Artykuły

Wygraj milion z Szymełe

"Wielka wygrana" Szolema Alejchema w reż. Tomasza Szczepanka w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Można by zapytać, czy warto było w Teatrze Żydowskim przypominać utwór Szolema Alejchema, który już kilka razy gościł na tej scenie, tyle że tym razem przepisany na nowo przez Martę Guśniowską. Sądząc po reakcjach premierowej publiczności raczej tak, a słowa "raczej" używam tylko dlatego, że ostatecznie do entuzjastycznego przyjęcia podczas oklasków premierowych nie doszło. Ale to nie zawsze jest optymalny miernik nastrojów panujących wśród widzów. Szczególnie na premierze. Ja, jako że ponuractwo jest mi obce, zwłaszcza jeśli przychodzę na komedię, bawiłem się całkiem dobrze, choć strategia reżysera, by wszystko pokazać w poetyce dość, nazwijmy to, siermiężnego kiczu, może na początku bardziej odstraszać, niż zachęcać do delektowania się tym mało eleganckim światem, choć w pewnym momencie z pretensjami do wielkości. Jednak jeśli zaakceptuje się poetykę tego muzycznego widowiska, można się w tej nie pozbawionej uroku komedyjce Marty Guśniowskiej naprawdę rozsmakować. Napisana jest bowiem inteligentnie, z dużym talentem, a momentami wręcz błyskotliwie. To nie jest tylko "odkurzona staroć".

Marty Guśniowskiej dzisiaj nikomu przedstawiać nie trzeba. To postać w teatralnym świecie bardzo dobrze znana. Autorka bywa w swoich tekstach nie tylko portrecistką obyczajów naszej rzeczywistości, ale też swego rodzaju filozofem, żartobliwym, pobłażliwym, stwarzającym nieoczekiwane i osobliwe prawdy, do tego dobrodusznym i przyjaznym ludziom. Nie inaczej jest w "Wielkiej wygranej" zainspirowanej wspomnianym już klasykiem literatury jidysz.

Reżyser Tomasz Szczepanek postawił na żywą akcję, nie gubiąc po drodze dialogów, które toczą się wartko i gładko, choć nie zawsze elegancko. Chodzi o to, by wydobyć całą ironię i cynizm sytuacji, w jakiej znalazł się biedny krawiec Szymełe Sorokier (Marek Węglarski) po wygraniu dwudziestu milionów. Szczepankowi udało się skonstruować przedstawienie stylistycznie jednorodne, precyzyjne w prowadzeniu narracji, dowcipne, choć powiedzmy od razu, że nie jest to dowcip ani specjalnie delikatny, wyrafinowany czy dyskretny. Sprawdza się zresztą dużo lepiej, kiedy aktorzy dociskają śrubę i jadą po bandzie. Pod tym względem można jeszcze niektórym wykonawcom pozwolić na większą dezynwolturę w prowadzeniu postaci. Myślę, że bez szkody dla portretu żony głównego bohatera może to zrobić Barbara Szeliga. Natomiast znakomita w roli moherowej staruszki jest Joanna Przybyłowska.

Bardzo dobrze sprawdza się w pierwszej scenie stylizacja na programy telewizyjne, w których biorą udział całe rodziny - oczywistość aluzji do Familiady czy Koła Fortuny, pokazanych z szerokim gestem i rozmachem, ujawnia też miałkość i tandetność tego typu audycji. Sporym temperamentem w tej sekwencji wykazali się Piotr Wiszniowski w roli prezentera, Monika Soszka jako jego asystentka oraz Piotr Chomik, Marcin Błaszak i Rafał Rutowicz jako niemalże "discopolowy boysband". Zresztą Chomik (Kopeł) i Błaszak (Moteł) jako już młodzi krawcy "na wydaniu" mają w tym spektaklu jeszcze jedno swoje "pięć minut", ale tego, co i jak robią zdradzać nie będziemy, by nie psuć zabawy tym, którzy zechcą sami poznać historię "Wielkiej wygranej". Tym bardziej, że przedstawienie Szczepanka jest naprawdę zabawne i na swój sposób stylowe, utrzymane w przyzwoitym rytmie, pomysłowo zaaranżowane i przez niemalże półtorej godziny skupia uwagę i bawi widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji