcijanie i muzułmanie. To obraziło bardzo wielu ludzi.

Nie musieli oglądać, mogli wyjść, a tak posądzono pana i resztę urzędników, że chcecie zawłaszczyć sztukę.

- Oczywiście, że mogli wyjść, ale przecież w takich sytuacjach, szoku, niewielu wychodzi. Ode mnie oczekuje się, że będę pilnował równowagi. Ale czy musiał pan straszyć Teatr Polski, że już więcej nie będzie finansowania "prapremier" z publicznych pieniędzy? Przyznaję, to było trochę za bardzo emocjonalne z mojej strony, ale zdania o samym spektaklu nie zmieniłem. Nie chciałbym jednak, aby odczytywano moją reakcję jako wtrącanie się w repertuar. No to co pan zrobił wtedy, jak niezaingerował? Oceniłem kiepską sztukę. Chyba każdy ma prawo ocenić sztukę i powiedzieć, jak ją rozumie.

Ale pan jej nie widział.

- Wystarczy, gdy wiem, że zawarte są w niej wulgarne sceny i obrażające w sposób, który zdecydowanie wykracza poza cienką linię naszych uczuć.

A może to jest tak, że urzędnicy chcieliby pogodzić dwie rzeczy - interesujące spektakle i zarabiające na siebie teatry. To się chyba wyklucza?

- Trzeba próbować.

W krajach anglosaskich większość teatrów funkcjonuje w taki sposób, że dzieła tam wystawiane mają charakter komercyjny. A u nas, w związku z tym, że teatry są finansowane z pieniędzy podatników, urzędnicy myślą tak jak w przypadku rodziców, którzy utrzymują swoje dorosłe dzieci: skoro dajemy ci pieniądze, mamy prawo wiedzieć, na co je wydajesz i sugerować, na co powinieneś?

- Urzędnicy nie powinni prowadzić ręki rzeźbiarza, malarza czy reżysera. Po to utrzymujemy teatry, żeby nas wzbogacały, zachwycały, pełniły też rolę edukacyjną, zaskakiwały, a tego nie da się osiągnąć ingerując w repertuar. Teatr jest po to, aby wyjść z niego lepszym. Potrzebujemy właśnie takiego dyrektora, który stworzy taki teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji