Artykuły

Lubelskie San Quentin

Artyści z Teatru Provisorium spotkali go na festiwalu teatralnym w Edynburgu. Był cały wydziarany i siedział w ich wspólnej garderobie, do której wchodząc, myśleli, że pomylili miejsca. Nadawał się ze swoim wyglądem bardziej do oddziału zamkniętego na tzw. "enkach" (cele dla niebezpiecznych więźniów) - pisze Łukasz Witt-Michałowski w Lubelskiej Gazecie Teatralnej Proscenium.

Rick Cluchey, bo o nim mowa, to były więzień San Quentin, cudem wyrwany z otchłani dzięki interwencji Samuela Becketta. Cluchey napisał do noblisty list, w którym prosił o zgodę na wystawienie jego sztuk w najcięższym z więzień świata. Skazany na dożywocie za napad z bronią w ręku, wyszedł po dwunastu latach, by stać się jednym z nielicznych przyjaciół pisarza, jego asystentem przy produkcjach w Schiller Theater w Berlinie i jednym z najoryginalniejszych scenicznych interpretatorów twórczości Irlandczyka na wiele lat po jego śmierci.

Probulosa z "Lizystraty" Arystofanesa poznałem w Areszcie Śledczym w Lublinie. Dzięki wsparciu życzliwych mu ludzi i naszej konsekwentności, udało się zorganizować jego wcześniejsze wyjście z miejsca odosobnienia. Był kolejno Ojcem w "Ostatnim takim ojcu" Pałygi i moim, Otellem w spektaklu "Już się ciebie nie boję, Otello!" Lewickiej, Złym, Tatą, występował u Passiniego, Adamczyka, Szczęśliwej i innych. Wykonał życiowy skok od ulicznika i gangstera na salony naszego establishmentu mieniącego się kulturą, po to by dowiedzieć się, że jako środowisko nie mamy na niego pomysłu. Praca nad sobą, która w innych okolicznościach skończyłaby się przyjaźnią z noblistą, na naszym podwórku jest znakiem zapytania: co dalej? Grywa od święta w naszych realizacjach, gdyż od święta grywamy. Pracuje z bezdomnymi, których w naszym mieście pełno, i ludźmi podobnie przez przeszłość pokiereszowanymi. Pracuje, z braku stałego etatu, dorywczo.

W roku jubileuszu miasta każdy zakłada związek wyznaniowy lub organizację pozarządową zajmującą się animowaniem kultury i kwestuje o dotacje. W efekcie produkt artystyczny działań owych tworów jest wtórny wobec prawidłowego rozliczenia oraz tego, by zgadzały się tabelki. Nie wszyscy jednak potrafią odnaleźć się w urzędniczej papierologii i powoli zaczynają marnieć. I tak oto dyrektorzy instytucji kulturalnych w naszym mieście, inwestując w wydmuszki, nie zauważają prawdziwej wartości w postaci osób takich jak On.

Kilka lat temu zwróciłem się do szefa polskiego więziennictwa z pomysłem założenia spółdzielni dla byłych więźniów, którzy zorganizowaliby pracownię scenograficzną dla teatrów lubelskich. Rzecz dawałaby pracę byłym przestępcom, włączając ich w działania kulturotwórcze i zapewniając chleb. Szef polskiego więziennictwa, świeżo przybyły z sejmu, gdzie zajmował się elektronicznym dozorem więźniów, rzekł: "Projekt ciekawy, ale nie ma na to programów europejskich i środków w budżecie". Jak żyć z pieniędzy projektowych wiedzą chyba najlepiej urzędnicy, także ci od kultury, bo sami funkcjonują w systemie etatowym.

Od dekady miasto Lublin nie dysponuje etatem dla Dariusza Jeża - polskiego Ricka Clucheya.

***

Na zdjęciu: Dariusz Jeż w spektaklu "Zły" Sceny Prapremier InVitro.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji