Artykuły

Kamiński strzela samobója

"SPA, czyli Salon Ponętnych Alternatyw" Emiliana Kamińskiego w reżyserii autora w Teatrze Kamienica w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Najnowsza premiera w Teatrze Kamienica mogłaby się nawet obronić jako współczesna komedia bliska konwencji farsowej, gdyby reżyser Emilian Kamiński (tym razem także autor dramatu) nie strzelił sobie samobója w postaci obsady, w której obok doświadczonych aktorów - Piotr Ligienza, Arkadiusz Janiczek, Jacek Rozenek, Piotr Skarga - i jednej aktorki - Paulina Holtz - pojawiają się dwie znane z telewizyjnych seriali artystki, których umiejętności nie dorastają do pięt wcześniej wymienionym. To co demonstrują i wyprawiają na scenie Anna Powierza i Joanna Opozda woła o pomstę do nieba - doprawdy trudno znieść te tony nieprawdy, którymi aktorki nafaszerowały swoje role. A grają postaci: pierwsza - dość topornej żony, druga - ponętnej, choć nie grzeszącej inteligencją, kochanki, które mogłyby bawić publiczność z wdziękiem, tak jak w przypadku Piotra Ligienzy i Piotra Skargi, którzy potrafią każde, nawet najbardziej bezsensowne przerysowanie podkolorować aktorskim smakiem, autentycznością i umiejętnością bawienia się literackim materiałem, który momentami jest naprawdę dowcipny jeśli chodzi o aluzje do naszej aktualnej rzeczywistości.

Dodatkowo ciekawym zabiegiem dramaturgicznym są nawiązania do góralskiej filozofii w twórczości księdza Józefa Tischnera, co ma związek z miejscem akcji - hotel w jakim pojawiają się bohaterowie tej komedii pomyłek, znany prezes i prosty rzemieślnik ze swoimi połowicami, znajduje się w Zakopanem, w dodatku z widokiem na sam Giewont, gdzie jednocześnie trwają próby do noworocznej szopki, która zostanie wykorzystana w finale przedstawienia i zwieńczy pobyt protagonistów w Salonie Pięknych Alternatyw. Dlatego naprawdę szkoda humorystycznego potencjału tkwiącego w tekście Kamińskiego, który tonie na mieliźnie aktorskich nieudolności, tyleż manierycznych, co żenująco przeszarżowanych.

Anna Powierza już w pierwszej scenie demaskuje swoje braki warsztatowe nieumiejętnym prowadzeniem dialogu, mówieniem na pamięć, bez choćby najmniejszej próby wysłuchania tego, co ma do powiedzenia jej partner. Tekst podaje z szybkością karabinu maszynowego, bez użycia jakichkolwiek pauz, co czyni słowotok, w który siłą rzeczy wpada tworem nieznośnie sztucznym i w niczym nie uwiarygadniającym charakteru jej postaci. Natomiast Joanna Opozda tak bardzo chce się podobać nie tylko swoim scenicznym partnerom, ale i publiczności, że szarżuje ponad miarę, do tego ma problemy z emisją i artykulacją, która w wyższych rejestrach głosowych drażni ucho chorobliwym wchodzenie na gardło. A ponieważ widowisko Kamińskiego w Kamienicy nie jest rodzajem przedstawienia, które aspirowałoby do stawiania go w kontekście szerszym niż tylko rozrywkowym, stąd nie daje też możliwości polemizowania z autorem i reżyserem na temat zawartych w nim prawd, idei czy wartości, trzeba się mówiąc o nim spierać o rzeczy wykonawcze, które pozwolą na grę czystą i pozbawioną dysonansów.

Sądzę, że nietrudno znaleźć wśród wielu warszawskich aktorów takich, którzy z natury na scenie nie kłamią i potrafią być przynajmniej prawdziwi. Albo chociażby takich, którzy potrafią dobrze operować środkami już przez siebie wcześniej sprawdzonymi. W repertuarze typowo rozrywkowym taka perspektywa zupełnie wystarczy, by widz mógł śmiać się tylko z tego, co spotyka zaplątanych w intrygę bohaterów dramatu na scenie, a nie z banalności i infantylności scenicznej zaangażowanych w przedsięwzięcie aktorek. Aktorek, do których nie dotarło jeszcze, że w ich fachu najważniejsze jest godzenie techniki ze spontanicznością, tak samo jak perfekcji z żywiołowością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji