Artykuły

Wściekła na Polskę Maja Kleczewska wystawia "Wściekłość"

"Wściekłość" Elfriede Jelinek w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Anna Bartosiewicz na blogu Artaktywnie.

W spektaklu pt. "Wściekłość" Maja Kleczewska bierze na tapetę tzw. polskość. Analizuje problem uchodźców oraz imigrantów, zagadnienia związane z patriotyzmem, katolicyzmem i show-biznesem. Wprowadza na scenę wachlarz tak różnych postaci, jak pseudokibic, kardynał, członek Oazy, muzyk z Senegalu czy redaktor tabloidu. Wszystko po to, aby rozmontować skrajnie różne poglądy, a następnie rozsypać przed widzem worek pozornie pasujących do siebie elementów, które składają się na lansowany w mediach obraz Polski. Wprowadzone na scenę typy Polaka łączy brak zrozumienia i akceptacji dla inności. Kleczewska pokazuje wartości narodowe w module "zoom". Jednocześnie widz musi przyglądać się z bliska tematom, które są newralgiczne, emocjonujące, często pokazywane przez telewizję czy prasę w sposób jednorodny i tendencyjny.

"Wściekłość" to spektakl intertekstualny, patchworkowy i kampowy. Interpretatorka utworu Elfriede Jelinek odwołuje się do różnych szkół teatralnych, a także sięga po nowe media. Na potrzeby sztuki Ewa Łuczak zmontowała fragmenty wiadomości telewizyjnych, zapowiedzi seriali, filmy kręcone z ręki czy transmisję na żywo. Chwilami grę aktorów można oglądać symultanicznie na scenie i telebimie, przez co widz ma do wyboru dwie formy przekazu: sceniczną i audiowizualną. W found footage obrazy zaczerpnięte z mediów przeplatają się z autorskimi materiałami fikcyjnej telewizji Wściekłość. Jej logo powstało na kanwie logotypu Solidarności i Telewizji Trwam. Autorka przekomarza się z dyskursem dominującym w głównym obiegu. Mnoży komunikaty i zestawia ze sobą odmienne rejestry w czasie rzeczywistym, na kilku ekranach.

Początek spektaklu bardziej przypomina amatorskie przedstawienie niż sztukę teatralną. Aktorzy mówią cicho, niekiedy tyłem do widza. Ich grę uzupełnia film, w którym wypowiedź handlarki wyglądającej na cudzoziemkę zestawiono z komentarzem "prawdziwego Polaka". Kobieta opowiada o tym, jak dobrze jest jej w Polsce, podczas kiedy mężczyzna nazywa uchodźców terrorystami. Jest to cisza przed burzą.

Ciekawa scenografia autorstwa Zbigniewa Libery idzie w parze ze skomplikowanym scenariuszem scenicznym, za którym stoją: Maja Kleczewska i Łukasz Chotkowski. Zespół posługuje się estetyką PRL-u, a także nawiązuje do typowo polskiej stylistyki, co widać dobitnie w kostiumach przygotowanych przez Konrada Parola. Nie bez powodu kardynał nosi sandały założone na białe skarpetki, a sztuczna boazeria w redakcji jest udekorowana szalikami kibiców. Brzydkie ujęcia z pierwszego aktu kontrastują ze starannie doświetlonymi kadrami w części drugiej. Nawet Matthew Barney nie powstydziłby się diabolicznej solówki z truchłem krowy w wykonaniu diabolicznej Magdaleny Koleśnik czy popisu Juliana Świeżewskiego powieszonego za nogi na kształt odwróconego krzyża.

Interpretatorka dramatu Elfriede Jelinek nie proponuje widzom przyjemnej rozrywki, ani wątków komediowych. Za to lubi szokować, poszukuje piękna w brzydocie i bawi się wieloma konwencjami. Sceny, w których redaktor (Mateusz Łasowski) dewastuje meble baseballowym kijem, drag queen (Kaya Kołodziejczyk) rzuca nożami, a tancerka (Magdalena Koleśnik) wykonuje akrobacje na linie, z której zwisa ścierwo krowy, nasuwają pytanie, czy te rekwizyty są prawdziwe. Odpowiedź brzmi: tak. Kleczewska nie uznaje półśrodków, za to przywiązuje dużą wagę do autentyczności scenografii. Dlatego podczas spektaklu wykorzystano: surowe mięso, oryginalną broń, prawdziwy trawnik i autentyczny basen. Widzowie zajmujący pierwszy rząd mogą poczuć na swoich stopach dotyk świeżych źdźbeł trawy, a także - zobaczyć w akcji nurkującą kobietę.

Pod pretekstem spektaklu na temat kryzysu uchodźców Kleczewska rozprawia się ze stereotypami ról płciowych. Za drag queen, typową postać "męską", przebiera Kayę Kołodziejczyk, a granej przez Michała Czachora postaci w stylu macho zakłada sukienkę. Osoby obeznane ze "Sztuką konsumpcyjną" Natalii LL mogą nie uniknąć skojarzeń z tą pracą podczas sceny, w której Koleśnik w stroju kąpielowym zajada się hamburgerem polewanym majonezem. Kleczewska przejaskrawia rzeczywistość, aby wylać jej zawartość na deski teatru.

Dodatkowym bohaterem jest dźwięk. Aktorzy wielokrotnie wykrzykują swoje kwestie jak tłum podczas manifestacji ulicznych. Ich zapętlone wypowiedzi przypominają fragmenty przypadkowo zasłyszanych rozmów, a opowieść o ofiarach ISIS miesza się z narracją na temat imigrantów w Polsce. Poszczególne postaci nie przebierają w słowach i gestach. Kiedy Aleksandrze Bożek zostaje wyłączony mikrofon, aktorka kontynuuje swoją kwestię bez nagłośnienia. Można powiedzieć, że w ten sposób manifestuje się znieczulenie Polaków na świat zapożyczony przez media.

Przekazowi dźwiękowemu towarzyszy blackface. Karolina Adamczyk maluje sobie twarz na czarno i wrzeszczy, że "uchodźcy tonęli w łodziach". W innej scenie słyszymy wyjaśnienie, że "Europa wciskała Afryce gówno, a ona brała jak leci". Efekt zostaje wzmocniony przez projekcję filmu i transmisję na żywo, podczas której kobieca postać zanurza się w wodzie ze zbiornika stojącego przed sceną.

Kakofonia dźwięków symbolizuje niemożność porozumienia się. Kleczewska buduje wieżę Babel, która tonie w oceanie globalizacji. Ilustruje wzajemne obwinianie się przez poszczególne grupy społeczne. Kler, wierni, neofaszyści, inteligencja i biznesmeni lądują w zamkniętym akwarium medialnej propagandy. Bohaterowie dramatu są wściekli nie tylko na społeczeństwo z tytułowego tekstu Elfriede Jelinek, ale także na system. Kleczewska tłumaczy jednak "Wściekłość" na polskie realia, dlatego aktorzy nie przebierają w słowach i gestach.

W niektórych scenach dochodzi do uprzedmiotowienia ludzi. Jednym z "rekwizytów" scenicznych staje się Senegalczyk, który przez większość pierwszego aktu siedzi nieruchomo. W pewnej chwili imigrant, którego twarz możemy oglądać w dużym formacie dzięki transmisji na żywo, staje się "niewidzialny". Aktor patrzy prosto na widza, podczas kiedy sztuka toczy się dalej. Kleczewska wskrzesza do życia stereotypy pokutujące w polskim społeczeństwie i podkreśla ich groteskowość, przykładając Polakom do twarzy niewidzialne spojrzenie uchodźcy.

Podczas trzygodzinnego spektaklu dzieje się bardzo dużo. Po pierwszym akcie widzowie mogą wyjść na przerwę lub pozostać na sali, ale aktorzy nie schodzą ze sceny. Wręcz przeciwnie - przewija się przez nią cały arsenał postaci, a wśród nich: karzeł z "Miasteczka Twin Peaks" Lyncha, "Drakula" Stokera czy Kapelusznik z "Alicji w krainie czarów" Burtona. Pozornie bezsensowne dialogi, które bazują na powtórzeniach, stanowią uzupełnienie przedstawienia. Zrozumienie "Wściekłości" ułatwia znajomość sytuacji społeczno-politycznej oraz obeznanie z kinem. Bogata symbolika, którą posługuje się Kleczewska, wymaga spokojnego przetrawienia. Reżyserka pławi się w symbolice, dlatego zgrabnej aktorce każe nałożyć wiele par rajstop, a krucyfiks wrzuca do wody. Jej spektakl dla niektórych może być obraźliwy, innych zniesmaczy i zbulwersuje. W ciągu jednego wieczoru rzeczywistość, którą znamy, nie tylko pęka, ale także - rozsypuje się w drobny mak. Pisanie recenzji "Wściekłości" jest prawdziwym wyzwaniem. Stanowi jedynie namiastkę tego, co czeka widza w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji