Purcella ogród obfitości
Poznańska publiczność przyjęła premierę "The Fairy Queen" Henry'ego Purcella z dużym spokojem. Nie było tradycyjnych braw na stojąco ani oklasków w trakcie spektaklu. Największy aplauz stał się udziałem warszawskiego zespołu muzyki dawnej "La Tempesta" (z dyrygentem Warcisławem Kuncem), który realizował warstwę instrumentalną.
To zaledwie część oceny odważnej propozycji Teatru Wielkiego w Poznaniu. Przypomnę datę powstania dzieła Purcella - rok 1692 - i zwrócę uwagę choćby na to, jak wówczas wyglądało to, co dziś wciąż zachwyca miłośnika Verdiego, Mozarta czy Moniuszki, a co specjaliści nazywają semi-opera, a ściślej maska, a więc rodzaj sztuki opartej na współdziałaniu pantomimy, tańca i muzyki. Jeśli do tego dodamy informację, że elementy pięciu aktów "The
Fairy Queen" w dniu premiery w londyńskim Dorset Garden Theatre były jeno wypełnieniem przerw w spektaklu "Snu nocy letniej" Williama Szekspira i wzbogacone licznymi pamfletowymi (słownymi!) komentarzami ówczesnej rzeczywistości, to okaże się, że owa poznańska powściągliwość przybierze inne znaczenie. Nawet w mieście przez lata wyedukowanym barokowo przez liczne koncerty poznańskiego zespołu muzyki dawnej "Arte dei Suonatori". I nie za wiele tu pomogą, skądinąd po wielokroć ciekawe, próby reżysera Michała Znanieckiego okiełznania przebogatej "fabuły" lub raczej jej braku u samego Purcella (związki ze "Snem" są raczej symboliczne, a i w nim pełno jest baśniowych komplikacji). A więc dlaczego? A więc dlatego, by poznać dzieje opery przed Verdim, by poznać jakże znakomitą muzykę angielskiego mistrza maski - z jakże rewelacyjnym przebojem "The Plaint" z V aktu, wzruszająco wykonanym przez Marelize Gerber. By zrozumieć, że śpiewanie barokowe bardzo różni się od włoskiego belcanta - uznanie dla pań (także Małgorzaty Olejniczak i debiutującej Barbary Tritt), a teatr w operze jest również ważny i atrakcyjny.