Artykuły

Potrzeba nam Wyspiańskiego, wystarczy otworzyć telewizor

Jest legendą polskiego teatru, reżyserem znanym z inscenizacyjnego rozmachu i artystycznej odwagi. W olsztyńskim Teatrze Jaracza przygotowuje inscenizację "Wyzwolenia" Stanisława Wyspiańskiego. Tylko z czego Polacy powinni się wyzwolić? Z Krzysztofem Jasińskim rozmawia Ewa Mazgal w Gazecie Olsztyńskiej.

Pamiętam "Exodus" - spektakl Teatru Stu z festiwalu we Wrocławiu. Była to druga połowa lat 70. XX wieku. Pan miał teatr o ugruntowanej pozycji, a wówczas teatr studencki, czego byłam obserwatorem, rozkwitł w sposób dzisiaj niewyobrażalny.

- Tyle że studencki to nie jest dobre słowo, bo dzisiaj go nikt nie zrozumie. Był to teatr alternatywny.

Międzynarodowy festiwal we Wrocławiu dawał nam uczestnikom ogromne poczucie wolności.

- Wolność była w tamtym miejscu i w tamtej chwili. To był jej substytut. Ale z drugiej strony młodość jest zawsze wolna, bo jest pełna energii, jest odporna nie niepowodzenia i optymistyczna. Studencki ruch kulturalny to były nie tylko teatry, ale też kluby i festiwale, gdzie się bardzo wiele działo i komunistyczna władza na to, co się działo przymykała oko. Środowisko studenckie było kuźnią nowych idei i artystycznych pomysłów, miejscem spotkania fantastycznych talentów.

Wydaliśmy, jako Fundacja STU, grubą książkę, która pokazuje wyjątkowość ruchu studenckiego. Zrzeszenie Studentów Polskich, które mu patronowało, było organizacją samorządową, wewnętrznie stosunkowo wolną. Fantastycznymi miejscami były kluby studenckie. Ja byłem nawet kierownikiem takiego klubu i kabaretu, co dało mi przygotowanie menedżerskie. I bardzo szybko założyłem teatr STU.

Mamy rozmawiać o "Wyzwoleniu" Stanisława Wyspiańskiego. Ale najpierw zapytam, czy pamięta pan wyzwolenie z 1945 roku? Urodził się pan w czasie wojny w Borzechowie na Lubelszczyźnie.

- W samym jej środku w 1943 roku. Pierwsze moje zapamiętane z wojny obrazki to nasz powrót do Poznańskiego z wygnania. A ojciec uciekł z Wołynia. Po drodze mieszkaliśmy w zrujnowanych dworach. W pamięci zostały mi obrazy pięknych ogrodów, sadów i parków. A potem zamieszkaliśmy w Śmiglu, gdzie ojciec został kierownikiem szkoły. I stamtąd pamiętam, jak Armia Czerwona wracała z Berlina. Ludność Śmigla witała żołnierzy i ja byłem wydelegowany, bo nikt nie chciał, do wręczenia kwiatów. I dokładnie pamiętam, jak oddziały przechodziły pod oknami. Żołnierze wyglądali jakby byli w białych mundurach. A one były tak sprane, że stały się prawie białe.

Zróbmy skok w czasie. Ma pan 23 lata, jest pan studentem szkoły aktorskiej w Krakowie i zakłada własny teatr. Przed chwilą mówił pan o tym, jakby to było bardzo proste. Ale wyszło wam nadzwyczajnie. Gdy ogląda się waszą książkę, patrzy się na piękne, barwne, bogate w artystyczne przygody i spotkania, życie.

- Wyszło, bo od razu byliśmy teatrem zawodowym, w który, najważniejszy byl program i jego realizatorzy. Stawialiśmy na wysoki - powiedziałbym nawet neoficki - profesjonalizm, prawie ortodoksyjny.

Trochę zakonny?

- Trochę tak.

Wzór mieliście we Wrocławiu.

- I obserwowaliśmy jego poczynania. Ja zresztą jeździłem do Jerzego Grotowskiego jeszcze do Opola, a potem z nim się przyjaźniłem.

Polska była wtedy potęgą teatru alternatywnego.

- Nasze zespoły jeździły za granicę, a do nas ciągnęły grupy i artyści teatru po nowe doświadczenia.

Przeskoczmy do roku 1989. Teatr STU cały czas działa, mimo zmiany systemu. - W międzyczasie zrobiliśmy światową karierę, chcieliśmy wrócić do Krakowa i zostać teatrem miejskim. To było marzenie. Jeżdżenia po świecie mieliśmy dosyć.

Radzi pan sobie we wszystkich systemach finansowo-politycznych?

- Kłopoty są zawsze.

To jak było z wolnością po 1989 roku? Wtedy pojawiły się pieniądze. Mówiło się, że teatr musi na siebie zarabiać, że koniec z pięknoduchostwem.

- Ale rok 89 w teatrze niewiele zmienił. Upadł poprzedni system i na przykład

gospodarka przeszła rewolucyjna zmianę. Najmniej zmieniła się służba zdrowia i kultura. Ona dalej jest zbolszewizowana.

To jak się pan uchował?

- Założyłem fundację i teatr sprywatyzowałem. Urząd Miasta i Urząd Marszałkowski dają nam fundusze na tzw. bieg jałowy. Ale kiedy chcę zapalić światło, muszę na to zarobić pieniądze.

Czy nie jest dzisiaj tak, że w sprawach teatru najwięcej do powiedzenia ma widz?

- Nadal za mało. Mówię z pozycji outsidera, który prowadzi teatr repertuarowy. Nie mamy kłopotów ze sprzedażą biletów. Mamy swoją widownię i to jest skarb.

Ale są to ludzie tacy jak ja? Czy są też młodzi?

- Gramy też dla dziadków, wnuków i prawnuków.

Pomówmy zatem o tych ostatnich. 11 marca zaprosi ich pan na rzecz bardzo trudną.

- Może nawet najtrudniejszą. Ale jest to arcydramat polski, tyle że uważany za skrajnie trudny.

Z jednej strony "Wyzwolenie" to historia romantyczna. Na scenę wychodzi Konrad, wygłasza różne monologi

o Polsce, spotyka się z maskami. Z drugiej strony jest to tekst mocno ironiczny. Pada tam zdanie, że teatr to pułapka na myszy.

- To akurat z Szekspira. I takich cytatów jest więcej. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że Konrad przychodzi z "Dziadów". To jest ta proweniencja romantyczna. "Wyzwolenie" jest częścią tryptyku misteriów - obok "Wesela" i "Akropolis". Mówi ono o wtajemniczeniu.

Jakim wtajemniczeniu?

- W istotę wolności. Konrad jest medium, dzięki któremu możemy to zrobić.

Jest to też dyskusja o tym, jaka Polska ma być.

- Bo Wyspiański mówi o wolności i zaraz stawia tezę, że nie jest ona możliwa bez indywidualnej wolności każdego z nas. I z tym już Polacy mają kłopot. Wyspiański mówił nam o tym już w "Weselu". Jego zdaniem jesteśmy zarażeni genem chocholim. Jest on żytnio-pszenny i niewolniczy.

Słyszymy piękne wersy o Panu Bogu, aniołach, dawnych królach....

- Bo są to instrumenty potrzebne do rozegrania tego misterium.

Ale z drugiej strony Wyspiański mówi o polskich obsesjach, złudzeniach, męczennictwie czy religianctwie.

- Fenomen "Wyzwolenia" polega na tym i dlatego je wystawiamy. Ten tekst jest paradoksalnie coraz bardziej aktualny. Jest nawet bardziej aktualny dziś i bardziej potrzebny niż kiedykolwiek wcześniej. I trzeba by się modlić, by tę aktualność stracił.

A co z wiarą, że pan Bóg zawsze nam pomoże i że nie musimy być odpowiedzialni za siebie?

- Wyspiański był człowiekiem głęboko wierzącym w to, że istnieją boskie hierarchie, które mają na nas wpływ. My musimy rozpoznać nasz los. Jeżeli nie zrozumiemy, po co żyjemy nigdy nie będziemy wolnymi ludźmi. Temu służą 22 maski.

A czym są one?

- To są runy albo Wielkie Arkana. Wyspiański był świeżo po lekturze dwóch ważnych książek: "Wielcy wtajemniczeni" Eduarda Schure oraz "Tarot Cyganów" Papusa. Wyspiański oparł się na schemacie wtajemniczenia Izydy.

Są to, rozumiem, pisma gnostyczne.

- To francuska teozofia. Nasz Konrad, adept pragnący wtajemniczenia, porusza się po trzech ścieżkach - nauki, religii i sztuki. Umrze i urodzi się na nowo. I publiczność Olsztyna...

...No właśnie. Co ta biedna publiczność z tej ezoteryki pojmie?

- "Wyzwolenie" jest dziełem wspaniałym teatralnie i to publiczność zobaczy. Od czasów "Wyzwolenia", które powstało w 1902, roku dzielą nas dwie wojny światowe, rewolucja rosyjska, Holocaust, rewolucja Solidarności i prawie 30 lat wolności, a my niewiele się nauczyliśmy.

Ale czego powinniśmy się nauczyć? A może musimy się czegoś pozbyć?

- Żeby na to odpowiedzieć, nie trzeba otwierać Wyspiańskiego. Wystarczy otworzyć telewizor. To, co w "Wyzwoleniu" jest pokazane jako nieszczęście, dzisiaj dzieje się w rzeczywistości. Przede wszystkim jest to rów tektoniczny między Polakami.

A czy to niej jest nasze złudzenie, że konieczna jest taka zgoda? Uważam, że najważniejsza jest taka przestrzeń polityczna, w której, mimo różnic, nie będziemy się zabijać.

- To proszę sięgnąć po wypowiedź jednej z Masek, która mówi o nienawiści, o tym, że należy się jej pozbyć. Ale wolałbym, żeby publiczność dokonała tej analizy po obejrzeniu spektaklu. W "Wyzwoleniu" ciekawa jest rozmowa między Hołyszem i Karmazynem. Kiedyś brzmiała historycznie, dzisiaj brzmi współcześnie.

No, tak, ale też czekamy, że teatr odkryje przed nami coś nowego, że coś nam podpowie.

- Teatr jest po to, by poruszać. Zastanowiłem się chwilę, zanim powiedziałem "po", bo mógłbym też powiedzieć "wzruszać". Czynnik emocjonalny jest podstawowy. Wchodzimy w konwencję i mamy do przeżycia cały katalog wzruszeń. Wyspiański w "Wyzwoleniu" używa też chwytów groteskowych, dzisiaj powiedzielibyśmy ironicznych oraz stosuje deformację. Na scenie pojawiają się ludzie, ale też maski. "Wyzwolenie" nie rozgrywa się w czasie rzeczywistym i w konkretnym miejscu jak "Wesele". Ono się dzieje w wirtualnym świecie, kiedyś nazywanym poetyckim.

Już widzę zasępione twarze licealistów.

- Zależy z jakiego liceum! Ale to prawda, że "Wyzwolenie" kiepsko znają nawet nauczyciele i poloniści. Jednak to wielkie dzieło i każdemu mądremu społeczeństwu powinno zależeć na kontynuacji, na tym, by przekazać pałeczkę następnym pokoleniom. Musimy pielęgnowany kanon literatury. To między innymi dzięki naszym wspaniałym poetom, takim jak Wyspiański, jesteśmy Europejczykami i obywatelami świata. Tyko że my za mało czytamy.

Dlaczego? Przecież już nikt, żaden Ruski, niczego nam nie zabrania.

- Ale mamy gen niewoli. I o tym jest "Wyzwolenie" - o zwalczaniu niewolnika w Polaku.

Raczej Polaka w Polaku.

- Polak w Polaku za bardzo cierpi. O tym w "Wyzwoleniu" mówi nam Konrad - byśmy budowali Polskę nie krzyża, ale zbawienia.

***

KRZYSZTOF JASIŃSKI

(rocznik 1943) reżyser i aktor, absolwent krakowskiej PWST. Zatożyl Teatr Stu, którym kieruje do dzisiaj. Na jego scenie wyreżyserował m.in. "Exodus", "Sennik polski", "Pacjentów", "Kartotekę", "Operetkę", "Bramy raju", "Ubu króla", "Wariata i zakonnicę", "Hamleta" i "Biesy". Reżyserował również opery. Był partnerem Maryli Rodowicz. Obecnie jego żoną jest Beata Rybotycka. W Teatrze Jaracza przygotowuje "Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego. Premiera 11 marca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji