Artykuły

Czekając na Godota

Już w niedzielę kolejna premiera. Na tarnowskiej małej scenie bę­dziemy mogli oglądać "Czekając na Godota" Samuela Becketta w reżyse­rii Stanisława Świdra, scenografii Kry­styny Kuziemskiej. Wystąpią: Marek Kępiński, Zbigniew Kłopocki, Jan Mancewicz, Paweł Okraska, Dawid Żłobiński.

Tym razem nie spotkałem się z reżyserem. Nie, żebym się go bał, czy coś tam takiego. Obło­żyłem się tylko paroma mądrymi książkami - J. L.Styan "Dramat współczesny", Edward Csato "Polski teatr współczesny", Samuel Beckett "Dra­maty" (przekład i opracowanie Antoni Libera). Poszperałem też w swoich własnych, domowych notatkach, głowie. Wreszcie pomyślałem. I za­cząłem pisać.

Początek

Samuel Beckett pisał "Czekając na Godota", jak zresztą sam zanotował, w okresie od 9 paź­dziernika 1948 do 29 stycznia 1949 roku Pierwsza wersja dramatu została napisana w języku francuskim, ale na jej publikację we Francji Beckett musiał czekać aż do1952 roku. Wersja angielska ukazała się w Sta­nach Zjednoczonych jeszcze później, bo w 1954 roku.

Podobnie było z pierwszym wystawie­niem dramatu. Po obejrzeniu w 1949 roku "Sonaty widm" A. Strindberga w reżyserii Rogera Blina, Beckett przesłał mu manu­skrypt swoich dwóch, nie opublikowanych dramatów z 1948 roku: "Eleutherię" i "Cze­kając na Godota" właśnie. Wywarły one duże wrażenie na Blinie, ale upłynęły trzy lata, zanim znalazły się pieniądze na wy­stawienie jednego z nich. Kiedy przyszło wybierać, Blin zdecydował się na "Godo­ta", gdyż występowało w nim tylko 5 posta­ci. Był więc tańszy w inscenizacji.

Prapremiera odbyła się wreszcie 5 stycz­nia 1953 roku, w nie istniejącym już dziś Theatre de Babylone przy Boulevard Ra-spail w Paryżu, w reżyserii wspomnianego wcześniej Rogera Blina. Krytycy oczywiście zbyli to przedstawienie. Dopiero kilku uzna­nych francuskich pisarzy (m.in. Jean Ano­uilh) zwróciło uwagę na spektakl, nazywa­jąc go "doskonałym utworem", "dramatem, na jaki nasz wiek dawno czekał". Zresztą liczby mówią też same za siebie. W ciągu pięciu lat gry w malutkiej salce Theatre de Babylone, prze­robionej ze sklepu, spektakl obejrzało ponad milion osób.

Środek

Dwóch włóczęgów, przypominających cyrko­wych klownów - Estragon (Gogo) i Vladimir (Didi) - czekają na bliżej nieokreślonego partnera, zatrzymani w nieokreślonej, absurdalnej przestrzeni, usiłują wciąż odnaleźć sens swojego życia - bytowania - egzystencji. Wegetacji? Do potkania jednak nie dochodzi. Godot nie przybywa. Przesyła tylko wiadomość o kolejnym - jutrzejszym terminie ewentualnej rozmowy. Po drodze spotykają jeszcze Pozzo i Luckiego.

Gogo i Didi chcą powiesić się na drzewie, ale kończy się to żałosną błazenadą. Czekają. Ciągle. Na kogo? Nie wiedzą. Ruch do przodu i postęp polega tutaj jedynie na stopniowym wyzbywaniu się nadziei i złudzeń. Dwukrotne powtórzenie zdarzenia powoduje zatrzymanie i permanentny powrót do punktu wyjścia. Czas i miejsce staja się pozorem. Nieistnieniem. Ab­surdem.

Powtarzalność zdań, sekwencji, czynności. "To co, idziemy?" - "Chodźmy". Tym dialogiem kończą się oba akty dramatu. Wcześniej, jak złowrogi refren, Gogo i Didi przerzucają sobie z ust do ust frazę "Nic się nie da zrobić". I wresz­cie dialog: "Co robimy?, Dlaczego?" - "Czeka­my na Godota" - "A racja". Może najważniej­szy, określający całą sytuację. Bez-sensu. Jak­by w tym czekaniu, ciągłym, permanentnym, miała się wreszcie znaleźć odpowiedź.

Cytat: "Na ziemi, pomiędzy kamieniem i drze­wem, dwie postaci czekają na Godota. Każdego dnia wszystko odbywa się tak samo, a jedno­cześnie jest nieco inne" (Antoni Libera). Struk­turalnie w dramacie występuje po prostu (pew­nie nie tak po prostu, ale to już osobny temat) odwrócenie ról, symetryczne odbicie, zamiana. Jednocześnie nasi bohaterowie są trochę inni. Vladimir wciąż wierzy. Coraz słabiej, ale jednak. I na dodatek co nieco pamięta. Estragon zaś nic nie pamięta. Nie podziela też nadziei. Różni? Oddzielni? Ale nie mogą się rozstać. Nie potra­fią. Nie umieją. Tekst: " Trudno z tobą żyć" - "Więc najlepiej się rozstać" - "Wciąż to powtarzasz. I ciągle przyłazisz".

Samotność. Nieprzezwyciężalna. Ciągła tę­sknota za kimś. Za nikim konkretnym. Po prostu za kimś. Żeby był. Obok. Mówił. Obok. Nic więcej. Dlaczego?" - "Czekamy na Godota" - "A, racja".

Kim jest wobec tego Godot? Jak pisze Antoni Libera, Beckett usłyszał to imię, stojąc gdzieś wśród kibiców kolarskiego wyścigu Tour de Fran­ce. Już po zakończeniu wyścigu oni wszyscy wciąż czekali na jakiegoś najstarszego zawod­nika o dziwnie brzmiącym nazwisku Godot. Po­dobno też Beckett usłyszał to imię - nazwisko od jakiejś prostytutki, kiedy odmówił jej składa­nych przez nią propozycji - "Na co się oszczę­dzasz? Na Godota czekasz?". Kolarz? Alfons? Nieznajomy? Wreszcie Bóg (God-ot)? Sam Beckett mówił o nim tak: - Gdybym wiedział, kim jest, powiedziałbym to w sztuce. Gdyby Godot był Bogiem, to bym go tak nazwał.

Cytat: "Dwaj włóczędzy kłócą się, jedzą, pró­bują spać, a nawet popełnić samobójstwo. Ich działania pokazał Beckett w stylu farsy, więc brak godności, typowy dla ich wygłupów, sam w so­bie tworzy absurdalny obraz życia. Nic więc dziw­nego, że w amerykańskiej premierze 'Godota' rolę Estragona zagrał zawodowy komik, Bert Lahr" (J.L.Styan).

Z polskich wystawień dramatu Becketta jed­nym z najlepszych była inscenizacja Jerzego Kreczmara w Teatrze Współczesnym w War­szawie z 1967 roku. Kreczmar w tym "cyrku filozoficznym""(...)spod pozornej monotonii i przypadkowości gagów, wyłuskał pełną we­wnętrznego napięcia akcję" (Edward Csato). Estragona zagrał Tadeusz Fijewski. W tej po­staci pokazał "syntezę człowieka, który nie umiejąc rozumowo zdać sobie sprawy ze swojej sytuacji, w pełni wyczuwa ją instynktem i przez to cieleśnie i psychologicznie zmienia się w żałośnie śmieszną mieszaninę rozpaczy i nadziei" (Edward Csato).

Koniec?

A jak będzie w Tarnowie? Kim stanie się Go­dot? Rzeczywistością, realnością, imaginacją, marzeniem, wymysłem, wizją, fantazją? Bogiem, człowiekiem, diabłem, aniołem? Mężczyzną, kobietą?

Kim będą Didi i Gogo? Przyjaciółmi, którzy nie umieją-nie potrafią-nie mogą się rozstać? Włó­częgami, bezdomnymi spod mostu, z dworca, z parku? Ludźmi?

O jakim świecie chce nam opowiedzieć Stani­sław Świder? Nie-realnym, absurdalnym, nie-ist-niejącym? Czy przeciwnie - prawdziwym, na­szym, współczesnym?

Czekamy. Na co? Na Godota. "A racja".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji