Królowa jest naga...
"Opowieści Lasku Wiedeńskiego" Odona von Horvatha, sztuka niemieckiego dramaturga, otworzyły w minioną sobotę tegoroczny sezon artystyczny w Teatrze im. S. Żeromskiego.
Wyreżyserował ją Piotr Szczerski, dyrektor kieleckiej sceny. W sztuce, co jest kieleckim rekordem, bierze udział aż 20 aktorów i 7 statystów.
Ale rezultaty tego ogromnego przedsięwzięcia są przynajmniej dyskusyjne.
Na pewno "Opowieściami...'" będą usatysfakcjonowani wielbiciele telenowel, bo sztuka wyreżyserowana przez Szczerskiego ma wiele z nimi wspólnego. Ba..., moim zdaniem, dyrektor jest odkrywcą i zaproponował nowy gatunek - teatro-nowelę. Zatem historia Marianny, która ma nieślubne dziecko, wzruszy chyba tylko tę część publiczności, przywykłą do telewizyjnych "Marii Celesty", "Kopciucha", gdzie brak prawdopodobieństwa miesza się z egzaltacją i czułostkowością. Tyle że obawiam się, iż wielbiciele nie kończącej się serii "Mariann" do teatru nie bardzo się kwapią.
I nie chodzi mi o to, że ta dobrze napisana sztuka została w Kielcach źle zrealizowana. Ona się po prostu zestarzała i nijak nie przystaje do naszej rzeczywistości i jej problemów. Dziś niejedna panna, jak Marianna niegdyś, chciałaby zostać wylansowana na gwiazdę nocnego lokalu. Sam widziałem ojca zachęcającego swą 17-letnią córkę, by startowała w zawodach miss mokrego podkoszulka. Miał nosa. Wygrała. I to nie był skandal. Kiedy więc Marianna na scenie w Kielcach krzyczy - "Co ze mną będzie?" - mogę się jedynie zadziwić. Zwłaszcza że grająca tę postać Viola Arlak, szczególnie w partiach dramatycznych przedstawienia, nie imponowała. A jej striptiz w 3. akcie odbieram jako zupełnie niepotrzebny, wręcz szkodliwy. Ja za najlepsze uważam niedomówienia.
Główne role obok niej kreowali ze zmiennym powodzeniem: Oskara - Robert Ostolski (przekonujący w roli zakochanego rzeźnika, choć za mało "krwisty"), Walerii - Teresa Pawłowicz, która w Kielcach wystąpiła gościnnie (przeciętnie). W roli Alfreda, kochanka Marianny - Krystian Nehrebecki (jak ma mój gust mało demoniczny). "Starsi panowie" - Edward Kusztal, Krzysztof Wieczorek i Andrzej Cempura wykazali niezłą formę. Zwłaszcza Wieczorek w roli emerytowanego wojaka. Rotmistrza ustępującego pola pokoleniu młodych, już mniej romantycznych, żołnierzy. Tych reprezentuje Erich, młody Niemiec. Owego początkującego faszystę zagrał Michał Szkop. Wątek narodzin hitleryzmu nie został tu wykorzystany, a w dobie odradzających się nacjonalizmów mógł być znaczący. Mógł stać się głosem w sprawie..., nicią łączącą kuzynów moralistów spod znaku królowej Wiktorii ze współczesnością. A tak postać Ericha, poprowadzona w stronę groteski, z nadmiernym trupim makijażem, tylko śmieszy. Zamiast ostrzegać. Chyba że ten makijaż nie jest przypadkowy...
Świetne momenty w podwójnej roli alfonsa i konferansjera miał Edward Janaszek. Jego motoryka przywodziła na myśl najlepsze czasy Piotra Fronczewskiego. Prawdziwie przerażająca była Maria Wójcikowska w roli prababci, która przyczynia się do śmierci niemowlęcia - "owocu grzesznej miłości" Alfreda i Marianny. Makabrycznie brzmi w jej ustach "Bóg dał, Bóg wziął".
Najbardziej się jednak bałem, że nie wytrzymam trzech godzin w teatrze. Podołałem. Pewnie zasługa w tym Jurka Sitarza, autora ciekawej scenografii i wiedeńskich walców.
Reasumując. Warto wybrać się na "Opowieści..." i... dać się sprowokować później do dyskusji na temat roli i kształtu teatru. A że ta premiera była wielkim świętem w naszym mieście, to nie ulega żadnej wątpliwości i nikogo do tego, jak sądzę, nie trzeba przekonywać.