Artykuły

Szabasowa dziewczyna, czyli ja Cię kocham, a Ty się nie chcesz żenić...

"Szabasowa dziewczyna" Daniela Simona w reż. Marcina Sławińskiego z Teatru Żydowskiego w Warszawie, gościnnie w gmachu Klubu Dowództwa Garnizonu Warszawa. Pisze Włodzimierz Neubart na blogu Chochlik Kulturalny.

Niecały miesiąc temu siedziałem na widowni Klubu Garnizonowego podczas premiery "Szabasowej dziewczyny" i zaśmiewałem się do łez. Teatr Żydowski tym przedstawieniem otworzył się na nową publiczność, udowodnił, że pielęgnowanie kultury żydowskiej to nie tylko wspominanie smutnych kart historii narodu żydowskiego. Znaleźć dziś dobry tekst komediowy wcale nie jest tak łatwo, a jeszcze taki, który osadzony będzie w kulturze żydowskiej, to już wyjątkowo trudna sztuka. Tymczasem - udało się. Trafiono na dobry tekst, a potem dokonano najlepszego wyboru w zakresie reżyserii i obsady przedstawienia. Zagrał każdy element układanki. Powstał spektakl, który przełamuje konwencję Teatru Żydowskiego, nadaje mu nowego kolorytu. Komedia - i to nie tylko udana, taka, że po każdej scenie publiczność bije brawo, ale przede wszystkim inteligentna, niebanalna, znakomita tekstowo i jeszcze lepiej zagrana!

Na coś takiego w Teatrze Żydowskim wielu widzów czekało chyba od dawna. Żeby nie było znowu o wojnie, o Zagładzie, tak dojmująco smutno. No i wreszcie - stało się. Mamy komedię, "Szabasową dziewczynę". Jedną z lepszych, jakie widziałem. Opartą na niesamowitym tempie, naprawdę zabawną, a przy tym wprowadzającą mimo wszystko sporo żydowskiej kultury. Słowem - hit!

Ja Cię kocham, a Ty się nie chcesz żenić...

Rzecz dzieje się w Ameryce. Ron, Żyd po pięćdziesiątce, mieszka z Krystyną, dwudziestosześciolatką polskiego pochodzenia. Niby wszystko jest dobrze, kochają się, seks też nie stanowi problemu. Tylko zaraz... dlaczego Krystyna w każdy piątek musi się wyprowadzać z domu? No tak, Ron jest po dwóch rozwodach. Na weekendy przyjeżdżają jego dzieci. Krystynie nie brakuje jednak determinacji, chciałaby zostać żoną numer trzy. Mężczyzna ma opory, dlatego wykorzystuje najprostsze rozwiązanie - tłumaczy, że jego ortodoksyjnie wyznająca zasady judaizmu matka nigdy nie zgodzi się na jego ślub z sziksą (czyli: nie-Żydówką).

Cóż to jednak za przeszkoda dla zakochanej kobiety? Fraszka! Konwersja na judaizm wisi w powietrzu. Sprawa okazuje się jednak nie tak prosta, bo najpierw bardzo ciężko będzie w ogóle Krystynie zrozumieć, że mezuzy (zwój pergaminu zawierający dwa fragmenty Tory, który umieszcza się w pojemniku po prawej stronie drzwi) nie da się kupić w sklepie rybnym (i inne takie), później zaś role się odwrócą i dziewczyna stanie się bardziej ortodoksyjna od swojego ukochanego. Wyniknie z tego sporo problemów. W powietrzu wisi też tradycyjna mykwa, którą trzeba będzie wyjątkowo odbyć nago w oceanie. Zrobi się zbiegowisko, ktoś ulegnie wypadkowi, a jakby tego było mało, pojawi się jeszcze Pani Goldman i trzech rabinów, od których zależeć będzie, czy Krystyna stanie się Chaną. No i co z tym ślubem? Czy się uda? Koniecznie wybierzcie się do Teatru Żydowskiego sprawdzić!

Komedia po żydowsku!

Tego już dawno w teatrze nie było: przeurocza komedia romantyczna po żydowsku! I jeszcze udana! Mogło się nie udać. Tymczasem okazało się, że właśnie tego oczekiwali widzowie Teatru Żydowskiego. Szczypta nowości, aktorzy, którzy muszą sprawdzić się w innej stylistyce, podkręcone tempo. Wieść o tym, że oto w Żydowskim dzieje się raz jeszcze coś fantastycznego - obiegła Warszawę lotem błyskawicy. Bilety na "Szabasową dziewczynę" zniknęły natychmiast. Dość powiedzieć, że sam nie wiem, kiedy znowu uda mi się ten spektakl zobaczyć (lutowe i marcowe spektakle wyprzedane!). Coś czuję, że tym przedstawieniem prowadzony przez Gołdę Tencer teatr nie tylko przyciąga tłumy wiernych widzów, ale też szturmem zdobywa nowych.

Garść informacji technicznych

Kiedy zobaczyłem scenę, od razu w głowie zaświtała mi myśl: Teatr Komedia. Scenografia jest łudząco podobna do tego, co czasem widzimy w tym teatrze, może tylko brakuje jej nieco rozmachu. Pewnie wolałbym, żeby wszystkie książki były książkami, nie jestem też fanem mebli z popularnej szwedzkiej sieci sklepów na scenie, ale - nie będę szukał dziury w całym. Przedstawienie jest tak zagrane, że mogłoby w ogóle nie być żadnej scenografii, a efekt wciąż byłby porywający. Chociaż więc scenografia Wojciecha Stefaniaka podoba mi się zaledwie częściowo - nie marudzę. O wiele lepsza sytuacja jest z kostiumami - poza drobiazgami (krój czerwonej sukni pani Goldman) - nie mam się do czego przyczepić.

To, co najważniejsze - zrezygnowano z mikroportów! Wreszcie! I jaki efekt? Żadnych problemów, żadnych sprzężeń. Głosy aktorów niosą się po całej sali, aż miło słuchać! Radzę pójść tą drogą i w innych przedstawieniach! Świetne rozwiązania inscenizacyjne. Kiedy na ekranie pojawiają się w scenie na plaży Gołda Tencer i Jerzy Walczak, są po prostu wspaniali. Bawią się konwencją, jak rzadko.

Zatwardziały przeciwnik małżeństwa i szabasowa dziewczyna

Gdyby tak dobry tekst został źle zagrany, rozleciałoby się wszystko. Ale tu jest świetnie! Ron - gościnnie występujący w Teatrze Żydowskim Marek Ślosarski - to król przedstawienia. Jest męski, ma dobry głos, a zarazem naturalne zdolności komediowe. Razem z Krystyną (Sylwią Najah) tworzy znakomity duet. Widz czuje, że między nimi iskrzy, przysłowiowa chemia jest wręcz wyczuwalna. Aktorzy reagują na siebie intuicyjnie, z przyjemnością się ich ogląda. Najah dostała tutaj wreszcie główną rolę i swoją szansę wykorzystała. To cieszy!

Marek Ślosarski wnosi do przedstawienia w reżyserii Marcina Sławińskiego autentyczność mężczyzny, który będzie wił się jak piskorz i wymyślał najdziwniejsze historie, byle tylko uciec "sprzed ołtarza". Jego Ron jest bardziej doświadczony od swojej młodej partnerki, ceni sobie swobodę życiową i właśnie dlatego, że w obecnym układzie jest mu dobrze, wolałby niczego nie zmieniać. Nie docenia jednak determinacji dziewczyny. Ślosarski będzie musiał przez dwie godziny pokazać sporo odcieni swego bohatera - i zrobi to z pasją.

Sylwia Najah rozsadza scenę swoim temperamentem, jako pełna dziewczęcej werwy Krystyna, świadoma żydowskiej tradycji w podobnym stopniu, co ja reguł chińskiej pisowni, każdym słowem wywołuje życzliwe uśmiechy zachwyconych widzów. Niby się wszyscy śmiejemy, ale w skrytości ducha wszyscy kibicujemy, żeby udało jej się zrealizować marzenie! Aktorka zbudowała postać kompletną, odnalazła się w komediowej konwencji fantastycznie, bardzo mądrze wykorzystuje zawsze środki "z drugiego bieguna" niż jej sceniczni partnerzy. Tylko chwalić! Ważna sprawa - kiedy aktorka masakruje język, "ucząc się" śpiewać modlitwę, siedzący na widowni eksperci płaczą rzewnymi łzami ze śmiechu. Nawet mnie cierpła skóra, choć żaden ze mnie ekspert. Cudnie zagrane! Udawać, że się nie potrafi, gdy się właśnie potrafi - to największa sztuka!

Wszyscy trzymają poziom

To zawsze największa przyjemność móc napisać, że wszyscy aktorzy dali radę. Zdarza się to wyjątkowo rzadko, ale przy "Szabasowej dziewczynie" - akurat tak! Kiedy Ernestyna Winnicka pojawia się jako Pani Goldman w lokowanej blond peruce i pogrubiającej czerwonej sukience (ten kostium trochę bym przerobił), prawie popłakałem się ze śmiechu. Aktorka wygląda i mówi zupełnie jak Wendie Malick (niezapomniana Victoria Chase w "Rozpalić Cleveland"). Ta kobieta potrafi bawić się rolą - tyle powiem!

Wszyscy rabini (Henryk Rajfer, Maciej Winkler i Wojciech Wiliński) są świetni, jednak moje serce skradł Wojciech Wiliński. W ich postawach jest sporo ironicznej prawdy o kulturze żydowskiej, ale też słynny żydowski humor. Brawo. Piotr Chomik był przezabawny jako Goniec, zwłaszcza gdy docierały do niego po dłuższej chwili prośby Rona, zaś Dawid Szurmiej dał się polubić, gdy zmagał się z trudną sztuką nauczenia Krystyny, że naczynia, które służyły do jedzenia mięsa nie mogą być użyte przy nabiale.

I tylko miejsc już brak!

Każdy element teatralnej układanki składa się na sukces tego przedstawienia. Bezbłędni aktorzy, dynamiczne tempo, śmieszne sytuacje i wypowiedzi bohaterów, niespodziewane filmiki. Niczego nie jest za dużo ani za mało, nic nie jest przeszarżowane ani niesmaczne. Po prostu dobrze zrobiona komedia, tyle że - czego nikt się nie spodziewał - w żydowskim klimacie.

To znamienne, że najważniejsi krytycy spektaklu, czyli widzowie, wystawiają mu notę marzeń. Chciałem raz jeszcze wybrać się w lutym na "Szabasową dziewczynę" - nie da rady - wszystkie miejsca wyprzedane. Następny miesiąc - podobnie! Oto najlepszy dowód tego, że spektakl "chwycił"! Żadne słowa nie przebiją faktu, że sprzedają się nawet skrajne miejsca w ostatnich rzędach.

Dlaczego tak się dzieje? Poszła w świat wieść, że "Szabasowa dziewczyna" to kawał solidnej teatralnej roboty. Spektakl świetny tekstowo i inscenizacyjnie. Człowiek wychodzi z teatru szczęśliwy, zapomniawszy o troskach. Ma w pamięci tylko fantastyczny spektakl. Coś mi mówi, że takich, którzy będą do Teatru Żydowskiego wracać, znajdzie się wielu!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji