Artykuły

Zygmunt Konieczny: Wesoły autor poważnej muzyki, czyli twórca nowej ery w kabarecie

W jednej z ankiet zapytany: "Na co liczysz?", odpowiedział: "Na szczęście". Zatem życzmy szczęścia Zygmuntowi Koniecznemu, który, w co trudno uwierzyć, w zeszłym miesiącu skończył 80 lat.

Zygmunt Konieczny, gdy w zeszłym miesiącu stuknęły mu okrągłe urodziny, najbardziej cieszył się z życzeń osoby gratulującej skończenia lat... osiemnastu. Bo słynny i wybitny kompozytor o wieku mówić nie lubi. Ani myśleć o upływie czasu.

Gdy w rozmowie sprzed lat wspomniałem, że skończył 65 lat, zareagował zdziwieniem: "To już tyle?". Wyglądem i wtedy i dziś przeczy "peselowi". Sprzyjała temu codzienna ranna gimnastyka, kąpiel na przemian gorąca i zimna; spanie nawet zimą przy otwartym oknie. Bo kompozytor generalnie woli chłodne klimaty. Dla niego już na północy Grecji jest za gorąco, zatem milej wspomina wakacje w Islandii czy na Grenlandii, o czym mówił mi 15 lat temu. I to się nie zmieniło. Podobnie jak fakt, że w formie jest wciąż wybornej, ducha młodzieńczego nie traci, nie opuszcza go też jego śmiech, "Chichotem mefistofelicznym" przez Annę Szałapak określony.

Muzyka i Wyspiański

Niezmienne też tworzy Konieczny muzykę. - Bez tego nie wyobrażam sobie życia, czułbym się jak bez ręki... - mówił mi w dniu urodzin. - Jak się uprawia taki zawód, nie sposób go porzucić.

Obecnie pisze muzykę do filmów dokumentalnych, dla teatru Gardzienice, a także koncert fortepianowy, który zostanie wykonany w Warszawie w czasie koncertu muzyki tego twórcy; w części pierwszej będzie oczywiście Wyspiański.

- U niego muzyka jest w treści, w emocji, w obrazie, jaki proponuje. Już kiedyś półżartem powiedziałem, że autor "Wyzwolenia" chwilami jest bardziej muzyczny i plastyczny, niż literacki. Na pewno jest ogromnie inspirujący. Jego prosta wersyfikacja, jego krótkie frazy, jakby wywodzące się z folkloru, bardzo mi odpowiadają - wyjaśniał mi niegdyś kompozytor. Swe wielokrotne spotkania z dramatami Wyspiańskiego zwieńczyło przed laty oratorium "Serce moje gram".

Spotkanie z Demarczyk

Ale oczywiście najszerszą popularność przyniosły Zygmuntowi Koniecznemu piosenki, zwłaszcza te, który ofiarował Ewie Demarczyk. To ona stała się w Piwnicy najważniejsza, do niej trafiły piosenki, wcześniej śpiewane przez Barbarę Nawratowicz, Olę Kurczab. Mieczysława Święcickiego. Były pretensje, nerwowe reakcje, żale i obrazy. Były i inne kłopoty; "Grande valse brillante" to był wiersz Tuwima męski, zatem dla Ewy Demarczyk został zmieniony na "Czy pamiętasz, jak ze mną tańczyłeś walca", co skończyło się skargą wdowy po poecie i naganą dla Koniecznego od Zaiksu.

Nagrane na płycie z roku 1967 (to już półwiecze!) 11 kompozycji do polskiej poezji współtworzy kanon polskiej piosenki literackiej. Od "Karuzeli z madonnami", poprzez "Tomaszów", "Grande valse brillante", "Jaki śmieszny", "Wiersze wojenne" Baczyńskiego, po "Czarne anioły", "Groszki i róże"; właściwie program całej płyty trzeba by przepisać. To tymi piosenkami zachwyciła Demarczyk publiczność i jury festiwalu w Opolu, a w Sopocie także słynnego Bruno Coquatrixa, który zaprosił ją do paryskiej Olimpii, a było to wówczas w Europie miejsce najważniejsze.

- Do dziś mam w oczach ten pobyt w Paryżu - opowiadał mi kompozytor. - To był pierwszy mój wyjazd za granicę, nawet w Czechosłowacji wcześniej nie byłem, a tu od razu Paryż! Światła, kabarety, przepych wystaw -to był szok, rozdziawialiśmy usta z wrażenia. Zwłaszcza, że Coquatrix podejmował nas za pierwszym razem po królewsku...

A dodać trzeba i tyle innych piosenek; dla samej Piwnicy stworzył ich Konieczny ponad sto, w tym piwniczne hymny "Ta nasza młodość", "Przychodzimy, odchodzimy", także "Jęczmienny łan" oraz "Przejdą wiosny i lata" wykonywane do dziś przez Mieczysława Święcickiego. To on w roku 1959 wprowadził kompozytora, studenta pierwszego roku, do kabaretu. "A z nadejściem tego chłopca, chichoczącego charakterystycznym, zawstydzonym uśmieszkiem skierowanym jak gdyby do środka, urodziła się nowa jakość Piwnicy (...) A dzieje Piwnicy dzielić się będzie odtąd na dwie ery: przed przyjściem Zygmunta i po przyjściu Zygmunta" - wspominała Joanna Olczak-Ronikier. A później piosenki rozsławione przez Annę Szałapak: "Anna Csillag", "Grajmy Panu", "Białe zeszyty"; znów jakże długa to lista...

Sztukmistrz z teatru

Ostatnie dwie piosenki stworzył Konieczny do tekstów Agnieszki Osieckiej, do wystawionego we Wrocławiu spektaklu "Sztukmistrz z Lublina", bo teatr szybko stał się drugim artystycznym światem tego twórcy.

Zaczynał w Teatrze Wybrzeże, w spektaklach w reżyserii Jerzego Golińskiego, kolegi z kamienicy przy Rynku Dębnickim 8. Ważne było spotkanie w 1963 r. w Teatrze Rapsodycznym z Mieczysławem Kotlarczykiem. "Tam nauczyłem się, że muzyka jest przedłużeniem interpretacji słowa" - powiedział w książce, przepytywany przez Leszka Polonego i Witolda Turdzę.

W tym teatrze poznał żonę Elżbietę. - Ich miłość ciągle trwa w natężeniu właściwym miłości młodzieńczej - mówił przed dekadą, przyjaciel kompozytora, Wiktor Herzig, wtedy aktor tego teatru.

Szybko był też Stary Teatr, w którym w latach 70. stworzył Konieczny muzykę do trzech spektakli, które weszły do historii polskiego teatru; to "Dziady" i "Wyzwolenie" w reżyserii Konrada Swinarskiego oraz "Noc listopadowa", zrealizowana przez Andrzeja Wajdę.

"Jego wyobraźnia wykracza daleko poza to, co nazywamy wyobraźnią muzyczną. To jest w istocie wyobraźnia teatralna. Stopień kondensacji myśli i muzyki pozwolił mu zostać kompozytorem, o jakim teatr może tylko marzyć" - komplementował kompozytora Swinarski.

Ucieczki do kina

W roku 1990 objawił się nam, i to fortissimo, Konieczny filmowy. Złote Lwy w Gdańsku za muzykę do "Ucieczki z kina Wolność" Wojciecha Marczewskiego, "Lawy" Tadeusza Konwickiego i "Pogrzebu kartofla" Jana Jakuba Kolskiego ugruntowały jego związki z kinem. Z Kolskim krakowski kompozytor spotka się i przy filmach: " Jańcio Wodnik", "Historia kina w Popielawach", "Grający z talerza", "Pornografia" (znów Złote Lwy oraz nagroda na XXX Flanders International Film Festival w Gandawie), "Jasminum". Konieczny "ma świetny słuch na ludzkie słowa. Czuje, jak mało kto. Rozumie. Nie pcha się z muzyką przed film" - oceniał reżyser.

W sumie stworzył muzykę do ponad 50 spektakli teatralnych, ok. 30 filmów fabularnych, tyluż dokumentalnych. Zarazem zawsze skromnie podkreśla, że to nie jest muzyka samodzielna.

Rok i kolumna Zygmunta

Minęły dekady, a kompozytor wciąż nie zrywa kontaktów z Piwnicą. W roku 2003 ogłosiła ona Rok Zygmunta Koniecznego; wtedy to na krakowskim Rynku w czasie 39. Studenckiego Festiwalu Piosenki stanął nawet jego pomnik, zaprojektowany przez Marka Grabowskiego, zwany kolumną Zygmunta, później przeniesiony do wiejskiej posiadłości państwa Herzigów.

Ostatnio, z okazji 60-lecia kabaretu do swych dawnych nut hymnu "Przychodzimy, odchodzimy", dopisał twórca nowe.

Oczywiście inna to już intensywność kontaktów z Piwnicą, inny ich charakter... To już nie to, co niegdysiejsze posiady, podczas których rozmowy o sztuce i życiu splatały się z handlowaniem plotkami (co było specjalnością kompozytora), a wszystko podlewane wódeczką.

A piło się wtedy... Także spirytus z tabasco. Marek Jackowski, który zanim stworzył Maanam, był muzykiem kabaretu, opowiadał mi, jak to przyniósł tę mieszankę do Piwnicy, by sprawdzić, jak się przyjmie. - I do dziś dźwięczą mi w uszach słowa Zygmunta Koniecznego, który zupełnie nie zwrócił uwagi na spirytus, a jedynie skomentował "odrobinę chyba za dużo tabasco" -wspominał.

Kim byłby Zygmunt Konieczny, gdyby nie Piwnica?

- Zapewne robiłbym coś innego, pewnie szkołę bym skończył i może byłbym tzw. poważnym kompozytorem. Ale nie bardzo wiem, czy bym się w tym odnalazł i czy byłbym szczęśliwy. Chyba jednak charakter skłaniał mnie ku rozrywce. Ten dualizm, to estetyczne rozdarcie, tkwią we mnie do dziś; słucham muzyki poważnej, często współczesnej, lubię ją, a z drugiej strony piszę coś innego... To daje mi dystans do muzyki, którą tworzę... Tak było zawsze; myśląc o muzyce poważnej komponowałem piosenki i to czyniło mnie kimś odrębnym na tle estetyki panującej w muzyce rozrywkowej lat 60. - mówił mi kompozytor.

Kompozytor to, dodajmy, uwielbiany przez ludzi, którzy mają radość z nim współpracować i wyśpiewywać jego niełatwe przecież utwory. Ostatnio dołączyła do tego grona Agata Zubel. Konieczny ma opinię bardzo wymagającego dla siebie i innych, a w sprawach artystycznych bezkompromisowego.

Na co dzień objawiający duże poczucie humoru, w twórczości - a wypracował własny, niepowtarzalny i rozpoznawalny język muzyczny - ujawniał je rzadko, choć zdarzały mu się jakieś parodie, pastisze, jak i śmieszne piosenki, typu "Taka głupia to ja już nie jestem" dla Krystyny Zachwatowicz, czy "Słoń", dla duetu Anny Szałapak i Zbigniewa Preisnera.

W jednej z ankiet prasowych kompozytor pytany: "Na co liczysz", odpowiedział: "Na szczęście". Życzymy mu tego szczerze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji