Artykuły

Gdańsk. Holland i Więckiewicz wspominali Wajdę

Wypełnione niemal po brzegi audytorium Europejskiego Centrum Solidarności to wystarczający dowód na to, że Andrzej Wajda wciąż inspiruje i ciekawi widzów w różnym wieku. O zmarłym przed pięcioma miesiącami mistrzu polskiej kinematografii opowiadali w piątek w Gdańsku Agnieszka Holland i Robert Więckiewicz.

Nie brakowało zabawnych anegdot oraz refleksyjnych wspomnień, które często publika przerywała gromkimi brawami.

Zamiast pożegnania świętowanie

Spotkanie z cenioną reżyserką i popularnym aktorem było jednocześnie otwarciem drugiej edycji festiwalu Według Wajdy. Premierowa odsłona imprezy przed rokiem związana była z nadaniem reżyserowi tytułu honorowego obywatela Gdańska. Przegląd twórczości Wajdy wpisywał się również w obchody 90. urodzin laureata Oscara. Nazwa wydarzenia nie była zresztą przypadkowa, bo to sam filmowiec selekcjonował swoje dzieła, które przypominano starszym i prezentowano młodszym widzom:

- Zapytaliśmy przed rokiem Andrzeja Wajdę, co życzyłby sobie z okazji 90. urodzin. Bardzo nas zaskoczył, gdy stwierdził, że chciałby trzy razy spotkać się z gdańską publicznością i to właśnie w Europejskim Centrum Solidarności. Tak narodziła się idea wyjątkowego przeglądu, choć nikt z nas nie sądził, że może to być ostatnie spotkanie z wybitnym reżyserem - wspominał przed otwarciem tegorocznej edycji dyrektor ECS, Basil Kerski.

- Pracując nad kształtem tegorocznego festiwalu pomyśleliśmy, że nie chodzi o pożegnanie. Wręcz przeciwnie. To powinno być nowe zupełnie otwarcie naszych spotkań z Andrzejem Wajdą. Chcielibyśmy, aby festiwal co roku nie tylko przypominał filmy reżysera, ale też dawał odpowiedź na to, co siedzi nam w głowie, co myślimy i co czujemy, gdy oglądamy jego obrazy. Samo słowo festiwal sugeruje, że chodzi przede wszystkim o świętowanie, w tym przypadku wybitnej twórczości Wajdy - podkreślał kurator przeglądu, Michał Chaciński.

Właśnie taki charakter miało piątkowe spotkanie, podczas którego nie brakowało wielu zabawnych wspomnień o Wajdzie, w czym prym wiedli zaproszeni goście: Agnieszka Holland i Robert Więckiewicz.

"Córka" Wajdy wspomina przyjaciela

Ceniona reżyserka przede wszystkim wspominała początki współpracy z Andrzejem Wajdą. Te sięgały 1972 roku, kiedy jako świeżo upieczona absolwentka szkoły filmowej w Pradze trafiła pod opiekę utytułowanego już wówczas reżysera. Do pierwszego spotkania doszło w specyficznym miejscu, bo na planie "Wesela", gdzie ubrany w biały kożuch i czarne okulary, popalając cygaro, Wajda przypominał bardziej amerykańskiego producenta niż rodzimego reżysera. Był to początek długoletniej nie tylko współpracy na polu zawodowym, ale i przyjaźni, która mogła przerodzić się nawet w... więzi rodzinne:

- Sytuacja dotyczyła pracy przy "Człowieku z marmuru", którego miałam być drugim reżyserem. Gdy jednak bardzo niechętna wobec mnie władza zorientowała się w tych planach, nakazano odsunięcie mnie od produkcji. Andrzej z całą ekipą strajkował przez dwa tygodnie. Pewnego dnia zaprosił mnie do siebie do domu i powiedział, że ma dla mnie propozycję, po czym spytał, czy nie chciałabym, aby mnie formalnie zaadoptował: "Pani nazwisko nie pomoże w tym kraju, moje coś już znaczy". Jego oferta była jak najbardziej poważna. Chciał to zrobić z autentycznej troski o mój talent - z rozrzewnieniem wspominała Agnieszka Holland.

Holland, która w późniejszym czasie była m.in. scenarzystką filmu "Korczak", pamięta Wajdę jako człowieka niezwykle szczerego, oddanego swojej pasji, ale jednocześnie niezwykle wymagającego wobec aktorów, a szczególnie scenarzystów:

- Co rusz wprowadzał poprawki, zmieniał poszczególne sceny, nieustannie szukał zmian. Praca scenarzysty u boku Wajdy nie była prosta. To była wręcz udręka i katorga. Zanim oddawałam mu scenariusz, najpierw go opowiadałam, żeby uniknąć nadaremnej pracy. Niezależnie od tego i tak wprowadzał swoje poprawki. Czasami nawet na gorsze, ale właśnie taki był Andrzej.

Więckiewicz: nie dostałem roli u Wajdy przez... gumę do żucia

Dość niecodzienne okoliczności towarzyszyły pierwszemu spotkaniu z Wajdą Robertowi Więckiewiczowi. Zanim popularny dziś aktor został ekranowym Wałęsą, miał szansę pojawić się obsadzie ekranizowanej przez mistrza "Zemsty":

- Byłem tzw. "nikim", a szczytem marzeń było zagranie epizodu w serialu "Klan", ale i tak nikt mnie tam nie chciał. Dostałem zaproszenie na zdjęcia próbne "Zemsty", gdzie miałem wcielić się w rolę Wacława. Miałem scenę z Katarzyną Figurą. Poszło fantastycznie. Po kilku dniach zadzwonił do mnie Michał Kwieciński, jeden z producentów, i powiedział: "Słuchaj, świetnie, miałbyś tę rolę, gdyby nie jeden drobny fakt. Pan Andrzej był zachwycony, ale powiedział, że nie może u niego grać aktor, który żuje gumę".

Okazało się, że podczas całej sceny zestresowany Więckiewicz nerwowo żuł gumę, próbując ją skrzętnie ukryć, co nie uszło jednak uwadze czujnego reżysera:

- Byłem potwornie zestresowany. Dla mnie to była jakaś abstrakcyjna sytuacja, w której taki reżyser sięga po kogoś takiego jak ja. Nawet nie wiedziałem, że tę gumę żuję, robiłem to mimowolnie, absolutnie skupiając się na kwestiach, które miałem do wypowiedzenia.

Kilka lat później na casting do filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei" Więckiewicz przyszedł już bez gumy do żucia. I rolę dostał. Pracę na planie zdjęciowym u boku Wajdy pamięta do dziś. Nie zapomina też pierwszej pochwały z ust reżysera, który podczas przygotowań do kręcenia "Wałęsy" miał powiedzieć do aktora: "Gdzie się pan tak nauczył grać, jak pan nie grał w żadnym moim filmie?":

- Musiałem nauczyć się Wajdy, jego reakcji, zachowań, gestów. Był oszczędny w słowach, dyskretny, zostawiał wiele przestrzeni dla aktora, którego zadaniem było jej wypełnienie. Wajda nie mówił wprost, jak zagrać poszczególną scenę. Czekał na to, aż aktor sam wydobędzie z siebie maksimum. Dla aktora to niesamowita lekcja warsztatu, której się nie zapomina i która wpływa na całą późniejszą karierę. Tak było w moim przypadku.

Wajda łączy pokolenia

Podobnych wspomnień podczas piątkowego wieczoru było znacznie więcej. Opowieści Agnieszki Holland i Roberta Więckiewicza doskonale wpisywały się w formułę festiwalu, który nie chce reżysera żegnać, a zachować pełną żywych emocji pamięć o wybitnym twórcy. Świetnie klimat spotkania wyczuwała też publiczność, która zostawiła tylko kilka pojedynczych pustych foteli na sali. Spóźnialscy musieli solidnie się wysilić, by znaleźć dogodne miejsce. Co ciekawe, sporą część piątkowej publiki stanowili młodzi ludzie, którzy na grubo ponad godzinę zupełnie potrafili oderwać się od smartfonów i portali społecznościowych. Wajda, który na przestrzeni 60 lat swojej działalności zarażał filmową pasją kolejne pokolenia, nawet po śmieci okazał się łącznikiem starszych widzów z tymi dużo młodszymi. Po spotkaniu z filmowcami piątkowa publiczność obejrzała film "Korczak" z 1990 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji