Artykuły

Skrzydła bez oczu

"Sen nocy letniej" w reż. Mai Kleczewskiej w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Olga Katafiasz w Didaskaliach.

1.

"Prawdziwa miłość jest trudna" - mówi do Hermii Lizander, zaraz po tym, jak jej ojciec i Tezeusz każą wybierać między śmiercią a Demetriuszem. Miłość jest trudna, więc trzeba się wzmocnić. "Czystość, kruchość, energia, witalność, magnez, lekkość, mleczność, szczęście" - mówi Lizander, wpychając do ust dziewczyny pożywny mleczno-czekoladowy batonik dla dzieci. Miłość jest trudna "i szczęście krótkie jak dźwięk krótki trwało" - mówi i zaraz potem proponuje: "Weźmiemy ślub". Właściwie nie proponuje, on stwierdza.

Miłość jest trudna, bo przestała już być miłością. Jest zabawą albo gwałtem. Ale inne rzeczy są łatwiejsze. Nie przesadzajmy, na przykład, z tą śmiercią za nieposłuszeństwo. Sześć postaci: dwie pary kochanków, Egeusz i Tezeusz stoją w rządku, twarzami do widowni, na krawędzi sceny. Egeusz składa pospieszne życzenia: "Przyjmij życzenia szczęścia". "Dziękuję. I co tam, Egeuszu?" - pyta Tezeusz z drinkiem w dłoni. Ojciec skarży się na nieposłuszeństwo córki, władca ironicznie się uśmiecha. Patrzy na nas pokpiwając z Egeusza, jakby chciał unieważnić cały ten incydent. Hermia, która przed chwilą namiętnie całowała się z Lizandrem, ma rozpięty suwak w króciutkich, ledwo przykrywających pośladki szortach.

Czego tu bronić, czego zakazywać? Egeusz byłby śmieszny - gdyby wierzył w skuteczność swojej misji, Tezeusz również - gdyby się bardziej nią przejął. Skoro miłość jest tak trudna i wymaga tylu poświęceń, to można sobie trochę odpuścić. Gdy tylko Lizander i Hermia wyjawiają Helenie swój plan ucieczki i potajemnych zaślubin, Hermia wychodzi, z kanapy w głębi sceny podnosi się Demetriusz. Podczas gdy Lizander mówi Helenie o tym, co traci jej ukochany, jego przyszła żona już obściskuje się z Demetriuszem tuż obok - w przeszklonym boksie nad sceną, gdzie żaluzje zasłonięte są na tyle niedbale, byśmy mogli rozpoznać postaci. Ostatni panieński wyskok Hermii?

Skoro miłość jest trudna, to jej obiekt musi być rzeczywiście wyjątkowy, bo po co dokonywać chybionych inwestycji. "Musisz być lepszy od innych. Będziemy potrzebowali dużo pieniędzy. Pieniądze na dzieci, pieniądze na wychowanie, na nasze potrzeby, pieniądze na zabezpieczenie naszej starości i pieniądze na rzeczy piękne. Tak... dużo pieniędzy" - uprzedza Hermia. Byłoby pięknie, gdybyśmy wzmocnieni i z dobrze ułożonym planem mogli rozpocząć długie, szczęśliwe życie.

2

Rzecz dzieje się nie w Atenach, ani w lesie, tylko w nocnym klubie. Czarna lśniąca podłoga, rząd chińskopodobnych lampioników i wielkich luster z lewej, pod nimi bar. Z prawej oddzielony szybą wąski korytarz, pośrodku - z przodu - narożna kanapa w roślinny deseń, w głębi dwa fotele, jeszcze dalej mniej eleganckie siedzisko i rząd drzwi do kabin, jak w przebieralni, w sklepie albo na pływalni. A nad nim - pokój z żaluzjami, przypominający biuro właściciela klubu, skąd można kontrolować sytuację w lokalu.

Tutaj pokłócą się i pogodzą kochankowie, odbędą się casting i próby do przedstawienia z okazji wesela Hipolity i Tezeusza, tutaj zasiądą świeżo poślubieni małżonkowie.

Pierwsza scena trwa długo: Helena (Sandra Korzeniak) stoi za szklaną ścianą, wpatrzona w siedzącego naprzeciw Demetriusza (Krzysztof Zarzecki). Na kanapie siedzi sztywno wyprostowana Hipolita (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), na głowie ma długą blond perukę: za nią na jednym z foteli Tezeusz (Roman Gancarczyk) sączy drinka. Lizander (Piotr Polak) i Hermia (Joanna Kulig) całują się namiętnie, siedząc na barowych stołkach; nie może ich nie widzieć siedzący nieco z boku i palący papierosa ojciec dziewczyny. Najgłębiej siedzi Filostrates (Sebastian Pawlak), obok niego na kanapie leży dmuchana lala z sex shopu z dużymi, krągłymi piersiami i szeroko rozłożonymi nogami.

Trwa to długo. Wreszcie Tezeusz podchodzi do Hipolity, obejmuje, całuje w szyję. Ubrana w nobliwą, elegancką czarną sukienkę do kolan kobieta nie reaguje. Gest Tezeusza jest gwałtowny, rozpaczliwy, w uścisku pęka długi sznur pereł. Tezeusz odchodzi na swoje miejsce, do Hipolity przybiega Filostrates i, niczym pies, zaczyna łasić się do jej nóg, żądać pieszczoty, zbierać ustami rozsypane na podłodze perły. Ale to nie wyraz służalczego poddania, to podjęcie perwersyjnej gry, prowokacja.

Ten bezruch jest zarówno wyrazem bezsilności, jak i sprzeciwu. Helena uparcie wpatruje się w Demetriusza, a Hipolita pozostaje niewzruszona wobec narzeczonego. Może się mści, bo przecież sam Tezeusz przyznaje: "Krzywdząc ciebie zdobyłem twą miłość". Jest pokonanym triumfatorem, gwałcicielem, który żeni się z ofiarą: "ślub z tobą wezmę w inny sposób, wśród blasków triumfalnych i zabawy". Nie wiemy, czy to cynizm, czy skrucha. Ale Hipolita sprzeciwia się tylko milczeniem.

Nie wiemy też, kim są Tezeusz i Hipolita, niemal tożsami z Oberonem i Tytanią. Odrębność kobiet zaznaczona jest tylko innym kolorem włosów (Hipolita jest jasną, zimną blondynką, peruka Tytanii ma nieco cieplejszy, ciemniejszy odcień); Oberon nosi ciemne okulary w białych oprawkach, jego ruchy przypominają gesty ślepca, po omacku szukającego przedmiotów. Pomyłka w podaniu magicznego napoju może więc wynikać z kalectwa. Ale niekoniecznie.

Tezeusz przygląda się czasem postaciom z pomieszczenia na górze, jest świadkiem kłótni kochanków, wydaje polecenia Egeuszowi (Zbigniew Ruciński), który organizuje aktorski casting i reżyseruje weselne przedstawienie. Może jest kimś, kto wie więcej od innych. Oberon w pierwszym spotkaniu z Tytanią, kiedy przyłapuje żonę na miłosnych igraszkach z Pukiem - ubranym w taką samą, jak Tytania, wzorzystą suknię, w jasnoblond peruce - mówi zdecydowanie: "Jestem twoim panem". Ta scena jest wariantem relacji pomiędzy Tezeuszem i Hipolitą, tyle tylko, że tutaj słowa padają, zanim mężczyzna wykona czuły gest. Ale wykonuje go tylko po to, by dostać indyjskiego chłopca: tuli i głaszcze opowiadającą o jego matce żonę, by powiedzieć: "Oddaj mi go, proszę". Oberon jest mniej hardy niż Tezeusz, wie bowiem, że Tytania ma większą władzę i niezależność niż Hipolita. Ale jest równie, jak ona, nieszczęśliwa.

W tym - niemal miłosnym - geście Oberona jest jednak ślad rozpaczy i determinacji Tezeusza. Ale, być może, również większa bezwzględność: w końcu to on podsyła męskiego striptizera, dorabiającego sobie na boku Mikołaja Tkacza (Piotr Głowacki), który przed i siedzącą w szlafroku, otępiałą Hipolitą wykona erotyczny taniec, od słaniając cekinowe stringi. Potem wynajęty artysta prześpi się z nią właściwie z litości - pieniądze zainkasował od Puka już wcześniej.

Oberon i Tytania znają już siebie samych, może nawet trochę lepiej niż Tezeusz i Hipolita. Są też świadomi destrukcyjnej mocy własnych czynów. "Rodzice zła", jak mówi Tytania, sprowadzili na świat chaos swoim zatargiem. "Wszystkie te biedy są w prostej linii dziećmi naszej waśni". Kleczewska nie precyzuje, kim są ci, którzy zaburzyli porządek świata - ludźmi czy nie. Ani też, jakie siły nimi rządzą. Ponad Hipolitą, Tezeuszem, Hermia. Lizandrem, Heleną i Demetriuszem, ponad ich infantylnymi zachciankami i najgłębszymi pragnieniami, intensywnością emocji i bezsilnością miłosnych spazmów istnieje coś jeszcze. Coś lub ktoś, kto sam nie bywa wolny od słabości. To niedopowiedzenie jest tajemnicą i jednocześnie kluczem do jej rozwiązania.

3

Oberon wydaje się stać po stronie śmierci. Kiedy - zraniona nagłym odkryciem przyczyny czułości męża - Tytania odchodzi, on prosi Puka: "Włącz muzykę". Rozlega się adagietto z V symfonii Gustava Mahlera, to samo, które towarzyszy w ostatnich chwilach życia Gustavowi von Aschenbachowi z filmu Viscontiego. Stary mężczyzna, któremu po twarzy spływa fryzjerskie czernidło, na opustoszałej plaży próbuje podnieść się z leżaka i pomachać ręką odchodzącemu w morze Tadziowi. Ślepy Oberon siedzi w podobnej pozie na kanapie i wydaje Pukowi polecenie dostarczenie kwiatu - "miłosnej rany".

Maja Kleczewska nie poprzestaje na prostym przywołaniu związków Erosa i Thanatosa. Ta sama muzyka rozbrzmiewać będzie podczas finałowego monologu Tyzbe, popełniającej samobójstwo nad ciałem kochanka. Julia na opak, groteskowa w swojej prostolinijności i nieumiejętności wysławiania się, śmieszna w przedstawieniu - to przecież mężczyzna, któremu zza dekoltu ślubnej sukni wystaje owłosiony tors - jest tutaj znakiem miłości, która spełnia się w śmierci, a jednocześnie uosabia poczucie klęski. Przegranej widzów - ludzi, którzy nie umieją dość kochać.

W scenie przebudzenia Tytanii, kiedy ze wstrętem wyplątuje się ona z białej ślubnej sukni, w której oddała się przed chwilą Tkaczowi, Puk przybywa z bukietem kwiatów. Ale nazbyt przypominają kalie; podobne stroiki ustawione na weselnym stole posłużą zresztą jako fragment scenografii przedstawienia - będą grobem Ninusa. Ta ślubna suknia, w której Tytania uwodzi prostaka, ma pod spodem balon - wybrzuszenie budzi jednoznaczne skojarzenia. Balon jednak pęka, kiedy Tkacz kładzie się na kochance. Przebudzenie jest też sceną. w której postaci Tezeusza i Oberona, Hipolity i Tytanii stają się tożsame. Zamiast Puka pojawia się Filostrates (obie role gra Sebastian Pawlak) - a może tylko Puk przebrał się w czarny, ślubny garnitur Filostratesa? Oberon nie jest już ślepy: delikatnie przytula Tytanie, a ta staje się Hipolitą - zaraz oboje usiądą za weselnym stołem. Tańczą, po raz pierwszy nie walcząc. Przygotowaniom do przyjęcia towarzyszy piosenka ze "Złego wychowania" Pedra Almodóvara - filmu mówiącego także o tym, że artystą zostaje ten, kto przegrał życie.

4

Tylko Hipolita i Tytania, Tezeusz i Oberon dostępują łaski wzajemnego przebaczenia; wydaje się, że zdołali się - przynajmniej chwilowo - porozumieć. Upokorzona kobieta odchodzi wraz z mężczyzną, który już nie chce jej cierpienia.

Budzi się Tkacz, ten, który zaraz zagra Pyrama. A właściwie zostaje brutalnie obudzony, bo Puk-Filostrates zdziera z niego biały frotowy szlafrok - ten sam, w który ubrana była przedtem Tytania. Tkacz leży z gołym tyłkiem, nie bardzo rozumiejąc, co się stało. A przecież zaledwie przed chwilą demonstrował swoją siłę: kazał klęczącej przed sobą Tytanii rozesłać czerwony chodnik tak, by jego bose stopy nie musiały dotykać zimnej podłogi. Bawił się jej pożądaniem, droczył się, nie chciał przytulić. Wreszcie to pod naporem jego bezceremonialnej pieszczoty pękł balon. Olśnienie drugim człowiekiem ("Widzę, że jesteś i piękny, i mądry") i wynikająca z tego radość, jaką nosiła w sobie Tytania, te - dopiero poczęte - emocje zostały w jednej chwili unieważnione.

Być może Oberon jest już zmęczony tym wszystkim, całą tą wojną o dominację, skamleniem o pocałunek, czuły gest. "Ojciec zła", który - być może - chce przez swoje okrutne doświadczenie z miłosnym napojem stwierdzić, czy dwie pary kochanków odnajdą to, co on sam już stracił, staje się podobny do innego tragicznego uzurpatora, Prospera. Mówi do Puka: "Nie chciałem tego, naprawdę nie chciałem./ Nie jestem już twoim panem. Nic już nie mogę. / Gra, którą wymyśliłem, przewiduje mój własny upadek. / Tytanio, miłość przegrała. Wszystko jest puste".

Tytania-Hipolita, Oberon-Tezeusz są już na innym etapie tej gry. Są starsi niż Demetriusz i Helena, Lizander i Hermia. Wiele razem przeszli: zdradzali się i upodlali nawzajem. Wiedzą, że jak mówi Puk, "Wiernych jest mało, a milion takich, co łamią przysięgi". W tej smutnej grze nie rozpoznają już samych siebie - Tytania, pytana przez Tkacza o imię, odpowiada tępo: "Pajęczyna. Gorczyca. Groszek". W celebrowanym przez lata cierpieniu, we wzajemnych oskarżeniach o niewierność zatracili najprostszą radość. Ale też wydaje się, że jako jedyni mają szansę ją odzyskać: tylko Hipolita i Tezeusz tak żywo reagują na przedstawienie. Hipolita uśmiecha się lekko, nieśmiało, jest wzruszona, Tezeusz bierze ją za rękę.

"Prawdziwa miłość" - mówi Lizander. Czy to, co łączy pary kochanków, jest nieprawdziwe? Przecież trudno o większą intensywność uczuć. A właściwie nie uczuć, ale emocji, spazmów, instynktów. Kochankowie nie potrzebują miłosnych napojów - wystarczy jeden impuls, by wybuchnąć.

Hermia jest młodsza od Heleny. Kiedyś były przyjaciółkami, ale "dawno już nie gadały". Hermia ukradła Helenie chłopaka - nie kocha go, czasem zdradza z nim Lizandra. Wie o swojej przewadze, potrafi ją wykorzystać, znęca się nad przyjaciółką, ale do pożądania Demetriusza nie przykłada większej wagi - w końcu nie musi z nim sypiać. Trwa w dziwnym otępieniu, poddaje się decyzjom ukochanego, idzie na imprezę i upija się do nieprzytomności. Tylko w dwóch scenach wydaje się prawdziwa - kiedy sprzeciwia się ojcu i kiedy upokarzają ją i biją niedawni kochankowie. W pierwszej jest młodą dziewczyną, niemal dzieckiem - nie chce wyjść za chłopca, którego mniej lubi. W drugiej zostaje skrzywdzona, choć nie do końca niesprawiedliwie. Mężczyźni i Helena biorą odwet za grę, jaką z nimi prowadziła. Ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że czyny i słowa Hermii są nie do końca świadome - to raczej naśladowanie dostępnych wzorów. Tyle że nieudolne - dziewczyny z kolorowych czasopism nie dostają takiej nauczki.

Inaczej Helena, która z Demetriuszem przeżyła już więcej. Odrzucił ją w końcu, bo "nagle Hermia weszła". Porażający jest pierwszy monolog bohaterki: "Demetriusz mnie nie chce", a potem "Wybroczy się rana". Te słowa, wykrzyczane spazmatycznie, odbija teatralne echo. Helena wie, że miłość boli, wie też: "Amor ma skrzydła, ale jest ślepy,/ Skrzydła bez oczu!". Owa, uznana niegdyś przez Jana Kotta za kluczową, kwestia "Snu nocy letniej", w przedstawieniu, za sprawą Heleny, staje naczelną zasadą tego świata. Amor jest ślepy, tym bardziej więc trzeba podjąć walkę - i drogo kupić wdzięczność ukochanego.

Helena wie, że upodlenie jest nieodłączną ceną miłości. "Rana się wybroczy" - czasem lepiej zadać sobie samemu ból, niejako uprzedzając atak. "Będę twoim psem, suką" - mówi bohaterka i nie ma w tej deklaracji przywołania urody Szekspirowskiego wyżła, ale gotowość bezwarunkowego seksualnego oddania.

"Ja i tak bardziej cię kocham" - mówi Helena odtrącającemu ją Demetriuszowi. Podejmuje każdą grę, jaką ten narzuci. Ma jeść mandarynki, będzie jadła, skoro on ją karmi. Nie chce tylko bananów, jest uczulona. Demetriusz wpycha jej owoc do ust - ten brutalny gest staje się kolejnym wariantem seksualnej gry. Niemal natychmiast Hermia sama zaczyna jeść. "Dobry banan. / Będę jeść banana. / Nie jedz tego... / Pogłaszcz mnie. / Głaszczę cię... / Pogłaszcz mnie... / Jestem chory, na twój widok" - gwałtowna walka układa się na kształt Szekspirowskiej stychomytii.

Helena jest czystym instynktem. Piękna rola Sandry Korzeniak to wstrząsający obraz kobiety, która wykształciła w sobie zdolność do przekroczenia każdej granicy po to tylko, by kochać i być kochaną. A raczej myśleć, że kocha i jest kochana. Bo w szaleństwie rozpaczy i strachu trudno odnaleźć nawet samą siebie. Kiedy pijana Helena broni się przed zalotami Lizandra, mówi jak dziecko: "zapnij mi bucik". Hermia też chce spać w bucikach, nie pozwala ich sobie zdjąć. Są jak małe dziewczynki, które oszukał świat.

Kobiety noszą peruki: czasem obie takie same, czasem zupełnie różne. Są takie, jakimi chcą je widzieć mężczyźni. Muszą sobie na nich zasłużyć, ale przychodzi moment odwetu: Helena brutalnie traktuje Lizandra - chce ją posiąść, więc kobieta ma prawo traktować go jak psa. Dosłownie, każe lizać stopę, stać przy nodze. Przedtem ona czołgała się przed swoim mężczyzną, który zapragnął jej przyjaciółki, teraz mężczyzna przyjaciółki czołga się przed nią. Miłość - nawet ta fizyczna - ma określoną cenę.

Czasem infantylność zachowania kochanków jest tak przerażająca, że trudno je nawet określać mianem niedojrzałości. Kiedy Lizander prześpi się już z Heleną (choć ta, bardziej lojalna od Hermii, początkowo się broni), będzie brutalnie ugniatał jej piersi, mówiąc machinalnie, jak we śnie: "Kocham cię najbardziej". Jest w tym geście coś nieludzkiego, coś co pozbawia człowieczeństwa ich oboje. Jakaś skaza, z której wyrosnąć nie sposób.

Helena poddaje się fałszywej pieszczocie, mówiąc Lizandrowi, że nim gardzi. Zaraz potem uwierzy odmianie uczuć Demetriusza i będzie podjudzać mężczyzn do bicia Hermii.

Jest jeszcze Puk. Pojawia się niemal wszędzie - obserwuje kochanków, przyprowadza striptizera do Tytanii, usługuje Tezeuszowi. Czasem tożsamy z Filostratesem, podejmuje erotyczną grę z Hipolitą, kiedy indziej poddaje się fantazjom Tytanii i staje się jej wiernym odbiciem. Jak diabeł, jest tym, czym zapragniemy, żeby był. Jak Ariel, będzie spełniał nawet okrutne zachcianki. Lubi chodzić w ślubnej sukni, uwodzi kobiety i mężczyzn. Jest siłą, która tylko pozornie poddaje się Oberonowi, swojemu panu.

U Szekspira Puk i Filostrates - jako jedyni - są bez pary. W spektaklu Kleczewskiej mają gumową lalkę. Filostrates-Puk kładzie ją nagą na podłodze i mówi z czułością, w którą wierzymy: "Wspaniale wyglądasz. Jak prawdziwa panna młoda. Mało gości przyszło, nie? Mało gości, to w ogóle nic nie znaczy. To już lepiej, jakby nikt nie przyszedł. Co innego tłum. Pocałowałbym cię w tłumie, na oczach tłumu, na oczach wszystkich. Jak w raju - powiedziałabyś. Tak - odpowiedziałbym, tak jak w raju". Potem ubiera lalkę w ślubną sukienkę i siadają wraz z innymi gośćmi przy stole, by obejrzeć przedstawienie. To Puk-Filostrates wygłosi ostatnią kwestię spektaklu, już po zakończeniu historii Pyrama i Tyzbe. Do mikrofonu powie: "Ja biorę sobie ciebie za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, i że nie opuszczę cię aż do śmierci". Być może właśnie on jest przy tym stole najszczęśliwszy.

5

Maja Kleczewska wybrała z tekstu Szekspira pojedyncze kwestie i sceny - te, które budują schemat fabularny komedii. Zrezygnowała z pogodzenia kochanków i wyjaśniania całej nocnej intrygi, pozostawiła tylko scenę weselnego przedstawienia. Pozwoliła aktorom na improwizacje, niektóre kwestie dopisała.

Ale to wszystko nie jest czynione wbrew Szekspirowi. To, co usunięte, wydaje się równie ważne i znaczące, jak to, co pozostało. Kleczewska buduje sytuacje stanowiące esencję pewnych stanów i zachowań. Wszystkie kwestie dramatu nabierają niezwykłej siły, jak choćby pierwszy monolog Heleny. Jednocześnie w zderzeniu z tym, co dopisane, Szekspirowskie wersy zyskują jeszcze jeden walor: demaskują świat, w którym żyjemy. I to dużo silniej niż za pomocą popkulturowego sztafażu.

Ten spektakl jest zwycięstwem Szekspira również dzięki sposobowi, w jaki reżyserka odczytuje metafory. Jej drążenie tekstu i tworzenie scenicznych obrazów przypomina niekiedy sposób lektury choćby Julie Taymor w "Tytusie Andronikusie" czy Michaela Almereydy w "Hamlecie" - przełożenia słowa na obraz niekiedy tak literalnie, że aż porażająco. Lawinia u Taymor rzeczywiście ma obcięte dłonie, a w krwawiące kikuty wetknięte gałązki: Ofelia Almereydy topi się w fontannie, ozdobie dziedzińca eleganckiego wieżowca - to przecież Nowy Jork. W przedstawieniu Kleczewskiej Tkacz z gołym tyłkiem staje się rzeczywiście Dupkiem, a pełzająca za Demetriuszem Helena jest suką. Chce się zarazić chorobą - urodą i wdziękiem Hermii, więc dotyka jej, całuje. Miłosne upodlenie Tytanii wyraża się w rozwijaniu przed prostakiem królewskiego dywanu.

Kleczewska subtelnie sygnalizuje, jakim tropem nie chce podążać. W scenie orgii Egeusz brutalnie gwałci Hermie, ale ten ledwie zarysowany wątek kazirodczy zostaje natychmiast rozmyty i unieważniony: być może to wcale nie Egeusz, zresztą oboje mają na głowach maski dzików. Zwierzęta są symbolami wyzwolonej seksualności, w dramacie mówi o nich Oberon, w przedstawieniu również pijana Krystyna (Urszula Kiebzak) - aktorka, która przybłąkała się przez pomyłkę na casting i już została.

Krystyna, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, łasi się do kolejnych mężczyzn. Uwodząc ich, a właściwie proponując chwilę seksu, posługuje się frazeologią rodem z "Cosmopolitan": "Zrobisz mi tak..., a ja pofrunę. Po rosie do nieba". Poetycka metafora zostaje tu zbanalizowana i użyta doraźnie, staje się niemal instrukcją.

Przedstawienie "najżałośniejszej komedii" jest nie tylko śmiesznym - brawurowo zagranym przez Jacka Romanowskiego (Ignacy Chudzina, Księżyc), Bogdana Brzyskiego (Franciszek Piszczała, Tyzbe), Błażeja Peszka (Tomasz Dzióbek, Ściana) i Zygmunta Józefczaka (Józef Framuga, Lew) - interludium. Nie stanowi też jedynie odpoczynku dla widza. Jest, jak chciał Szekspir, zwierciadłem, tyle że przewrotnym: popękane i nieostre, odbija nieistniejący, a przecież znany obraz.

6

Bohaterowie patrzą na Tyzbe, która umiera. "Ty śpisz, mój śnie?" - zwraca się do martwego ukochanego. I ten sen może być Pyramem, a może wręcz przeciwnie - wiecznym marzeniem o uczuciu, które jest tak wielkie, że zabija. Lizander i Hermia, Demetriusz i Helena. Tezeusz i Hipolita - patrzą. W ich wzroku nie ma szczęścia, ale niepewna radość i jeszcze mniej pewna nadzieja. Na prawdziwą miłość, która jest trudna. Jeśli jeszcze w ogóle istnieje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji