Artykuły

Siła kobiet

"Strachu NIE MA" w reż. Łukasza Chotkowskiego, koprodukcja Teatru Powszechnego w Warszawie, Instytutu Adama Mickiewicza i Teatru Kasba Arghya z Kalkuty. Pisze Aleksandra Majewska w Teatrze dla Was.

W książce Manuela Puiga "Pocałunek kobiety-pająka" dwaj więźniowie opowiadają sobie filmy. Jeden z nich w pewnym momencie wspomina o cudownej ścieżce dźwiękowej jednego z nich, lecz kiedy współwięzień pyta go o słowa piosenki, okazuje się, że słów nie tłumaczyli, ale było to coś pięknego. Spektakl Łukasza Chotkowskiego "Strachu nie ma" jest dowodem na prostą prawdę zawartą w słowach tamtego więźnia: pieśni nie potrzebują tłumaczenia. Indyjskie pieśni, nawet nietłumaczone, są w stanie napełnić serce smutkiem albo uruchomić w nim pokłady radości. Dzięki muzyce, która w spektaklu właściwie nie milknie, cała egzotyka i obcość nieznanej bliżej kultury nie jest w żaden sposób wykluczająca wobec nieznającego hinduskich rytuałów widza. Rytm bębnów przenika do szpiku kości i sprawia, że smutek, a właściwie bezsilna rozpacz, zaczyna płynąć w żyłach razem z krwią. Można współodczuwać razem z wdowami z Vrindavan; tak naprawdę, a nie tylko kiwając głową nad ich smutnym losem.

O ich tragicznej sytuacji opowiadają widzowi wielogłosem trzy bezimienne postacie, bezimienne, bo każda mówi głosem wielu kobiet. Jedna wygląda jak bóstwo w białej szacie (Aleksandra Bożek), która uszyta jest z wielu białych koszul i sukienek. Biały to w Indiach kolor żałoby. Dwie inne (Magdalena Koleśnik i Karolina Adamczyk) ubrane są w kolorowe, indyjskie stroje. Towarzyszy im jeszcze Sima Gosh, która razem z nimi śpiewa i mówi w imieniu swoich krajanek. Narracja tego przedstawienia zbudowana jest z opowieści, muzyki, śpiewu i rytualnych, indyjskich obrzędów, które mężczyzna hinduskiego pochodzenia (Tapas Chatterjee) odprawia na nagiej, nieruchomej kobiecie przez cały czas trwania spektaklu. Mężczyzna traktuje kobietę z wielkim szacunkiem, jakby wykonywał coś na kształt ostatniego namaszczenia albo może nawet przebóstwienia. W końcu wśród panteonu bóstw indyjskich znajduje się wiele kobiet. Czemu więc te, które są kobietami z krwi i kości traktowane są w Indiach w tak bezlitosny, przedmiotowy sposób?

Przedstawienie jest właściwie formą udramatyzowanego reportażu z dalekiego, egzotycznego kraju. Na zmysły widza działają kadzidła, muzyka i obrazy wyświetlane na telebimie - fragmenty filmów kręconych w Vrindavan. Łukasz Chotkowski oddał tamtejszym wdowom głos i pozwolił mu wybrzmieć na warszawskiej scenie. Nie obudował tych słów żadnym komentarzem, nie wplótł w szerszy obraz. Choć raz wdowy zyskały pełen głos, głos który mógł wybrzmieć samodzielnie, głos, który nie musiał być tłumaczony. Głos, który okazał się być silnym głosem, mimo pozorów bezsilności. Siłą kobiet w Vrindavan jest pogodzenie się z własnym losem, zaakceptowanie go i odnajdywanie radości w nowej sytuacji. Nie mają innego wyjścia, ale przyjmują to co nieuniknione i przygotowują się śpiewem i medytacjami do kolejnego wcielenia. Upokorzenia, których przysporzyli im najbliżsi przestają je dotykać. Czy ktoś z nas, Europejczyków ma tyle siły?

***

Aleksandra Majewska - doktorantka Instytutu Filologii Klasycznej UW i absolwentka Laboratorium Nowych Praktyk Teatralnych Uniwersytetu SWPS. Obecnie współpracuje również z gazetą Didaskalia oraz portalem e-teatr jako członek Nowej Siły Krytycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji