Artykuły

Molier - tragiczny komik

- Nie toleruję nadmiaru i paroksyzmu na scenie. Teatru, który widzowi mówi wprost, co powinien rozumieć i czuć. Wolę teatr, który sugeruje, a nie narzuca, rozwija się w wyobraźni i emocjach odbiorcy - mówi Jacques Lassalle, reżyser sobotniej premiery "Tartuffe'a" Moliera w Teatrze Narodowym, w rozmowie z Januszem R. Kowalczykiem z Rzeczpospolitej.

Janusz R. Kowalczyk: Przed "Tartuffe'em" Moliera gościły w Teatrze Narodowym pana inscenizacje "Mizantropa" i "Don Juana" z Andrzejem Sewerynem w rolach głównych. Jaki będzie pana Molier w wykonaniu polskiego zespołu?

JACQUES LASSALLE: Tamte przedstawienia były z ducha francuskie, bo i występujący w nich Andrzej Seweryn stał się aktorem naprawdę francuskim. "Tartuffe" grany jest teraz przez polskich aktorów, w nowym tłumaczeniu Jerzego Radziwiłowicza, odtwórcy roli Orgona. Przez cztery miesiące dużo tej polskości wchłonąłem, przede wszystkim od aktorów. Zanurzyłem się w polskiej tradycji, estetyce, gustach. Szczególnie widoczne w waszym teatrze wydało mi się pragnienie aktualizacji, by możliwie bezpośrednio dotknąć rzeczywistości. Od dawna też chciałem pracować z polskimi aktorami. Fascynują mnie technicznym opanowaniem warsztatu. Zawdzięczają to nie tylko bogatej tradycji teatralnej, multidycyplinarnemu wykształceniu i różnorodnej praktyce, ale także więzi z historią kraju. Co daje im wyczucie tragizmu, ale i zmysł przeżycia oraz spryt potrzebny, by wygrać. To u polskich aktorów jest prawie zakodowane genetycznie: mają energię, moc, gwałtowność, czasem brutalność. Przy tym umieją pracować z wyobraźnią, fantazją. Dlatego robię z nimi to przedstawienie - francusko-polskie, jak myślę.

Jakie - oprócz autorstwa, kostiumów i dekoracji przypominających Paryż Ludwika XIV - będą francuskie akcenty widowiska?

Przywiozłem ze sobą poczucie niuansu. Nie toleruję nadmiaru i paroksyzmu na scenie. Teatru, który widzowi mówi wprost, co powinien rozumieć i czuć. Wolę teatr, który sugeruje, a nie narzuca, rozwija się w wyobraźni i emocjach odbiorcy. Dlatego tę zaproponowaną mi przez aktorów wspaniałą energię próbowałem uładzić. Molier, wielki pisarz, ale i człowiek teatru, nigdy nie odkrywa tajemnic do końca. W jego najambitniejszych komediach zawsze jest trochę czystej gry teatralnej, czyli farsy. Tworzył nieprawdopodobnie złożone dzieła. Molier, w którym upatruje się komika, jest również nostalgicznym tragikiem. Jako autor wprowadzał do komedii akcenty niczym z greckich tragedii. "Tartuffe" to ciemny, przerażający dramat. Ale kiedy dotykamy w nim zupełnej czerni, coś nagle przechyla go na drugą stronę. Na tym polega śmiech molierowski. Śmiech człowieka, który wszystko wie o życiu. Molier umarł, mając pięćdziesiąt trzy lata, całkowicie wyczerpany. Stoczył walkę o możliwość grania "Tartuffe'a", ryzykując nie tylko zdrowie, ale i życie. Pięć lat zakazu. Bez teatru umarłby o wiele wcześniej. Reżyserując Moliera, należypamiętać, że jest skandalizujący. I trzeba "Tartuffe'a" tak wystawiać, jakby miał być dziś wieczorem zakazany. Grać tę sztukę tak, jak aktorzy w czasach Moliera. Z energią, ale i świadomością, że w każdej chwili mogą nam przerwać albo zakazać.

Czyżby oczekiwał pan skandalu?

Nie. Nic nie robię w tym kierunku. Nienawidzę prowokacji. Nie jestem już w wieku, w którym chce się być oryginalnym. Ale może mam we krwi skandal, choć tego nie czuję. Jeżeli tak, to dlatego, że staram się szukać tego, co niewygodne. "Tartuffe" to jedyna sztuka, którą reżyseruję po raz trzeci. Zakażdym razem inaczej, starając się być wiernym dziełu. Mogą być różne kraje, zespoły, okoliczności, ale tego, co jest w tekście, nie powinno się nigdy zmieniać. Nie jestem jedynym sprawiedliwym. Nie przyjeżdżam, żeby powiedzieć: tak się gra Moliera. Za każdym razem, jak to mówi się w boksie, idę na kontakt. Naprawdę się boksujemy, ale myślę, że to jest takie starcie ludzi ufających sobie i rozumiejących przyjemność gry.

Jak w kostiumach i dekoracjach z epoki można przemawiać do współczesnego widza?

Mamy we Francji powiedzenie, że nie strój czyni mnicha. Na tym polega dialektyka realizmu. W języku Moliera zawarty jest jego czas i obyczaje. Jest zachowana zmysłowość detali. Odnajdując w języku tamtą epokę, możemy w sposób naturalny mówić o dniu dzisiejszym. Gdybym usiłował aktualizować wielką klasykę francuską, ubierając aktorów w dżinsy, dałbym dowód impotencji. Braku sił. Nadużycia swej władzy w stosunku do dzieła. Jak ktoś chce pokazać Tartuffe'a A. D. 2006 w Warszawie, to niech zleci napisanie nowej sztuki lub sam złapie za pióro. Zawsze mnie dziwi, kiedy słyszę, że klasyczny kostium to akademizm. Moje pokolenie hołduje jeszcze tradycji, ale przyznaję, że uczniowie, nawet studenci aktorstwa, nie rozumieją języka Moliera. Trzeba go tłumaczyć na współczesny francuski.

Czy nie jest to jedno z zadań Domu Moliera, jak nazywana jest Komedia Francuska, którą pan kierował?

W młodości odebrałem wykształcenie w Konserwatorium Paryskim. I byłem bardzo nieszczęśliwy. Miałem wrażenie, że jako aktorukierunkowany na występy w Komedii Francuskiej przegrywam swoje życie. Przez dwadzieścia lat byłem przeciw niej. Kwestionowałem miejsce, repertuar, praktykę, publiczność, wszystko. Aż kiedyś zostałem mianowany dyrektorem Domu Moliera, przeciwko któremu buntowałem się przez całe swoje teatralne życie. Nagle odkryłem, że to jest mój dom. Tak jak dom rodzinny. Kiedyś się dorasta i wychodzi zeń, sądząc, że na zawsze. Ale któregoś dnia się wraca. Nic się nie zapomniało ze swoich buntów, ale odkrywa się, że wciąż jednak należy się do tego miejsca. I tak kierowałem Komedią. W pełnym buncie, który trwał, ale i w odkrywanym współuczestnictwie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji