Artykuły

Genialny Polak i Żyd z Wenecji

Jest kilka powodów, by "Kupca weneckiego" w Operze Narodowej uznać za wyjątkowe wydarzenie. Ale i za dowód naszej słabości.

Wyjaśnienie tej zagadki jest proste. Przedstawienie powstało w koprodukcji z festiwalem w Bregencji i tam najpierw je wystawiono. Czy gdybyśmy podjęli się inscenizacji samodzielnie, mielibyśmy szansę na nagrodę? Być może, bo inny, własny spektakl Opery Narodowej ("Qudsja Zaher" Szymańskiego) zdobył do niej nominację. Ale tonie my byliśmy inicjatorami, by po przeszło 30 latach doprowadzić wreszcie do prapremiery utworu Andrzeja Czajkowskiego, genialnego pianisty, który wolałby jednak być kompozytorem.

Gdyby nie zapał Davida Pountneya, szefa festiwalu w Bregencji, "Kupiec wenecki" spoczywałby nadal w archiwach. Europejscy krytycy zaś w równym stopniu zachwycili się inscenizacją Keitha Warnera, jak i samym utworem.

"Kupiec wenecki" jest osadzony w XX-wiecznych prądach muzycznych, a jednocześnie oryginalny i pełen pomysłów. W każdej scenie tej trzyaktowej opery z rozbudowanym epilogiem Czajkowski zastosował inne środki muzyczne. Ich zwieńczeniem jest wstrząsające interludium orkiestrowe po scenie upokorzenia Żyda Shylocka.

Brytyjczyk Keith Warner zrobił spektakl poruszający i niesłychanie precyzyjny. Rozbudował akcję, ale jeśli dodawał własne pomysły w momentach instrumentalnych, nigdy nie kłócą się one z muzyką. Przede wszystkim przeniósł akcję z renesansowej Wenecji do początku XX wieku, w epokę dynamicznego rozwoju kapitalizmu, by w ten sposób lepiej oddać zamysł kompozytora.

Czajkowski uwielbiał Szekspira, ale wybrał jego "Kupca weneckiego", ponieważ odnalazł w nim kogoś takiego jak on. Zawsze czuł się inny i obcy z racji żydowskiego pochodzenia, ale także orientacji seksualnej, niechęci do wszelkich konwenansów i rygorów. Żyd Shylock zaś przegrywa, bo rację ma zawsze większość. Jego córka ucieka z Lorenzem, gdyż szuka miejsca w bezpieczniejszym świecie. Czai się tu już bowiem nazizm - koszmar Czajkowskiego, chłopca wyprowadzonego z getta.

Z bregenckiej obsady do Warszawy przyjechało, niestety, jedynie troje wykonawców: Verena Gunz (Nerissa), Jason Bridges (Lorenzo) i na szczęście Charles Workman, znakomity Bassanio, na rzecz którego Antonio zaciągnął kredyt u Shylocka. Wcielił się w niego Lester Lynch, śpiewający dobrze, ale tej partii potrzeba więcej ekspresji. Fakt zaś, że Lynch jest Afroamerykaninem, wbrew pozorom nie dodał nowych kontekstów. Świetne były Marisol Montalvo (Jessica) i Sarah Castle (Portia), ale Lionel Friend poprowadził orkiestrę jedynie poprawnie.

"Kupiec wenecki" zostanie zagrany czterokrotnie, jego dalsze losy w Warszawie nie są znane. Być może zniknie, by ustąpić miejsca kolejnym koprodukcjom. Przyjmujemy je chętnie od innych, a szkoda, że w tej dziedzinie wciąż przejawiamy za mało własnej inicjatywy, więc inni odkrywają takie polskie skarby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji