Artykuły

Aplauz dla warszawskich kameralistów

Słynna opera W.A. Mozarta "Cosi fan tutte" zabrzmiała w Warszawskiej Operze Kameralnej w miniony weekend jak nigdy dotąd. Choć samo dzieło warszawscy kameraliści wykonywali już setki razy, zarówno w kraju, jak i na estradach świata, to dotąd nie było ono oprawione muzyką wykonywaną przez orkiestrę grającą na instrumentach dawnych - pisze Piotr Iwicki w Gazecie Polskiej Codziennie.

Ten zabieg zyskał aplauz i krytyków, i melomanów. Ale i kogoś jeszcze, kogo zdanie jest w tym wypadku niezwykle istotne. Zdaniem Friedricha Haidera scena WOK to idealne miejsce do mozartowskich wystawień.

Czekałem na takiego Mozarta w tym miejscu od ponad pięciu lat. I doczekałem się - powiedział po spektaklu, gratulując zespołowi oraz realizatorom, Stefan Sutkowski, twórca Warszawskiej Opery Kameralnej i przez ponad pół wieku jej szef. Połączenie muzyki Mozarta z graniem na instrumentach dawnych to poniekąd nowa, ale i stara droga, na której powinna się oprzeć przyszłość - mówił, nie kryjąc wzruszenia na scenie, która przez dekady była jego drugim, a może i pierwszym domem.

Warto wiedzieć, że u zarania swojego istnienia zespół WOK bazował właśnie na wykonywaniu oper przez zespół instrumentów dawnych Musicae Antiquae Collegium Varsoviense. Dopiero z czasem do takiej orkiestry dołączyła klasyczna, a opierając się na niej, zbudowano światowy fenomen, jedyny zespół operowy mający w repertuarze i prezentujący w całości komplet dzieł scenicznych Wolfganga Amadeusza Mozarta.

- W swojej karierze miałem wiele momentów satysfakcji i chwil wzruszenia, ale tak dumny z tego, co zrobiłem z warszawskim zespołem, byłem w życiu może kilka razy. Ta scena, ten teatr to idealne miejsce do mozartowskich wystawień. I coś zdradzę: gdy obserwowałem to skupienie muzyków, tego ducha scenicznej wspólnoty, to kilka razy łzy zaszkliły mi się w oczach - powiedział po spektaklach Friedrich Haider, czołowy dyrygent operowy świata. Dla melomanów najważniejsze jest to, że zadeklarował chęć dalszej współpracy. Gzy zatem potencjał tkwiący w Operze Kameralnej właśnie w sferze instrumentów dawnych będzie bardziej eksploatowany?

- Nasza opera to w Polsce jedyny teatr, który ma do dyspozycji orkiestrę instrumentów dawnych, w dodatku jeden z nielicznych na świecie. Osobiście upatruję w tym szansy rozwoju zespołu na bardzo konkurencyjnym rynku - powiedziała "Codziennej" Alicja Węgorzewska, szefowa Warszawskiej Opery Kameralnej.

Po niedzielnym spektaklu można było zauważyć, że obecni wykonawcy dali nowej szefowej wielki kredyt zaufania, a głos Stefana Sutkowskiego to niezwykle istotny gest wsparcia. A jak zabrzmiało popularne "Cosi fan tutte" w nowej konwencji? Od strony scenicznej zachowano status quo najnowszej inscenizacji autorstwa Marka Weissa, jej odmienność wpisała się w nowe odczytania mozartowskiego kanonu w okresie kierowania WOK przez Jerzego Lacha, a premiera w 2013 r. zyskała dobre opinie środowiska. Połączenie dwóch światów, przeniesienie dzieła do okresu międzywojennego z oprawą instrumentów dawnych to ciekawy eksperyment, który ostatecznie się spodobał. Ciepłe brzmienie instrumentów i ich bardzo stonowana dynamika dały możliwość zabłyśnięcia wszystkim solistom i chórowi. Szczególne brawa dla Elżbiety Wróblewskiej (Dorabella) i Aleksandra Kunacha (Ferrando) - ta dwójka z brawurową Despiną (Marta Boberska) i jak zwykle wyrazistym Andrzejem Klimczakiem (Don Alfonso) okazali się lokomotywą spektaklu, a ostateczny efekt, mimo bardzo ograniczonej liczby prób poprzedzających spektakle, motywuje do dalszych działań w tym kierunku.

Ale to, co na krótki dystans jest wykonalne i artystycznie intrygujące, w działaniu długofalowym nałoży na nową szefową WOK-u wiele wyzwań. Specyfika muzyki Mozarta wpisanej w kanon klasycyzmu stawia całkiem inne wymagania dla instrumentalistów niż ta doby renesansu czy baroku, specom od instrumentów dawnych na pewno znacznie trudniej sprostać mozartowskiemu graniu. Co więcej, bazowanie na takiej orkiestrze wymusi powiększenie składu, a muzyków "dawnych" - mimo istnego boomu na takie granie - ciągle jest jak na lekarstwo. Warto też scalić, a może raczej znaleźć kompromis brzmienia, bowiem charakterystyczne wykonawstwo na instrumentach dawnych nie idzie w parze z szerokim wibratem głosów śpiewaczych. Jednak biorąc pod uwagę aspiracje zespołu i szefowej, to, czego doświadczyliśmy, może być nowym otwarciem. Słusznie zauważyła obecna na widowni szefowa II Programu Polskiego Radia pani Małgorzata Małaszko, że tytaniczna praca, ambicja i wytrwałość Alicji Węgorzewskiej, szefowej kameralistów, mogą w tym wypadku przesądzić o dalszych losach sceny. Warszawska Opera Kameralna staje na rozstaju dróg, a w rękach jej nowej szefowej leżą losy zespołu. Prowadzenie tak prestiżowej sceny to swoista gra w szachy, umiejętność podejmowania decyzji. Zarówno szybkich, jak i dalekosiężnych. Każdy ruch wywołuje splot kolejnych. Z tego, co wiemy po ostatnich spektaklach, dyrektor Alicja Węgorzewska otrzymała wielki kredyt zaufania, a słowa ikony naszej opery Stefana Sutkowskiego można wręcz traktować jako błogosławieństwo na dalszą drogę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji