Z Teatru Miejskiego w Krakowie
("Pigmalion", komedia w 5 aktach Bernarda Shawa. Z oryginału przełożył Ryszard Ordyński)
Jam cię wydobył z marmurów spowicia
Gdzie spoczywałaś bez kształtów na wieki,
Niepowołana przez bogów do życia;
Jam sercem cień twój odszukał daleki,
Błądzący w istot niestworzonych rzędzie,
Ja cię przeniosłem przez ciemne krawędzie
Snu i nicestwa na ten świat słoneczny
Twojej piękności dając wyraz wieczny.
Piękny ten czyn Pigmaliona, opisany dźwięcznymi wierszami Adama Asnyka, z których wstępną zwrotkę przytoczyliśmy powyżej, - wziął za motyw, w swej zgoła odmiennej wyobraźni, do najnowszej sztuki Bernard Shaw, jeden z najprzedniejszych w dowcipie mistrzów współczesnej europejskiej komedii.
Oczywiście w ujęciu Shawa, już choćby z powodów zawsze paradoksalnej metody jego tworzenia, mit o Pigmalionie, przekazywany tradycji wieków zawsze w promieniach romantycznej aureoli, musiał nabrać innego zupełnie oświetlenia: stał się przede wszystkim groteskową "boutade", jak wszystkie jego najlepsze utwory; po wtóre, dziełem satyry z wyraźnym i dosadnym planem konstrukcyjnym scenicznego opracowania. Do groteskowego stylu przypada pomysł irlandzkiego pisarza, przemienienia Pigmaliona w postać dwuosobową: uczonego profesora Higginsa i pułkownika Pickeringa, ludzi wielce czcigodnych, ale zarazem dziwaków i typów charakterystycznych. Dalszym elementem groteski był pomysł, że Shaw z postaci kobiecej, w której marmurowe kształty twórcza moc Pigmaliona tchnęła: życie, uczynił... uliczną handlarkę kwiatów, ordynarną, zaniedbaną, nie umiejącą mówić mową ludzką. Z groteskowych tych pomysłów zeszedł następnie Shaw na bitą drogę satyry. "Pokażę wam - powiada - w osnowie swej kompozycji, że z takiej dziewczyny, której przeznaczeniem było zginąć, jak trawce przypadkowo wyrosłej w szparze londyńskiego trotoaru, może wyrobić się światowa dama, jeśli kaprys ludzki sprawi, że oddziałają na nią wpływy współczesnej kultury". I dopiero wówczas ta współczesna kultura staje się celem jego satyrycznych grotów. Reszty dopełnił na wskroś oryginalny dowcip, którym Shaw włada mistrzowsko, wprowadzenie do sztuki w miejscach, w których akcja stygnąć poczyna, typów komediowych, budzących na nowo zainteresowanie widowni, jak np. "niegodnego nędzarza", Doolittle i karkołomne wprost metamorfozy, jakie autor z nimi dokonywać potrafi.
Toteż sobotnie przedstawienie "Pigmaliona" było jednym wybuchem śmiechu, który jednak wywoływały źródła artyzmu autora. Wykonawcy potrafili dostroić się do stylu i humoru Shawa i, co więcej, dać mu się porwać. Przede wszystkim p. Bończa w roli profesora Higginsa, którą wiódł pewną ręką przez wszystkie jej zawiłe arkana groteskowe, satyryczne i typowości komediowej. Przedziwną kreację w roli Lizy stworzyła p. Solska, dając w niej znakomicie przeprowadzoną orientację wszystkich zdumiewających metamorfoz ulicznej handlarki kwiatów w damę światową, i towarzysząc misternie, z prawdziwie nadto artystyczną dyskrecją, reakcjom, jakie te metamorfozy powodowały w poglądach i sytuacjach prof. Higginsa. P. Jednowski w roli "niegodnego nędzarza" doskonale trafił w ton intencji Shawa i wybornie je uwydatnił, przywodząc na pamięć swe kreacje Schigolcha w "Demonie ziemi" i Müllera w "Nadwornym śpiewaku", pokrewnych sztukach Wedekinda. Dobrze także wywiązali się z zadania p. Kochanowicz w roli pułkownika Pickeringa; pp. Kosmowska, Janiczówna i Wielandówna w rolach epizodycznych. Zespół ogólny dotrzymał kroku i odpowiedniego tempa w scenach zbiorowych.
"Pigmalion" Shawa na sobotnim przedstawieniu po swych europejskich sukcesach, zdobył sobie i publiczność krakowską i powodzenie w repertuarze ma zapewnione.