Artykuły

Najmodniejsza w tym sezonie

Wydaje się, że kawiorowa prawica nie zdaje sobie sprawy z otaczających realiów w co najmniej równym stopniu, co wyklinany przez nią "salon". No bo prawicowi koledzy chyba przecież nie udają, nie kłamią, nie strugają idiotów? - pisze Witold Mrozek w felietonie.

Najmodniejszy w tym sezonie kostium sceniczny to czarna suknia z 33 guzikami i śnieżnobiałym paseczkiem pod szyją. Jej zdjęcia, powielone w milionach egzemplarzy na łamach prasy prawicowej i nie tylko, czynią Sandrę Dekanić - kostiumografkę "Klątwy" Olivera Frljića - teatralną projektantką roku. Wraz z anonimowymi szesnastowiecznymi wynalazcami współczesnej sutanny, oczywiście. Ale nie tylko Frljić sięga po duchowną sukienkę. Rewerenda ostatnio coraz częściej gości na polskich scenach.

Dlaczego tak się dzieje? Z odpowiedzią spieszy nam pierwsze pióro prawicowej eseistyki kulturalnej. "Publiczność, która przychodzi do teatru, jest już bowiem wychowana, wytresowana w tym kierunku, by na widok księdza wybuchać śmiechem" - mówi Andrzej Horubała w rozmowie z wiceminister Wandą Zwinogrodzką w ostatnim "Do Rzeczy". Wiadomo, śmiech to zdrowie, śmiech sprzedaje bilety, zaś każda z dwunastu stron bloku tekstów "Do Rzeczy" o Starym Teatrze i Janie Klacie dostarczyłaby tematu na osobny felieton, też do śmiechu. A że umowę z e-teatrem mam akurat na dwanaście miesięcy, to wyobraźcie sobie, jak silna jest pokusa!

Wróćmy jednak do karczemnego rechotu teatralnych widzów na widok postaci kapłanów św. Kościoła rzymskiego. Pozostaje pytanie, bracia i siostry, kto tę publiczność tak "wychował"? Lekcje religii w publicznej szkole? Ksiądz Andrzej Luter na łamach e-teatru? A może wyrastający w tymże "Do Rzeczy" na nowego nomen omen czarnego luda profesor Grzegorz Niziołek? W tekście Teresy Morawiec jego "Didaskalia" tworzą wraz z "Krytyką Polityczną" i "Gazetą Wyborczą" trójkąt bermudzki teatralnego bolszewizmu, nihilizmu i dżihadyzmu. Jakiś szatan zawsze jest potrzebny, a Maciej Nowak został już chyba skutecznie wyegzorcyzmowany - skoro pozwolono mu zabrać głos na łamach "Do Rzeczy".

Sutanna pojawia się również w dramaturgicznym debiucie Niziołka - "Bóg w dom" Katarzyny Szyngiery i Mirosława Wlekłego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Podczas pierwszej sceny, sceny mszy, aktorzy wyśpiewują teksty z internetu - hejterskie i obrzydliwe, z groźbami gwałtu i pomysłami na ponowne otwarcie Auschwitz dla muzułmanów - na znane sporej części polskiej populacji od dzieciństwa melodie litanii, psalmów czy antyfon. Zabieg prosty, acz dojmujący i skuteczny. Podobnie zresztą, jak zacytowanie in extenso ksenofobicznego kazania z jednej z bydgoskich parafii, czy przeniesienie na ambonę sejmowej mowy Jarosława Kaczyńskiego o pasożytach i chorobach, przenoszonych do Europy przez uciekających od wojny. Tak, wiadomo, że nie cały Kościół zachowuje się w kwestii kryzysu migracyjnego i straszenia widmowymi muzułmanami haniebnie i że są chlubne wyjątki. Ale po pierwsze, to właśnie wyjątki, a po drugie - sojusz ołtarza z tronem jest w Polsce faktem i wchodząc w polityczne koalicje, hierarchowie ponoszą za nie polityczną odpowiedzialność.

Pierwszy w tym sezonie był jednak wystroił w sutanny całą swą obsadę dyrektor Maciej Podstawny, przygotowując w Instytucie Teatralnym czytanie "Bolesława Śmiałego" Wyspiańskiego. Kongregacja aktorów wałbrzyskich i warszawskich zasiadła w solidnych drewnianych ławach, wypożyczonych z Teatru Narodowego, a przywiezionych tam niegdyś z krakowskiego konwentu dominikanów. Aktorzy wystylizowani na klerycki teatrzyk przygotowywali na scenie spektakl o biskupie-męczenniku, względnie: biskupie-zdrajcy, układając historię pod narodowo-pobożną tezę o rzekomej odwiecznej wspólnocie interesów polskości i Kościoła, ciągle się samocenzurując i dbając, by nie przesadzić.

Właśnie, granice. Co bardziej dyplomatyczni komentatorzy troskają się, że "Klątwa" nie służy dialogowi. Że za mocne środki, że "bluźnierstwo" - który to religijny termin pozaprawny niektórzy podstawiają za i tak kuriozalną, a w polskim świeckim prawie wciąż obecną, "obrazę uczuć religijnych". Był wcześniej jeden spektakl o pedofilii w polskim Kościele, spektakl przejmujący, który jednak nie posuwał się do zabiegów tak brutalnych, jak- zwłaszcza postrzegany przez medialne zapośredniczenia - Frljić. "Serdeczny" w reż. Aleksandry Jakubczak powstał w Teatrze Ósmego Dnia według autobiograficznego tekstu Krzysztofa Szekalskiego. W mainstreamowej prasie tekst poświęcił "Serdecznemu" 1 (słownie: jeden) recenzent. Przez skromność nie powiem, który. Może trzeba było jeszcze ostrzej? "Dzisiaj inaczej się nie da", wykrzykuje w "Klątwie" Klara Bielawka po swoim monologu, o tym, że teatr Frljića taki dosadny i publicystyczny. I może ma rację - inaczej się nie da. W "Serdecznym", o ile mnie pamięć nie myli, sutanny nikt nie założył.

Zatroskani komentatorzy dziwują się antyklerykalnym emocjom, jak Andrzej Horubała teatralnym widzom. Jaki pozytywny program może przyświecać ludziom, którzy robią takie rzeczy? - pytał w dobrej wierze Wojciech Stanisławski z "Frondy Lux" na antenie Polskiego Radia 24. W mniej dobrej wierze na antenie TOK FM Jan Wróbel wyzywał twórców "Klątwy" od eskalujących nienawiść faszystów - przechwytując to porównanie od jednego z braci Karnowskich. I również dziwiąc się entuzjastycznym reakcjom części widzów na antyklerykalny przekaz.

Kiedy w Polsce tęsknota za świeckim państwem stała się czymś nie do pojęcia? Czy naprawdę tak trudno zrozumieć "antyklerykalną emocję" po przekazaniu Kościołowi publicznych nieruchomości wartych setki milionów złotych w niejawnych i niepodlegających procedurom odwoławczym postępowaniach komisji majątkowej? Warszawska reprywatyzacja (ta "świecka") zaczęła w końcu oburzać media i podlegać prawnym i politycznym rozliczeniom. Kościół prześlizgnął się wcześniej. Cicho i skutecznie.

Za rzadko może pojawia się w dyskusji o "Klątwie" nazywana wprost kwestia prawa do aborcji. Czy dlatego, że sprzeciw wobec zła pedofilii jest mniej kontrowersyjny i łatwiejszy do zadeklarowania, niż atak na tzw. "życie poczęte"? Jednak niezależnie od deklarowanego konserwatyzmu, również młode pokolenie doskonale rozumie, choć głośno nie mówi, że dostęp do aborcji to kwestia pieniędzy i kontaktów, a nie norm moralnych i metafizyki. Jak można nie rozumieć antyklerykalnej emocji po odebraniu połowie populacji praw reprodukcyjnych, przysługujących kobietom w całej Europie i nie tylko? Zrobiono to ćwierć wieku temu w imię rzekomego "kompromisu", tylko po to, by później spróbować odebrać połowie społeczeństwa nawet pozostawione wcześniej resztki. Tak kończą się źle pojęte "kompromisy" oraz "dialogi" wychodzący od zakwestionowania powszechnie uznanych we współczesnym świecie praw człowieka. Nic dziwnego, redaktorze Wróbel, że za dobitną negację takich "kompromisów" zbiera się oklaski. Sam klaskałem.

Zanim publicyści niepokorni zostali publicystami rządowymi, popularną wśród nich strategią było wyrzucanie publicystom okołoliberalnym, że nie wiedzą, na jakim świecie żyją i w jakim kraju mieszkają. Było to nieraz wyrzucanie niepozbawione podstaw, zwłaszcza względem średniostarszego pokolenia polskich liberałów. Wydaje się jednak, że kawiorowa prawica nie zdaje sobie sprawy z otaczających realiów w co najmniej równym stopniu, co wyklinany przez nią "salon". No bo prawicowi koledzy chyba przecież nie udają, nie kłamią, nie strugają idiotów?

--

Na zdjęciu: scena ze spektaklu "Bóg w dom", Teatr Polski, Bydgoszcz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji