Artykuły

"Zabawa"

Dyrektor Gawlik ostrzegał: to będzie ciężki sezon dla Teatru Dra­matycznego - ubytki aktorów, zde­zorientowana widownia, nowe przy­zwyczajenia i porządki.

Spełniło się - jak dotąd - co do joty. Renomowana do niedawna sce­na dała dwa przedstawienia firmo­wane przez nową dyrekcję i oba do­wodnie potwierdzają najczarniejsze przewidywania widowni i dyrektora. Sezon, istotnie, zapowiada się tutaj "ciężki", chociaż postawiono na lek­kość i zabawę.

Dano "Wesele Figara" Pierre'a , Augustin'a Beaumarchais w reżyserii Witolda Skarucha oraz - na Małej Scenie - "Zabawę" Sławomira Mro­żka w inscenizacji autorskiej Wal­demara Krygiera.

"Wesele Figara" - arcykomedię, której sława zobowiązuje każdy ze­spół sięgający po jej wystawienie - wystawiono zaledwie poprawnie, a to właśnie jest w tym przypadku grzechem śmiertelnym. "Zabawę" Mrożka - kondensat pytań na te­mat polskiej "nierzeczywistości" - pokazano, niestety, z pomysłami re­żyserskimi, które doszczętnie zagłu­szyły wszystko to, co Mrożek mówi w tym utworze ekspressis verbis. Aktorstwo "Wesela" jest na pewno lepsze od całkowicie pozbawionej sensu gry bohaterów "Zabawy" ale też i tylko tyle...

...Z "Zabawą" jest - jako się rze­kło - po stokroć gorzej.

Mrożek popsuty hałaśliwie na­trętnym i współczesnym "odczyta­niem twórczym", zmetaforyzowany do granic absurdu to czysta nieporozumienie, które musiało skończyć się klapą. Aktorzy w tej "Zabawie" - jakże dobrze znanej polskim tea­tromanom, jakże wspaniale trafnej w diagnozie stanu świadomości i sa­mopoczucia narodowego - wykrzy­kują w widownię swoją przemożną chęć uczestniczenia w zabawie, któ­rej nie ma ale "powinna być". Pełno tu wrzasku, nad ekspresji, wiele ło­patologicznych wyakcentowań. Kom­pleksy trzech młodych Polaków po­szukujących "zabawy" giną w tym ruchu, krzyku, pajacowaniu. Prze­pada tragizm ustawiczny zdziwień: czy my gorsi i - czemu gorsi? Prze­pada sztuczne zawadiactwo zabawowiczów spragnionych audytorium, "miejsca u stołu" z innymi, przepa­da ich ' poczucie znalezienia się za burtą, samotności i potwornie para­liżującej bylejakości kondycji.

To wszystko jest w "Zabawie" Mrożka i starcza tego na refleksję widzów kolejnego Już pokolenia - temat gorący wciąż Jak bułeczka z marzeń ministra Krasińskiego. Ale nie ma tego, niestety, ani trochę w przedstawieniu Waldemara Krygie­ra. Jest tylko tumult imitujący agre­sję odrzuconych i kompletna dowol­ność interpretacyjna każdego z trójki aktorów odtwarzających postaci odwiecznych polskich zabawowiczów dla których zabrakło zabawy, muzy­ki, przyjęcia i wszelakich innych zwyczajowo zabawie przynależnych atrakcji. Pojemna to formuła: zabawa. Pol­ska zabawa. Zmieści się w niej pra­wie wszystko o nas, wszystko to, co od nas zależy i sporo z tego, co jest nam dane z góry. W końcu przecież bohaterowie fundują sobie zabawę sami urządzając polowanie na "win­nego" braku zabawy. Bo ktoś winny być musi, prawda? Najlepiej więc uznać, te swój, koleś - bo skoro nie ja ani ty, ani twój i mój sąsiad to na pewno sąsiad sąsiada. Winny być musi i winnego trzeba ukarać to też znamy, nawet lubimy takie wymierzanie sprawiedliwości, zwła­szcza, kiedy to nie prowadzi do ni­czego. Owszem, warto dziś wystawiać "Zabawę", jedną z lepszych małych syntez Mrożka, staruszkę już prze­cież, dobrze zadomowioną w polskim repertuarze przed laty. Więc pomysł był dobry, ale pomysł - okazuje się nie wystarczy. Trzeba wiedzieć dlaczego ta "Zabawa" ma być na czas dzisiejszy "akurat" (skoro się ją wybiera), trzeba te jej staro-nowe znaczenia czytelnicze widzowi przedstawić. Aktorzy muszą wiedzieć co grają: polskie knajactwo, chuli­gaństwo, głupotę, bierność intelek­tualną czy też może coś całkiem in­nego - choćby kompleksy kopciu­szków cywilizacyjnych. Reżyser coś musi wybrać, na coś się zdecydować. I, na miłość Boską, zaufać utworowi i jego autorowi: nie ulepszać go, nie poprawiać. Uszanować to, co zostało napisane. Kpina zwielokrotniona nie jest już kpiną lecz jej parodią a me­tafora opatrzona znakiem firmowym: uwaga, to metafora! nadaje się je­dynie do felietonu w gazecie. Niestety i taką kpinę (ach, jaki ten Mrożek ironiczny, prawda?) i taką metaforę (ależ to ma głębsze sensy, słowo honoru, wczujcie się) znajdu­jemy w niezabawnej wcale i mocno nasyconej decybelami "Zabawie" w Teatrze Dramatycznym.

Resume?

Dyrektorowi Gawlikowi życzyć należy przetrwania ciężkich począt­ków, cierpliwości i przełamania złej passy. Żadne zagłaskiwanie prawdy nie jest tu potrzebne, jest jak jest. Zbyt dobra to firma - Teatr Dra­matyczny - by kurtuazyjnie prawić jej nie zasłużone dusery, nawet, je­żeli wypadnie jej poczekać nieco na szczere pochwały. Wierzę, że nie trzeba będzie czekać zbyt długo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji