Artykuły

"...tylko prawda zdolna będzie ocalać"

"Podobało się Panu Bogu, że jak rzeźbiarz, malarz, pisarz stanąłem tam, gdzie zwykle człowiek kończy, a społeczeństwo rozpoczyna". Ten bardzo znamienny cytat Cypriana Norwida, wiele nam mówi o Norwidzie-poecie, chciałoby się powiedzieć wyjątkowo natchnionym, ale także i o Norwidzie - wybitnym myślicielu, ogarniętym niepokojem o losy swojego kraju.

Norwid zna dobrze naród, z którego sam się wywodzi, a wiedza o tym narodzie służyć będzie twórcy "Zwolona" jak gdyby do natychmiastowych, bardzo jednak już dojrzałych przemyśleń, a z kolei do "przestrogi przed totalitarnymi konsekwencjami skrajnych doktryn i praktyk".

Poeta uczy mówienia prawdy, choćby była ona gorzka, a nawet okrutna, pełna ironii, ale tylko prawda zdolna będzie ocalać. Napisałem "jak gdyby do natychmiastowych przemyśleń", bo przecież u tej miary myśliciela co Norwid wykluczone zostają sądy, które mogłyby uchodzić za skrajne czy krzywdzące. Wszystko bowiem poeta dokładnie rozważył, na dramat naszej historii spojrzał bez uproszczeń, sentymentalizmu i dopiero wtedy - mówiąc językiem Biblii - powiedział: "Tak - tak, nie - n i e". Bo "co ponad to jest, ode złego jest".

Autor "Promethidiona" zna dobrze ciężar słów odwagi i roztropności. Wie także, iż cnoty męstwa, wstrzemięźliwości nie powinny schodzić na dalszy plan w życiu człowieka, w życiu każdego z nas, a co za tym idzie i w życiu narodu.

Bo w jednostce i w narodzie liczy się rozum, liczy się uczucie, broń Boże nie ckliwość. Mądrość więc i serce powinny iść z sobą w parze. Jeżeli dzieje się inaczej, to wtedy spotykają nas porażki. Zwolon ponosi klęski, jedna za drugą, także "za grobem". A ileż będzie jeszcze tych klęsk? Rozlewu krwi niewinnej? A nawet - jak powiedziała to w wywiadzie przed premierą "Zwolona" Krystyna Skuszanka "bezrozumnego rozlewu krwi". A odpowiedzialność za tę tragedię spada przecież na tyana i tych, którzy prowadzą właśnie bezrozumnie lud na śmierć. Ale gdybym najkrócej miał scharakteryzować "Zwolona", to powiedziałbym, że jest to rzecz wymierzona przeciwko nienawiści. Lecz jest to dramat i o tym, jak wielkie ideały mogą się rozpłynąć w prywacie, małostkowości, pustce, w czymś co jest miałkie i wyłącznie zewnętrzne.

Król i cała jego świta, aż do pośredniczącego wewnętrznie Szołoma, człowieka podłego, małego, tchórza, pochlebcy, sprzedawczyka - odnoszą triumfy. Tak, pozostaje naród, pozostaje społeczeństwo, które poniesie krzyż dramatu. To nie tylko gorycz, ale coś więcej: bezradność i bezsilność a także i rezygnacja z pewnych postaw moralnych. Zresztą na temat etyki czy jej braku w dziejach historii, jednostki, a także i polityki Norwid ma bardzo ciekawe, ciągle aktualne przecież spostrzeżenia.

Odniosłem jednak wrażenie, że sztuka wystawiona została nieco chaotycznie; to prawda, iż obrazy "Zwolona" tłoczą się w ogromnym ścisku jeden za drugim, że jest ich taki nadmiar, to wszystko prawda, ale dramat posiada wielką czystość i równowagę.

Razi mnie także nadmierny patos, to również prawda, że jest on u Norwida, lecz inaczej czyta się dramat, a jeszcze inaczej ogląda się go na scenie. Poza tym na pewno nie ułatwia odbioru sztuki uroczysty, dostojny, a nawet niezwykle namaszczony język, bardzo metaforyczny, skondensowany. Oszczędność słowa i wielki ciężar tematu. Dlatego też aktorzy występujący w "Zwolonie" musieliby niezwykle czysto i przejrzyście odtwarzać swoje role, a nie wszystkim to się udało.

W roli tytułowej występowali na zmianę: Krzysztof Wakuliński i Tomasz Budyta. Wakuliński grał jasno, przejrzyście i wiarygodnie podając w bardzo wzruszający sposób trudny przecież tekst poety. Budyta, młody a już wyróżniający się kilku ciekawymi rolami aktor i tym razem w sposób skupiony, sugestywny ale bez zbytniej ekspresji przekazał rozdarcie i dramatyzm postaci, jednocześnie pięknie mówiąc wiersz norwidowski. Dobre wprowadzenie dała również Ewa Krasnodębska, która na zakończenie całości "W pamiętniku" jeszcze raz już skrótowo i z puentą opowiada bardzo sugestywnie nam o tym porażającym dramacie bólu narodowego.

W przedstawieniu "Zwolona" występuje bardzo wielu aktorów, ale jak już zaznaczyłem nie wszyscy oni wyszli zwycięsko z tego "zmierzenia się" z trudnym tekstem Norwida. Szczególnie utrwaliły mi się w tej monologii dobrze radzący sobie z postaciami i tekstem "Zwolona": Król (Jan Tesarz), Zabór, prezes ministrów (Wojciech Brzozowicz), Szołom (Wojciech Siemion).

Parę słów o scenografii Krzysztofa Pankiewicza. I ona niezmiernie, lecz nie rażąco zagęszcza scenę. Tworzy właściwy przedstawieniu nastrój i klimat. Pomaga poprzez swoją autentyczność i prawdę w odbiorze obrazów.

Historyk literatury Zofia Trojanowicz takimi m. in. oto "Uwagami" dzieli się na temat "Zwolona" Norwida:

"W roku 1848 Norwid miał już za sobą trzy powstania i ponure doświadczenie z okresu krajowego. W Zwolonie wskazał ujemne konsekwencje polityczne i moralne ciągłych zrywów i spisków, lecz wska-zał także ich historyczną nieuchronność".

"Zwolon" przez ponad 130 lat czekał na sceniczną realizację. A więc z tą miłością do naszej rodzimej literatury nie zawsze było najlepiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji