Artykuły

Teatr od kuchni: "zielony" spektakl inny niż wszystkie?

W nowym cyklu "Teatr od kuchni" opisujemy zwyczaje, mody i zagadnienia związane z teatrem, znane w środowisku, ale już niekoniecznie mniej "wtajemniczonym" widzom. W pierwszej odsłonie przyglądamy się "zielonym" spektaklom, czyli pożegnalnym przedstawieniom przed zejściem tytułu z afisza. W kolejnym odcinku (za miesiąc) dowiecie się, jak reżyserzy oglądają swoje spektakle i jak odbierają je podczas premiery - pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

Co to jest "zielony" spektakl i co się podczas niego może wydarzyć? To forma rozstania z tytułem, który schodzi z afisza. Aktorzy i cały zespół realizatorski, niekiedy po konsultacjach z reżyserem, bardzo chętnie przygotowują nieco zmienioną, pełną żartów (zwłaszcza wyłapywanych przez kolegów i osoby znające dobrze spektakl), wersję przedstawienia. Jednak nie każdy spektakl zyskuje takie pożegnanie.

- "Zielone" spektakle organizowane są w trzech sytuacjach: gdy zdejmowany jest spektakl, który cieszy się dużym zainteresowaniem publiczności, taki, w którym sami aktorzy lubią grać albo gdy kończy się licencja przedstawienia lub jego wznawianie z różnych przyczyn jest niemożliwe bądź nieopłacalne. Zazwyczaj do uroczystego pożegnania tytułu dochodzi wtedy, gdy wszystkie opisane sytuacje mają miejsce jednocześnie - wyjaśnia Marzena Szymik z Teatru Miejskiego w Gdyni.

Takich przedstawień z różnych przyczyn nie ma zbyt wiele. Sporo spektakli schodzi z afisza "po cichu". Dzieje się tak m.in. dlatego, że - o ile nie wchodzi w grę kosztowna licencja, a scenografia nie zajmuje zbyt wiele miejsca w teatralnych magazynach - nawet te bardzo rzadko grane spektakle można po pewnym czasie przywrócić do repertuaru. Niekiedy realizatorzy rezygnują z wesołego pożegnania tytułu, gdy wiąże się z nim jakieś zdarzenie, które przywołuje w zespole złe wspomnienia (np. śmierć aktora). Gdy jednak wiadomo, że tytuł nieodwołalnie schodzi z afisza, aktorzy i cały zespół realizatorski chętnie żegnają go w wyjątkowy sposób.

- Bardzo jest nam przykro, gdy spektakl schodzi z afisza, dlatego staramy się ten moment jakoś rozweselić. Zazwyczaj reżyser prosi nas, by żartów nie było zbyt wiele, żeby były czytelne bardziej dla nas niż dla widzów. Chodzi o to, by widzowie odbierali ten spektakl podobnie jak inne, chociaż dla nas jego charakter jest inny - tłumaczy Karolina Trębacz, solistka Teatru Muzycznego w Gdyni.

To właśnie Teatr Muzyczny w największym stopniu kultywuje tradycje "zielonych spektakli", wyraźnie je w repertuarze oznaczając jako "pożegnanie z tytułem". Przykładów nie trzeba szukać daleko. W październiku ubiegłego roku po raz ostatni zagrano musical "Spamalot, czyli Monty Python i Święty Graal" [na zdjęciu] w reżyserii Macieja Korwina (pożegnanie z tą produkcją stało się również myślą przewodnią tegorocznego Koncertu Sylwestrowego).

Znających gdyński "Spamalot" zaskoczyć mogła choćby postać Krwiożerczego Królika, strzegącego wskazówki do miejsca, gdzie znajduje się Święty Graal. Miał on dwa wcielenia, a jednym z nich była facjata Kudłatego, bohatera "Avenue Q" (oryginalny Krwiożerczy Królik pojawił się tylko podczas braw). Innym novum był imponujący rybi ogon Pani Jeziora podczas lamentu Divy "Co się stało z moją rolą". Bywalcy spektaklu wyłapać mogli jednak dużo więcej drobnych, zabawnych zmian w stosunku do poprzednich przedstawień.

- Część żartów wymaga dokładniejszego przygotowania i zaplanowania, jednak wiele powstaje spontanicznie, w ostatniej chwili. Rybi ogon wypatrzyłam w naszym magazynie kostiumów i pomyślałam, że będzie pasował do Pani Jeziora - śmieje się Karolina Trębacz.

Tradycja "zielonych" spektakli podtrzymywana jest nie tylko w Teatrze Muzycznym. Takie przedstawienia zdarzają się również m.in. w Teatrze Wybrzeże. W grudniu pożegnano "Podróże Guliwera". Niebawem z afisza zejdzie kolejny tytuł.

- Przedstawienia z różnych przyczyn się starzeją. Po latach grania zmienia się wartość i kontekst spektaklu, przy wieloletniej eksploatacji aktorzy zmieniają się i dojrzewają w swoich rolach. Co jakiś czas żegnamy się jednak z przedstawieniem. Najbliższy "zielony" spektakl czeka nas w lutym i będą to "(g)DZIE-CI FACECI" - mówi Adam Orzechowski, reżyser i dyrektor Teatru Wybrzeże.

Dowcipy, jakie robią sobie nawzajem realizatorzy spektakli, nie ograniczają się do zmian kwestii aktorskich.

- W 2015 roku żegnaliśmy "Piotrusia Pana" w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego i Jarosława Stańka i było bardzo wesoło. Niania Wendy nieoczekiwanie złożyła rodzicom dziewczynki wymówienie, piraci mieli na sobie damskie ciuchy, jeden z nich chodził nawet na szpilkach, zaś Kapitan Hak walczył z Piotrusiem Panem parasolem zamiast szpady. Z kolei akustyk podmienił melodię w jednej z piosenek - wspomina Agnieszka Kochanowska z gdańskiego Teatru Miniatura.

Choć takie pożegnania nie zdarzają się zbyt często, w 2017 roku czeka nas kilka podobnych wydarzeń. Najszybciej, bo 26 lutego po raz ostatni zagrany zostanie muzyczny spektakl Teatru Wybrzeże - "(g)DZIE-CI FACECI" w reż. Adama Orzechowskiego. Z kolei 18 marca z afisza Teatru Muzycznego zniknie "Shrek" w reżyserii Macieja Korwina. Wiele wskazuje również na to, że "zielonym" spektaklem pożegnana zostanie również "Piaf" w reż. Jana Szurmieja w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Bez względu na to, czy widziało się spektakl czy nie, warto uwzględnić wizytę na pożegnalnym pokazie. Atmosfera takiego wydarzenia zawsze jest szczególna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji