Artykuły

Helena S. szuka spadkobiercy

Teatr Rozmaitości na ogół omijał do tej pory współczesną polską twórczość dramatyczną i źle na tym nie wychodził. Teraz jednak Rozmaitości postanowiły wspomóc szeroki zaciąg nowej polskiej dramaturgii do teatru. Na (dobry czy zły?) początek poszła "Helena S." na podstawie "Portretu Heleny" Moniki Powalisz.

Opowieść mogła wydawać się atrakcyjna - oto młoda, efektowna kobieta, cierpiąca najwyraźniej na zaburzenia emocjonalne, ale i walcząca z traktowaniem jej jak przedmiot lub uprzedmiotowione mięso, popełnia samobójstwo. Zostawia "swoim" mężczyznom - to jest tym, z którymi utrzymywała związki: ojcu, mężowi, dwóm kochankom (w tym gejowi) - testament, w myśl którego, aby wejść w posiadanie drogocennego obrazu, przedstawiającego samotną dziewczynkę, muszą się psychicznie obnażyć przed pozostałymi i prowadzącym psychodramę adwokatem. Snują się też między nimi służąca, nie wiedzieć czemu pokrzykująca po rumuńsku, i druga kobieta, Anna, prawdopodobnie żona adwokata. Reżyserka Aleksandra Konieczna umieściła akcję tego adwokackiego dochodzenia w Hotelu Europejskim, puszczając od czasu do czasu dymy, a także zachęcając aktorów do zachowań pozostających na kontrze do sytuacji (nerwowe ucieczki, porykiwania, niespodziewane wybiegania i inne czynności "bezwiedne"). Budzi to pewne zaciekawienie, podobnie jak obrzydzenie budzi obraz zwłok kobiety wyświetlany na ścianie, ale nie ratuje tekstu utworu, bo nie może. Cóż z tego, że aktorzy się starają i pracują rzetelnie, skoro "Helena S." to utwór ponad miarę banalny i pod tezę - ci paskudni mężczyźni zniszczyli kobietę. Ale trudno w to uwierzyć, bo nikt tu nie budzi sympatii, także domniemana ofiara. Widzowie obserwują zwierzenia z rosnącym zniecierpliwieniem, ale nie dane im jest dociec, na czym polegał problem Heleny S., która nie lubiła drogocennego obrazu i nie radziła sobie w życiu. Całość wydaje się wypreparowana z kontekstu, nie wiadomo, gdzie i kiedy się toczy, kim są jej bohaterowie, wszystko jest niepewne. Mogłoby to być zaletą (jak to bywa w sztukach Pintera), gdyby ofiarowało jakąś szczególną widzę o człowieku, jego złożonej psychice. Lękach, namiętnościach, dążeniach. Zagrożeniu. Tego jednak ani w tekście, ani w spektaklu nie ma. Romans z nową dramaturgią Rozmaitości rozpoczęły do niewypału. Ale... pierwsze koty za płoty.

Na zdjęciu: Agnieszka Podsiadlik jako Malve w "Helenie S.".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji